Na początku zeszłego tygodnia, w wypadku Tesli w Coral Gables na Florydzie zginęły dwie osoby. Kierowca wraz z pasażerem poruszali się samochodem Tesla Model 3. W pewnym momencie uderzyli w drzewo, zakleszczyli się w nim, a auto zaczęły trawić płomienie. Jak wskazuje Reuters, ciała ofiar były tak bardzo poparzone, że nie udało się ich zidentyfikować.
Amerykańska Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu ma teraz zbadać, czy auto, którym poruszały się ofiary wypadku, korzystało z autopilota i co było przyczyną pożaru. "Pojazdy Tesli mają duże akumulatory, które przyczyniają się do długich pożarów po wypadkach" - wyjaśnia natomiast Reuters.
Amerykańska Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu bada też podobne przypadki, w których brał udział autopilot. W jednym z nich, który miał w miejsce w kwietniu w Teksasie, również zginęły dwie osoby. Wówczas policja poinformowała, że auto korzystało z autopilota i nikt nie siedział na miejscu kierowcy.
Choć autopilot to pozornie świetne rozwiązanie, to Tesla zastrzega, że kierowca wciąż powinien mieć czynny udział w prowadzeniu auta i nadzorować przebieg jazdy. Sam autopilot natomiast obsługuje prowadzenie pojazdu wraz z hamowaniem, przyspieszaniem i kierowaniem oraz pozwala kierowcy raz na jakiś czas zdjąć ręce z kierownicy.
W piątek 17 września dyrektor generalny Tesli Elon Musk zapowiedział, że Tesla Inc będzie współpracować z globalnymi organami regulacyjnymi, by zapewnić prywatność i bezpieczeństwo danych aut - podaje Reuters. - Wraz z szybkim rozwojem technologii autonomicznej jazdy, bezpieczeństwo danych pojazdów wzbudza więcej obaw opinii publicznej niż kiedykolwiek wcześniej - powiedział za pośrednictwem wideokonferencji Elon Musk podczas Światowego Kongresu Pojazdów Energetycznych, który odbywał się na chińskiej wyspie Hainan.