4 marca mija rok od stwierdzenia w Polsce pierwszego przypadku zakażenia koronawirusem. Nikt nie przeczuwał jeszcze wtedy, jak najbliższe miesiące zmienią naszą rzeczywistość pod wieloma względami. Tysiące Polaków straciło bliskich, zmagało się z problemami zdrowotnymi, walczyło o przetrwanie w biznesie i na rynku pracy. Po 12 trudnych miesiącach pokazujemy w Gazeta.pl pandemiczną codzienność z różnych perspektyw. Spoglądamy także w przyszłość - z ostrożnością, ale i nadzieją.
***
Gdy w 2018 r. umierało w Polsce, według danych GUS, ok. 414 tys. osób, alarmowano, że to najwięcej od drugiej wojny światowej. Kolejny rok był tylko minimalnie lepszy - zmarło blisko 410 tys. Trendy demograficzne w Polsce (starzejący się powojenny wyż) są nieubłagane i możliwe, że w "normalnych" okolicznościach odnotowalibyśmy w Polsce w 2020 r. nawet blisko 420 tys. - mówiły o tym choćby prognozy demograficzne Eurostatu czy Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Ale tego, co się stało, chyba nikt się nie spodziewał. Z oficjalnych danych z Rejestru Stanu Cywilnego wynika, że w 2020 r. zmarło w Polsce blisko 479 tys. osób. Ministerstwo Zdrowia, dodając zgłoszone zgony Polaków za granicą, doliczyło się nawet ponad 485 tys. śmierci (acz tutaj należy zwrócić uwagę na rozbieżności z danymi GUS - stosując taką metodologię np. w 2019 r. zmarło ok. 418 tys. Polaków).
W każdym razie - choć niemożliwym jest dokładne określenie, ilu Polaków zmarłoby w alternatywnej, niepandemicznej rzeczywistości - to można mówić o ok. 60-70 tys. "dodatkowych" śmierci w Polsce w 2020 r.
Jakby w rok zniknęły Siedlce
Co więcej, pandemia wszakże nadal trwa i niestety także w pierwszych dwóch miesiącach 2021 r. obserwowana jest podwyższona śmiertelność. Jest ona już niższa niż jesienią ubiegłego roku, ale mimo wszystko w styczniu zmarło w Polsce ok. 25-30 proc. więcej osób niż w poprzednich latach. Z danych GUS wynika, że po styczniu br. liczba zmarłych w ciągu minionych dwunastu miesięcy wynosiła już blisko 489 tys. Prawdopodobnie po lutym przekroczyła 490 tys. (dość wstępnie licząc, można szacować, że podwyższona śmiertelność wyniosła ok. 10 proc.).
Słowem - gdyby przyjąć okres od początku marca do końca lutego br. jako rok koronawirusa w Polsce, to jego bilans to ponad 490 tys. śmierci - o ok. 80 tys. więcej niż w 2018 czy 2019 r. To tak, jakby z mapy Polski zniknęły Siedlce czy Jelenia Góra. Innymi słowy - można szacować, że mniej więcej co szósta śmierć w Polsce w ciągu dwunastu miesięcy pandemii była "nadmiarowa" - taka, do której w innych okolicznościach mogłoby nie dojść.
Choć pod względem "nadmiarowych" śmierci najgorsze w 2020 r. były jego ostatnie trzy miesiące (w październiku i grudniu zmarło o prawie połowę więcej osób niż w poprzednich latach, w listopadzie o 100 proc.), to właściwie od kwietnia mieliśmy o kilka procent więcej śmierci niż średnio we wcześniejszych trzech latach. W sierpniu i wrześniu zrobiło się jeszcze poważniej, bo zmarło o 9-10 proc. więcej osób niż w poprzednich latach.
Polacy tracili przez rok pandemii przede wszystkim swoich rodziców i dziadków. Z danych z Rejestru Stanu Cywilnego wynika, że o ile śmiertelność wśród osób w wieku poniżej 65 lat była w 2020 r. o ok. 7,5 proc. wyższa niż w 2019 r., o tyle wśród osób w wieku 65 lat i więcej - aż o ok. 19,5 proc. Innymi słowy - ok. 90 proc. "dodatkowych" śmierci to osoby 65+. Z innego ujęcia Ministerstwa Zdrowia wynika, że grupa osób 60+ "odpowiada" za 94 proc. nadmiarowych śmierci w Polsce w 2019 r.
