Branża hotelarska reaguje na wprowadzenie kolejnych restrykcji dotyczącej działalności obiektów noclegowych. Jej przedstawiciele apelują też do rządu o jasną politykę informacyjną. Domagają się przedstawienia konkretnego planu dotyczącego funkcjonowania hoteli w okresie świąt wielkanocnych. W czwartek minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował, że lockdown zostaje wprowadzony w woj. mazowieckim i woj. lubuskim. Wcześniej objęto nim Warmię i Mazury.
Marek Łuczyński Prezes Polskiej Izby Hotelarzy w rozmowie z Gazeta.pl nie kryje rozczarowania.
Panuje totalny chaos informacyjny. Czujemy się oszukani przez rząd. Pan Jarosław Gowin się schował, pojawi się zapewne, kiedy będą luzowane restrykcje. Prawda jest taka, że departament turystyki w Ministerstwie Rozwoju został całkowicie zmarginalizowany przez ministra zdrowia oraz Radę Medyczną przy KPRM. To karygodne zachowanie
- twierdzi.
Zdaniem przedstawiciela branży działania rządu to "polityka ucinania psu ogona". - Gdyby zamknięto kraj w jednym terminie, doszłoby do buntu przedsiębiorców, hotelarzy. Rząd realizuje strategię zamykania nas po kawałeczku - zauważa.
Marek Łuczyński postuluje, by wprowadzać lockdowny na poziomie powiatów, a nie zamykać całe województwa i karać hotelarzy. - Najpierw potraktowano tak przedsiębiorców z warmińsko-mazurskiego, a teraz kolejnych - zauważa.
PPIH proponowała rządowi konkretne rozwiązania. Nie spotkały się jednak z akceptacją rządu. - Branża apelowała o stworzenie mapy drogowej na najbliższe tygodnie, miesiące. Ale nie ma odzewu [chodzi o mapę wyznaczającą jasne progi wprowadzania bądź zdejmowania określonych obostrzeń epidemicznych, w skali krajowej bądź lokalnej - red.). Hotel to nie jest stragan z warzywami, nie da się prowadzić poważnych inwestycji, kiedy rząd nie ma strategii, a reaguje tylko na bieżące wydarzenia - stwierdza Łuczyński.
Izba Gospodarcza Hotelarstwa Polskiego w przesłanym do redakcji next.gazeta.pl oświadczeniu podkreśla znaczenie okresu świątecznego dla branży. "Wielkanoc jest czasem szczególnym dla hotelarzy i bardzo wyczekiwanym momentem wśród gości. Hotele już zainwestowały środki finansowe i rozpoczęły przygotowania do nadchodzących świąt, a goście zaplanowali wypoczynek i dokonali rezerwacji" - czytamy w dokumencie.
Branża nie jest też zadowolona z tego, jak niewiele czasu rząd, daje jej na dostosowanie się do nowych restrykcji. Podaje przykład Mazowsza, i woj. lubuskiego, gdzie hotelarzom dano zaledwie cztery dni na przygotowanie się do lockdownu.
"Rząd nie wziął pod uwagę, że hotel to złożona machina, której nie da się uruchomić i wyłączyć z dnia na dzień. Na rozruch obiektu potrzebny jest czas, pieniądze i ludzie, a w tej chwili hotelarze zostali pozbawieni wszystkich tych czynników. Zamknięcie hotelu to również złożony proces, wymagający odpowiedniej logistyki" - czytamy w oświadczeniu IGHP.
Przedstawiciele przedsiębiorców są zaniepokojeni brakiem pomocy dla regionów objętych lockdownem. Odwołują się do medialnych zapowiedzi wicepremiera Jarosława Gowina dotyczących pomocy w wysokości 300 mln zł dla woj. warmińsko-mazurskiego. "Te pieniądze te nadal nie trafiły do hotelarzy. Co z pomocą dla kolejnych województw?" - pytają.
Izba zwraca też uwagę na fakt, że już 28 stycznia br. Komisja Europejska podwyższyła limit kwoty pomocy publicznej de minimis. W Polsce - pomimo licznych apeli wielu środowisk, w tym branży hotelarskiej - kwota limitu wciąż nie została zmieniona. "Mijają kolejne dni, obostrzenia są sukcesywnie rozszerzane na nowe regiony, a hotelarze zostali de facto pozbawieni dostępu do pomocy państwa, ponieważ większość osiągnęła limit, który już dawno w innych krajach Unii Europejskiej nie obowiązuje" - twierdzą przedstawiciele branży.