- Liczba kryzysów, na których żeśmy ostatnio skorzystali, wynosi już cztery - mówi w rozmowie z Grzegorzem Sroczyńskim ekonomista Ignacy Morawski. Wymienia w tym kontekście światowy kryzys finansowy 2008 roku, kryzys strefy euro w 2012 roku wojnę rosyjsko-ukraińską w Donbasie w 2014 roku oraz - obecnie - kryzys na Białorusi.
Przecież my zaczynamy przyciągać stamtąd najlepszych ludzi
- komentuje Morawski. Zwraca też uwagę, że Ukraina i Białoruś mają potencjał (solidną siłę roboczą, bazę przemysłową, dobre położenie), aby "podebrać" Polsce wiele kapitału zagranicznego, który dziś nakręca naszą gospodarkę.
Źle to brzmi, bo wolność i prosperity tych krajów leżą nam bardzo na sercu i są w naszym najlepszym interesie, ale niezamierzoną konsekwencją ich problemów mogła być większa koncentracja inwestycji zagranicznych w Polsce
- uważa ekonomista.
Jak wynika z danych Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii, w 2020 r. wydano ponad 27,3 tys. zezwoleń na pracę dla Białorusinów. To właściwie tyle samo, co w 2019 r., ale wiadomo, że miniony rok był wyjątkowy ze względu na pandemię.
W dłuższej perspektywie lepiej widać błyskawicznie rosnącą skalę przyjazdów obywateli Białorusi do pracy w Polsce. Jeszcze w 2016 r. wydano tylko niespełna pięć tys. zezwoleń na pracę dla Białorusinów, rok później ok. 10,5 tys., w 2018 r. 19 tys. Rośnie też odsetek zezwoleń dla Białorusinów w łącznej liczbie wydanych dokumentów tego typu - w 2020 r. było to ok. 6,7 proc., czyli ponad drugie tyle, co jeszcze pięć lat temu (ok. 3,1 proc.).
W górę idzie szybko także liczba wpisanych do ewidencji oświadczeń o powierzeniu wykonywania pracy Białorusinowi. W 2020 r. było ich niemal 79 tys. (dotyczących ok. 57,7 tys. osób), czyli o ponad jedną czwartą więcej niż raptem dwa lata wcześniej.
Oczywiście w obu statystykach absolutnie dominują Ukraińcy. Ich dotyczyło w minionym roku blisko 72 proc. zezwoleń na pracę i ponad 87 proc. oświadczeń o powierzeniu wykonywania pracy. Dla Białorusinów podobne statystyki to raptem kilka procent (kolejno - niemal 7 proc. i ponad 5 proc.), ale ich ojczyzna umacnia się jako drugi najważniejszy "dostarczyciel" pracowników zagranicznych na polski rynek pracy. A jeszcze niedawno nie było to tak oczywiste - np. w 2018 r. wydaliśmy Białorusinom o kilkaset zezwoleń na pracę mniej niż Nepalczykom.
Polska jest najpopularniejszym kierunkiem emigracji dla Białorusinów. Z rządowych danych wynika, że aktualnie ważne dokumenty uprawniające do pobytu w Polsce ma ok. 32 tys. obywateli Białorusi (w tym ok. 21 tys. na pobyt stały). Co szczególnie nie dziwi, są one wydane głównie przez wojewodów: mazowieckiego (ok. 11,3 tys.) oraz podlaskiego (ok. 6,4 tys.). Zdecydowanie najczęściej emigrantami są młode osoby - szczególnie w wieku ok. 25-30 lat, a szerzej - ok. 20-40 lat.
W 2019 r. nasze organy wydały ok. dziewięciu tys. pozytywnych decyzji dla wniosków o pobyt czasowy lub stały Białorusinów w Polsce. Rok później - ok. 8 tys. W 2021 r. na razie decyzji "na tak" zapadło blisko 6,3 tys. Jeśli ten trend się utrzyma, w całym roku statystyki mogą wykazać aż ok. 15-20 tys. pozytywnie rozpatrzonych wniosków.
Choć przyjezdni z Białorusi do Polski podejmują także oczywiście prace m.in. w przetwórstwie, budownictwie czy transporcie, to bardzo dużą rolę odgrywają też tzw. białe kołnierzyki, czyli wykwalifikowani pracownicy m.in. dobrze rozwiniętego sektora IT. Jak informuje Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego, Polska "wyssała" stamtąd już blisko 10 proc. fachowców z tego sektora. Polskie firmy od lat współpracowały z białoruskimi (i outsourcingowały tam usługi), ale dziś dużo chętniej ich także po prostu zatrudniają.
Z jednej strony po zaognieniu sytuacji na Białorusi w 2020 r. część jej obywateli zaczęła aktywniej poszukiwać alternatywy za granicą. Niektórzy wyjeżdżać wręcz musieli. Z drugiej, Polska szybko wówczas uprościła zasady pracy specjalistów (program Poland.Business Harbour) i przyciągnęła ich nad Wisłę.
Jak zwraca jednak uwagę Andrzej Kubisiak z PIE, choć Białorusini (czy Ukraińcy) są ważni dla polskiego rynku pracy, to jednak w dłuższej perspektywie czasu "drenowanie" naszych wschodnich sąsiadów niesie za sobą ryzyko związane z bezpieczeństwem naszej części Europy. Zresztą ta troska przebija także ze słów Morawskiego, że prosperity na Ukrainie i na Białorusi jest w polskim interesie.
Jednocześnie Kubisiak podkreśla, że Polska będzie musiała poukładać swoją politykę migracyjną.
Musimy iść mniej na ilość, bardziej na jakość. Promować długoterminowe pobyty i przyciągać te osoby, które są niezbędne dla rozwoju Polski
- mówi ekspert Polskiego Instytutu Ekonomicznego. To model znany m.in. z krajów anglosaskich, które bardzo ściśle profilują braki na rynku pracy i pod tym kątem tworzą politykę migracyjną. Polska jest w tej kwestii liberalna, choć także - jak wskazuje Kubisiak - komplementarna, tzn. emigrantami wypełniamy raczej luki, w których Polacy nie chcą pracować albo nie mamy rąk do pracy.