O wycieku danych 533 milionów użytkowników Facebooka dowiedzieliśmy się na początku kwietnia. Problem był ogólnoświatowy, dotyczył też 2,6 mln Polaków.
Do sieci trafiły m.in. nazwa użytkownika, numer telefonu, miejsce urodzenia, a czasami także adres e-mail, data utworzenia konta czy określone przez użytkownika miejsce pobytu. Facebook poinformował, że winna była luka w systemie.
Irlandzka Komisja ds. Ochrony Danych (DPC) przekazało, że zbada sprawę wycieku danych z Facebooka. Instytucja odpowiada m.in. za nadzór nad polityką prywatności Facebooka, Apple czy Google w Unii Europejskiej. Komisja przyjrzy się, czy firma dochowała unijnych wymogów prawnych w tej materii. DPC podejrzewa bowiem, że mogły zostać naruszone zapisy RODO.
Facebook twierdzi, że usterkę, przez którą nastąpił wyciek, naprawił w 2019 roku, a większość danych pochodzi jeszcze sprzed okresu wejścia w życie RODO w 2018 roku, informuje computerweekly.com. Istnieje jednak obawa, że informacje, które wyciekły były objęte unijnym rozporządzeniem.
Facebookowi grozi wysoka kara w wysokości nawet 4 proc. rocznych przychodów. To by oznaczało, że spółka musiałaby uiścić około 3,4 mld dolarów grzywny. Firma zapowiedziała pełną współpracę przy śledztwie, które będzie dotyczyć wedle słów rzeczniczki przedsiębiorstwa "funkcji ułatwiających ludziom znalezienie i połączenie się ze znajomymi".
Funkcje te są powszechnie stosowane przez wiele aplikacji i chętnie je objaśnimy wraz ze środkami ochrony, które zamieściliśmy
- oświadczyła rzeczniczka portalu.