Większość banków z portfelami kredytów frankowych od kilku tygodni intensywnie pracuje wspólnie - także w kooperacji z Komisją Nadzoru Finansowego - nad szczegółami ugód z frankowiczami.
Ich podstawą ma być grudniowa propozycja przewodniczącego KNF Jacka Jastrzębskiego, która sprowadza się do tego, że kredyt walutowy byłby przeliczony w ten sposób, jakby od początku był zobowiązaniem w złotych. Tak, jakby frankowicz w dniu podpisania umowy nie dostał pod nos umowy kredytu "frankowego", ale taki dokument (z takimi warunkami), jaki banki podsuwały w tamtym czasie osobom zaciągającym typowe kredyty złotowe.
Banki bardzo mocno liczą jednak na wsparcie Narodowego Banku Polskiego w procesie przewalutowań. Miałoby ono polegać na zakupie franków przez NBP od Szwajcarskiego Banku Narodowego i udostępnienie ich bankom, aby te mogły spłacić finansowanie kredytów frankowych.
Jeszcze podczas konferencji prasowej 5 lutego prezes NBP Adam Glapiński był bardzo powściągliwy w kwestii pomocy bankom. Wprawdzie podkreślał, że koniec niepewności związanej z kredytami walutowymi wyszedłby sektorowi bankowemu na dobre, ale jednocześnie mówił, że "na stole nie ma żadnej konkretnej propozycji, do której mógłby się odnieść", a medialne dywagacje na temat porozumień nazywał "totalnym nieporozumieniem". Dodawał, że NBP podejmie decyzję, dopiero gdy zobaczy szczegóły koncepcji przewalutowań. Przy okazji pozwolił sobie też na uszczypliwość, zauważając, że list bankowców do NBP z prośbą o pomoc trafił do mediów "w ramach jakiegoś dziwnego trybu postępowania".
W oficjalnym komunikacie z 9 lutego NBP niby również zwraca uwagę na mnóstwo niewiadomych wokół całego procesu, ale jednak zostaje wysłany do banków i rynku delikatny sygnał - "zarząd NBP może rozważyć ewentualne zaangażowanie w proces przewalutowania mieszkaniowych kredytów walutowych na złote".
Stawia jednak pięć kluczowych warunków.
Po pierwsze, to porozumienie wielu banków tak, aby inicjatywa zapewniła objęcie "przeważającej części portfela walutowych kredytów mieszkaniowych w kraju".
Po drugie, to przedstawienie przez banki "wiarygodnej informacji o zainteresowaniu istotnej części ich kredytobiorców skorzystaniem z oferty przewalutowania".
Po trzecie, to zgoda walnych zgromadzeń akcjonariuszy na przewalutowania.
Po czwarte, to taka konstrukcja ugód, aby nie pozostawiały żadnych prawnych możliwości dochodzenia dalszych roszczeń przez frankowiczów po podpisaniu ugód.
I w końcu po piąte, to "przedstawienie wiążących planów odbudowy kapitałów" po akcji konwersji kredytów walutowych. Po ugodowym przewalutowaniu (znacznej) części portfela kredytów walutowych bankom pogorszyłyby się wskaźniki stabilności finansowej - m.in. współczynnik wypłacalności czy współczynnik dźwigni. NBP oczekuje, że banki przygotują plany, który pozwolą tym wskaźnikom powrócić do stanu sprzed konwersji. Co istotne, plany mają zakładać - w okresie ich obowiązywania - m.in. brak wypłaty dywidend czy wstrzymanie wypłat premii.
NBP zaznacza też, że przewalutowanie kredytów walutowych na złote odbyłoby się nie na preferencyjnych dla banków warunkach, ale "na zasadach i według kursów rynkowych".
W oficjalnym komunikacie NBP zwraca uwagę, że zanim publicznie padła propozycja przewalutowań kredytów frankowych na złote, nie była ona z bankiem centralnym konsultowana.
Na obecnym etapie brakuje przede wszystkim informacji, jaki miałby być zakres projektowanej operacji, czy oferta przewalutowania zostanie skierowana do wszystkich kredytobiorców, jaka część klientów byłaby skłonna skorzystać z oferty oraz w jaki sposób banki mają zamiar rozwiązać kwestie związane z kredytami już spłaconymi
- pisze w komunikacie NBP. Dodaje, że ocenę utrudnia fakt, że nie wszystkie banki przyłączyły się do inicjatywy.
Z punktu widzenia ewentualnego zaangażowania NBP, krytyczne znaczenie ma systemowy charakter operacji. (...) Brak uczestnictwa wszystkich banków w operacji sprawia, że nie wszyscy klienci będą mogli skorzystać z oferty przewalutowania. Zatem problem kredytów walutowych (...) nie zostanie ostatecznie rozwiązany i ryzyko z nimi związane dalej ciążyć będzie na sektorze
- czytamy w komunikacie banku centralnego.