Andrzej Kubisiak, ekspert rynku pracy, zastępca Dyrektora ds. Badań i Analiz w Polskim Instytucie Ekonomicznym: Zdania są podzielone. Część analityków uważa, że po zakończeniu pandemii wrócimy do rzeczywistości, która dobrze znamy, a koronawirus stanie się szybko wypartym wspomnieniem. Ja należę, do tej drugiej części. Uważam, że pandemia stanie się katalizatorem poważnych zmian na rynku pracy, ale nie wszystkie będziemy w stanie zaobserwować na przestrzeni kilku miesięcy czy kwartałów. Jeśli chodzi o czterodniowy tydzień pracy to w mojej opinii pandemia nie będzie tutaj game changerem, ale może zrzucić pierwszy kamyczek, który w konsekwencji wywoła lawinę.
Kluczowym trendem będzie przyspieszenia automatyzacji i robotyzacji na rynku pracy. Ten proces już trwa, ale w wyniku pandemii zostanie jeszcze bardziej przyspieszony. Za tym podąży kolejny element, czyli wzrost wydajności pracy, co długofalowo może doprowadzić do sytuacji, w której skrócenie czasu pracy zacznie się firmom kalkulować.
Istotna jest również demografia. Musimy pamiętać, że większość społeczeństw w krajach rozwiniętych starzeje się, co widać na przykładzie Europy Zachodniej. W kolejnych latach będzie to prowadzić do dalszego ograniczenia podaży pracy. Wówczas skrócenie jej wymiaru może okazać się działaniem nie tyle racjonalnym, ile koniecznym.
Im więcej mamy czasu wolnego, tym więcej wydajemy środków, żeby ten czas spędzić jakościowo. Wydaje się więc, że pójście w stronę skracania wymiaru czasu pracy, przy jednoczesnym zwiększeniu jej wydajności i zachowaniu porównywalnych wynagrodzeń, może mieć w przyszłości pozytywny wpływ na usługi czy handel, a więc te gałęzie gospodarki, które w największym stopniu są zależne od rosnącego poziomu konsumpcji.
Hiszpanie rozważają ustawowe wprowadzenia czterodniowego tygodnia pracy, przy proporcjonalnej obniżce wynagrodzeń. Nie jest to więc optymalne rozwiązanie z punktu widzenia pracownika, ale ma na celu zwiększenie popytu na pracę. Warto pamiętać, że kraj ten od lat zmaga się z rosnącym bezrobociem, które wśród młodych przekracza dziś 40 procent.
Bez względu na to, jakie motywacje przyświecają Hiszpanom, będzie to pierwszy eksperyment z czterodniowym tygodniem pracy w wymiarze krajowym, do którego w przyszłości wszyscy będą się odwoływać. Sukces lub porażka tego projektu może doprowadzić do tego, że zostanie on zaadaptowany przez inne kraje lub też na wiele kolejnych lat pozostanie jedynie tematem akademickich rozważań.
Być może zabrzmi to paradoksalnie, ale skrócenie czasu pracy w warunkach pandemicznych wcale nie musi przełożyć się na dobrostan psychiczny pracowników. Wynika to z faktu, że wielu z nas w tej kryzysowej sytuacji ucieka w świat zawodowy, który jest dla nas namiastką normalności. Z kolei nasz czas wolny z normalnością ma dziś niewiele wspólnego. Szczególnie w sytuacji, gdy nie możemy spotkać się z rodziną bądź przyjaciółmi i odwiedzić miejsc, w który zazwyczaj ten czas spędzaliśmy.
Pandemia i praca zdalna wyk. Marta Kondrusik
Model 5 x 6 wydaje się łatwiejszy do wdrożenia i bardziej elastyczny. Sześciogodzinny dzień pracy mógłby poprawić sytuację młodych rodziców, ułatwiając im pogodzenie ich kariery zawodowej z opieką nad dziećmi. Rozwiązanie to byłoby również korzystne dla osób starszych, które chciałyby kontynuować aktywność zawodową, ale dla których czterdzieści godzin pracy w tygodniu to zbyt duże obciążeni. Byłaby to szczególnie istotna zmiana w warunkach polskich, gdzie praca na 4/5 etatu jest rzadkością.
Warto przyglądać się tym eksperymentom, ale nie powinniśmy wyciągać zbyt pochopnych wniosków. Musimy pamiętać, że Microsoft testował czterodniowy tydzień pracy przez kilka miesięcy. Jest pewien mechanizm psychologiczny, który sprawia, że pracownicy poddani tego rodzaju eksperymentom przez określony czas potrafią bardziej angażować się w swoje obowiązki. Jest to dla nich bowiem coś nowego i ekscytującego.
Nie musimy szukać daleko. Wystarczy przypomnieć sobie pierwszą falę pandemii koronawirusa w Polsce, gdy wielu z nas przeszło na tryb pracy zdalnej. Wówczas cieszyła się ona sporym entuzjazmem, a pracodawcy chwalili się, że efektywność pracy w ich firmach pozostała na tym samym poziomie, co przed pandemią lub wręcz się zwiększyła. Druga fala pandemii zdecydowanie osłabiła ten entuzjazm, na co zwracają dziś uwagę zarówno managerowie, jak i sami pracownicy.
Dlatego, wracając do czterodniowego tygodnia pracy, o wiele istotniejszy wydaje się wspomniany już eksperyment hiszpański. Nie mówimy tu bowiem o kilku miesiącach testów, ale o trwałym legislacyjnym rozwiązaniu. Jeśli Hiszpania rzeczywiście wdroży to rozwiązanie, wówczas dowiemy się, czy skrócenie wymiaru pracy pozytywnie wpływa na jej efektywność w zdecydowanie dłuższej perspektywie.
Zdecydowanie tak. Szczególnie że mówimy tu o branżach, w których już teraz mamy do czynienia ze sporą elastycznością, jeśli chodzi o wymiar pracy, czy miejsce jej wykonywania. Mogę sobie wyobrazić scenariusz, w którym to właśnie wielkie międzynarodowe korporacje rozpoczynają rewolucję związaną z czterodniowym tygodniem pracy. Warto jednak pamiętać, że wówczas proces ten będzie przebiegał wolniej, niż w sytuacji, gdyby rozpoczął się na szczeblu krajowym.
W tym miejscu dotknął pan kluczowego problemu. Czym innym są legislacyjne rozwiązania i limity wynikające z prawa pracy, a czym innym praktyka życia codziennego. Te dwie kwestie obecnie nie idą ze sobą w parze. I to nie tylko w Polsce. Dlatego wydaje mi się, że zanim rozpoczniemy poważną debatę nad czterodniowym tygodniem pracy, powinniśmy najpierw – przynajmniej na poziomie Unii Europejskiej – rozwiązać problem nadgodzin, które są nieewidencjonowane, nieklasyfikowane, a w wielu przypadkach również nierozliczane. Możemy oczywiście odgórnie zmniejszyć liczbę godzin pracy, ale bez zajęcia się nadgodzinami będzie to fikcyjne rozwiązanie, a sytuacja pracowników na rynku pracy pozostanie bez zmian.
Polska jest krajem, który wciąż znajduje się na dorobku i podąża za peletonem bogatych państw Europy Zachodniej. Wdrożenie czterodniowego tygodnia pracy, przy relatywnie niskiej produktywności i niskim poziomie automatyzacji, byłoby więc kulą, którą sami sobie zakładamy na nogę w czasie tego wyścigu. Szczególnie w scenariuszu, w którym wychodzimy przed szereg i wdrażamy taki model przed innymi krajami Starego Kontynentu. Trudno jednak w obecnej sytuacji taki scenariusz sobie wyobrazić.
W tym miejscu musimy również zwrócić uwagę na strukturę polskiej gospodarki, w której kluczowym obszarem jest przemysł. To specyficzny sektor, który wymaga skokowego wzrostu wydajności pracy, aby móc skracać jej czas. Wzrost wydajności musi iść z kolei w parze ze wspomnianą już automatyzacją. Co więcej, są takie branże, jak np. budownictwo mieszkaniowe, których w pełni nie zautomatyzujemy.
Na dzień dzisiejszy propozycja wdrożenia czterodniowego tygodnia pracy pojawia się więc w kontekście najbardziej rozwiniętych i najbogatszych gospodarek, które w dużej mierze opierają się na sektorze usług. To kraje Europy Zachodniej wyznaczą standardy i dadzą przykład, za którym później podąży reszta świata.
Mówimy tu o procesie, który musi dokonywać się stopniowo. Mamy przykład ze wcale nieodległej przeszłości, kiedy to zmniejszono wymiar pracy z sześciodniowego na pięciodniowy, choć wówczas proces ten był silnie połączony z procesami politycznymi. Odbywało się to stopniowo wraz z narastaniem liczby wolnych sobót, a sam proces był rozłożony na lata. Dopiero później wprowadzono weekendy, w takiej formie, jaką znamy dziś.
Dekada to minimum, ale obecnie wszystko wskazuje na to, że będą co najmniej dwie dekady. Myślę więc, że wdrożenie czterodniowego tygodnia pracy to zmiana, która w większym stopniu będzie dotyczyć mojego trzyletniego syna, niż pana czy też mnie. Choć możemy załapać się na końcówkę tej transformacji.
Bo moim zdaniem jest nieunikniony. Możemy dyskutować o tym kiedy i którą ścieżką dojdziemy do tego rozwiązania lub też, który z modeli wydaje się potencjalnie najskuteczniejszy. Nie zmienia to faktu, że – tak jak w przypadku wielu innych rewolucji na rynku pracy – w końcu obudzimy się w rzeczywistości, w której czterodniowy tydzień pracy stanie się w większości państw standardem. To wszystko nie wydarzy się jednak z dnia na dzień.