Łącznie z powodu COVID-19 lub współistnienia tej choroby z innymi, zmarło w Polsce do końca lutego blisko 44 tys. osób. Ale tak naprawdę to bardzo niepełny wycinek pełnego obrazu, co Ministerstwo Zdrowia pokazało w swoim "Raporcie o zgonach w Polsce w 2020 r.".
Gdyby przyrównać ok. 28,5 tys. "covidowych" śmierci w 2020 r. do ok. 67 tys. "dodatkowych" (względem 2019 r.), to okaże się, że odpowiadają one tylko za ok. 43 proc. całej "nadwyżki". Jednak kolejne aż 27 proc. "nadwyżki" (a więc ok. 18 tys.) stanowiły śmierci osób zakażonych koronawirusem, które jednak nie zostały zaraportowane jako spowodowane SARS-CoV-2.
Mogą to być zgony związane z powikłaniami wirusa lub zgony wśród pacjentów, którzy ulegli zakażeniu w szpitalu, będąc już w stanie krytycznym
- tłumaczy resort zdrowia.
Z raportu Ministerstwa Zdrowia wynika też, że mieliśmy w 2020 r. ok. 20 tys. dodatkowych śmierci osób bez stwierdzonego zakażenia. Trudno mówić o dokładnych przyczynach śmierci w tej potężnej grupie, ale zapewne mieszczą się w niej zarówno osoby, które mimo wszystko mógł dotknąć COVID-19 (ale nie zdążyły zostać przetestowane w kierunku zakażenia), jak i osoby z innymi schorzeniami (np. zawały, udary), które z powodu jesiennego załamania systemu opieki zdrowotnej nie otrzymały koniecznej pomocy medycznej na czas. Mogą to być też osoby z przewlekłymi chorobami, których leczenie w czasie pandemii zostało z różnych względów zaniedbane. Bazując na doświadczeniach lekarzy, można przypuszczać, że jest też grupa osób, które z powodu obaw przed zakażeniem koronawirusem zbyt długo odwlekały wizytę na SOR lub w przychodni.
Liczba osób zmarłych w Polsce w 2020 r. jest nie tylko dramatyczna sama w sobie, ale także na tle Europy. Porównaliśmy - na podstawie danych Eurostatu - średnią liczbę osób zmarłych w każdym unijnym kraju w latach 2017-2019 z danymi z 2020 r. Efekt?
Tylko w Hiszpanii doszło do większego niż w Polsce skoku liczby śmierci. Było ich tam w 2020 r. ok. 17,1 proc. więcej niż średnio w trzech wcześniejszych latach. W Polsce - ok. 16,4 proc. Bezpośrednio za naszymi plecami znalazły się Belgia, Słowenia, Czechy i Bułgaria.
Polska jest też w czołówce innego przykrego zestawienia. Gdyby przeliczyć nadwyżkę śmierci w 2020 r. (względem lat 2017-2019) na milion mieszkańców, to okazałoby się, że tylko Bułgaria ma gorsze liczby od nas. Tam doszło do ok. 2150 "dodatkowych" śmierci na milion mieszkańców, w Polsce ok. 1750. Kolejne w zestawieniu są Rumunia, Hiszpania, Słowenia i Czechy (ok. 1500-1700 "dodatkowych" śmierci na milion osób).
Dramatyczny wzrost liczby śmierci to jedno. Ale polską demografię toczył także w 2020 r. inny problem - spadek liczby urodzeń. W ubiegłym roku urodziło się w Polsce niespełna 355 tys. dzieci - najmniej od 2003 r.
Co więcej, gdyby przeanalizować ostatnie dwanaście miesięcy, za które mamy już dane - tj. od lutego 2020 r. do końca stycznia 2021 r. - to okaże się, że liczba urodzeń spadła już poniżej 350 tys. i jest najniższa od drugiej wojny światowej.
Tym samym w okresie luty 2020 - styczeń 2021 w Polsce mieliśmy tylko ok. 349 tys. urodzeń i aż ok. 489 tys. śmierci. Pandemiczna wyrwa demograficzna sięga więc już 140 tys. osób.
Rocznica stwierdzenia pierwszego przypadku COVID-19 w Polsce. Zobacz inne nasze teksty - Wiadomosci.gazeta.pl i Next.gazeta.pl >>>