Podczas briefingu prasowego premier Mateusz Morawiecki został zapytany o płot, który ma zostać zbudowany na granicy polsko-białoruskiej. - Prace rozpoczną się już w najbliższych dniach, natomiast potrwają na pewno kilka tygodni, może nawet kilkanaście tygodni, ale na samym początku będziemy zabezpieczali ten odcinek, który jest najłatwiejszy do nielegalnego przejścia, a trudniejszy do nadzorowania, czyli odcinek lądowy. To jest około 180-190 km - odpowiedział szef rządu. Jak podkreślił, będzie zabezpieczany też odcinek wzdłuż rzeki.
Dziennikarze próbowali dopytać Morawieckiego o koszt płotu. - Nie powiem dzisiaj, jaki jest koszt, ale dla zapewnienia bezpieczeństwa Polsce każde środki są słuszne do użycia. Dla mnie przede wszystkim liczy się bezpieczeństwo granic, powaga państwa, zdolność do odparcia prowokacji, ataków hybrydowych, jak te ze strony pana Łukaszenki - zaznaczył. Pytany, czy Komisja Europejska pomoże w budowie ogrodzenia, premier odparł, że "poradzimy sobie sami". - Tutaj nie ma potrzeby, żeby uruchamiać jakąś specjalną pomoc. Oczywiście, jeśli będą takie fundusze, to jak najbardziej z nich skorzystamy, ale nie będziemy na nie czekać - powiedział premier. Dodał, że "ogrodzenia będą uruchamiane natychmiast".
Na polsko-białoruskiej granicy w pobliżu miejscowości Usnarz Górny od kilkunastu dni koczuje grupa uchodźców. Na miejscu są nie tylko funkcjonariusze Straży Granicznej, ale również żołnierze oraz policjanci. Dane, którymi dzieli się Straż Graniczna i przedstawiciele rządu, różnią się od tych przekazywanych przez urzędników Biura RPO. Funkcjonariusze SG poinformowali bowiem we wtorek, że "po stronie białoruskiej wciąż koczuje grupa 24 cudzoziemców". Jak dodano, "po stronie polskiej nie ma żadnych koczujących grup imigrantów".
W Usnarzu Górnym jest m.in. poseł KO Franciszek Sterczewski. Jak napisał w nocy z poniedziałku na wtorek w mediach społecznościowych, "grupa uchodźców znajduje się na terenie Polski". "Są otoczeni przez polskie służby, które uniemożliwiają dotarcie pomocy prawnej i medycznej. Białoruskie stoją na granicy lasu i państw. Propaganda prawicy kłamie, albo SG, Policja i Wojsko są na terenie Białorusi" - dodał. Według Sterczewskiego uchodźcy koczują na działce starostwa powiatowego.
Na granicy jest także reporter Gazeta.pl Patryk Strzałkowski. Jego relację można obejrzeć poniżej: