Ta fabryka miała otworzyć oczy niedowiarkom. Media: Maseczki z rządowej szwalni nadają się na budowę

- Na pierwszy rzut oka było widać, że materiał nie spełnia żadnych norm. Do tego jest fatalnej jakości - W taki sposób osoba, która zna szczegóły produkcji maseczek w fabryce w Stalowej Woli, opisała jakość materiału, z którego miały zostać uszyte. Zdaniem Onetu, który ujawnia sprawę, "narodowa" fabryka może przynieść wysokie straty.

Kiedy wybuchła pandemia COVID-19, rząd dwoił się i troił, by udowodnić, że potrafi stanąć na wysokości zadania. Oprócz spektakularnych akcji, takich jak sprowadzenie samolotu załadowanego po brzegi maseczkami i sprzętem medycznym, wykonał kilka innych ruchów.

Zobacz wideo Dlaczego Polacy nie chcą się szczepić na COVID?

Jednym z projektów, które z wielką pompą zainicjował, były Polskie Szwalnie. W jego ramach polskie firmy - na zlecenie Agencji Rozwoju Przemysłu - zabrały się za szycie tak potrzebnych maseczek medycznych. Jednym z najważniejszych aspektów przedsięwzięcia było stworzenie "narodowej" fabryki w Stalowej Woli. Dziś produkcja w Stalowej Woli na skalę, którą pierwotnie zakładano, stoi jednak pod znakiem zapytania.

Rządowa fabryka miała szyć maseczki. Onet: "materiał nie spełnia żadnych norm"

Jak ujawnia Onet.pl, kłopoty zaczęły się szybko. Agencja Rozwoju Przemysłu przekazała bowiem firmie, z którą podpisano umowę na sprowadzenie linii technologicznych, materiał do produkcji maseczek. Zdaniem portalu chodzi o 1548 belek, które według nieoficjalnych informacji mogły kosztować około 40 mln zł. Możliwe, że te pieniądze, przynajmniej częściowo, zostały wyrzucone w błoto. 

- Na pierwszy rzut oka było widać, że materiał nie spełnia żadnych norm. Do tego jest fatalnej jakości. A jeśli nie spełnia norm, to tym bardziej nie będzie ich spełniać uszyta z niego maseczka - wyjaśnia w rozmowie z portalem osoba znająca kulisy produkcji. 

Zdaniem rozmówcy nie było szans, by maseczki uzyskały atest Centralnego Instytutu Ochrony Pracy potwierdzający 98 proc. poziom filtracji. Niezbędny dla maseczek medycznych typu drugiego (określanych czasami jako FFP2).

Akcja #PolskieSzwalnie - zdjęcie ilustracyjneCo się stało z maseczkami z rządowego projektu #PolskieSzwalnie? Powstało ich 175 mln

Ekspert krytykuje: Maseczka, która nadaje się na budowę

Wątpliwości budzą nie tylko maseczki wyprodukowane w Stalowej Woli, ale również te, które wytwarzają na zlecenie ARP inne firmy. Jedną z takich maseczek dziennikarze Onetu przekazali ekspertowi. Dr. Paweł Grzesiowski, specjalista w zakresie profilaktyki zakażeń oraz ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID-19, jest krytyczny wobec produktu. 

- Ta maska nie nadaje się do użycia w obecnej sytuacji epidemiologicznej. Mogłaby być raczej rozdana na budowach czy w gospodarstwach jako maska przeciwpyłowa, ale nie może być maską używaną przez osoby chcące się chronić przed wirusem - stwierdził. 

Na opakowaniu maseczki, które zaprezentował portal, brak jest oznaczenia "CE". To certyfikat, który potwierdza, że dany produkt spełnia europejskie normy i może być dopuszczony do obrotu na terenie UE. 

Ile kosztowały "narodowe" maseczki? Nawet 258 mln zł

Onet oszacował, że maseczki wytwarzane w Stalowej Woli mogły kosztować podatnika nawet 258 mln zł. Na tę kwotę składają się koszty materiału i robocizny. W przeliczeniu na sztukę, jednostkowy koszt mógł sięgnąć nawet 1,45 zł. 

W marcu, kiedy media po raz pierwszy obiegła informacja o kłopotach z produkcją maseczek w Stalowej Woli, ARP wyjaśniała, że "proces produkcji tego typu produktu jest bardzo zawiły i wymaga wielu przygotowań oraz zintensyfikowanych działań". Poprosiliśmy Agencję Rozwoju Przemysłu o zajęcie stanowiska w sprawie. Tekst zostanie zaktualizowany po otrzymaniu oświadczenia. 

Prof. Horban: Niech przedsiębiorcy wezmą się za produkcję masekProf. Horban: Niech przedsiębiorcy wezmą się za produkcję masek

Posłuchaj podcastu Odc. 2: Afera mailowa wstrząsnęła Polską. Ile jeszcze nie wiemy?
Więcej o: