Oficjalnie ta informacja zostanie potwierdzona wraz z publikacją decyzji w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej, co ma nastąpić jeszcze dzisiaj (22 marca). Ostatni raz Unia Europejska nakładała sankcje na Chiny za łamanie praw człowieka po masakrze na Placu Tiananmen w 1989 roku.
Na czarnej liście znalazło się czterech urzędników, którzy będą mieli zakaz wjazdu do Unii i zamrożone majątki w Europie, oraz jedna firma, której aktywa też zostaną zablokowane. Sankcje nie są bardzo dotkliwe, ale symboliczne, bo to kolejna odsłona w skomplikowanych relacjach Unii z Chinami. Decyzja nie była łatwa i kraje członkowskie spierały się długo w tej sprawie, bo we Wspólnocie nie ma jednomyślności jak traktować Chiny - jedni uważają, że to strategiczny partner, inni - że systemowy rywal, szerzący dezinformację.
Do dzisiejszych sankcji wykorzystane zostały niedawno uzgodnione przepisy w Unii pozwalające na nakładanie restrykcji za łamanie praw człowieka. Na podstawie tych przepisów sankcjami objęto Rosję, Libię, Koreę Północną, Sudan Południowy i Erytreę. W sumie na czarną listę wpisanych zostało 11 osób, oraz 4 firmy. Kolejne sankcje mają zostać nałożone na polityków Mjanmy (dawniej Birmy).
Powodem nałożenia sankcji na Chiny są masowe prześladowania ujgurskich muzułmanów. Władze chińskie twierdzą, że mniejszość ta przebywała w swoistych ośrodkach reedukacyjnych. Ujawnione w 2019 roku dokumenty mówią jednak o obozach w Autonomicznym Regionie Sinciang, w których ludzie są więzieni bez formalnego oskarżenia. W tamtym okresie miało się w nich znajdować nawet milion Ujgurów. Śledztwo AP wykazało w 2020 roku, że do obozów trafiają m.in. rodzice, którzy mają zbyt liczne potomstwo. Ponadto chińskie władze mają prowadzić politykę, której celem jest zmniejszenie liczebności mniejszości ujgurskiej, m.in. poprzez zmuszanie kobiet do aborcji, sterylizacji i antykoncepcji. Chińskie MSZ jeszcze w lutym tego roku zaprzeczało zarzutom dot. łamania praw człowieka wobec Ujgurów.