W piątek Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zastosował wobec Polski tymczasowy środek, nakazując natychmiastowe wstrzymanie wydobycia węgla w kopalni Turów. Polski rząd błyskawicznie ogłosił, że wykonanie decyzji TSUE w praktyce oznaczałoby konieczność zamknięcia również i elektrowni. A przedstawiciele Zjednoczonej Prawicy ogłosili wprost, że decyzji europejskiego sądu nie wykonają.
Politycy opozycji ostrzegają, że zignorowanie decyzji TSUE może oznaczać dla Polski olbrzymie wydatki - Trybunał może bowiem nałożyć na nasz kraj kary finansowe. Właśnie tego typu groźba sprawiła, że polski rząd podporządkował się TSUE w sprawie Puszczy Białowieskiej w 2017 roku.
Ten scenariusz może jednak nigdy się nie zrealizować. Jak donosi RMF FM premier Mateusz Morawiecki ma poprosić premiera Czech Andreja Babisza "o zmianę zdania w sprawie kopalni w Turowie". Południowi sąsiedzi mieliby wycofać swój wniosek o zamknięcie Turowa.
Szef rządu skomentował kwestię kryzysu związanego z kopalnią Turów tuż przed wylotem do Brukseli. - Jesteśmy otwarci na negocjacje, ale swoje stanowisko dotyczące utrzymania kopalni i elektrowni w ruchu pozostawiamy niezmienne. Będę rozmawiał z premierem Babiszem - stwierdził. - Dla nas jest to sprawa fundamentalna. Nie doprowadzić do katastrofy ekologicznej, energetycznej i gospodarczej w tej części Europy - dodał.
Premier Mateusz Morawiecki dodał też, że Turów musi działać, bo Polska nie może pozwolić sobie na ryzyko utraty dostaw energii elektrycznej "do milionów polskich mieszkańców". - Polska do tego nie dopuści - zapewnił premier.
Przyznał też, że doszło do zaognienia sporu między Polską a Republiką Czeską, ponieważ "w październiku w Czechach będą wybory"
Z nieoficjalnych informacji RMF FM wynika, że Warszawa może przekonywać Pragę dwoma argumentami. Po pierwsze po czeskiej strony granicy również funkcjonują kopalnie, których zamknięcia możemy zażądać.
Po drugie zaś Morawiecki ma zaoferować czeskiej stronie pokrycie kosztów rozwiązania sporu.
Bartłomiej Derski, ekspert WysokieNapiecie.pl w rozmowie z portalem Gazeta.pl stwierdził, że wydatki związane ze spełnieniem czeskich postulatów nie byłyby duże.
- Polska mogła to przekształcić w program międzynarodowy, finansowany z budżetu państwa i PGE, kosztowałby 100-150 mln zł łącznie. Rząd jednak nie chciał słuchać, szedł na zwarcie i teraz powinien przyjąć odpowiedzialność - wyjaśnił ekspert.
Jego zdaniem nie można jeszcze przesądzać, czy orzeczenie TSUE zostanie technicznie wykonane - Gdyby do tego doszło, ceny na polskim rynku energii hurtowym mogłyby wzrosnąć o kilka procent, maksymalnie 10 proc. - wyjaśnił ekspert.