We wtorek za jedno euro trzeba było płacić nawet 5 zł, a za franka szwajcarskiego niemal 4,97 zł. Dolar amerykański kosztował maksymalnie 4,57 zł. To kursy z godziny 9:00, na kilka minut przed tym jak nasza waluta umocniła się o kilkanaście groszy. Być może był to efekt interwencji NBP, a być może chwilowa poprawa nastrojów na rynkach. Dotychczasowy rekord słabości złotego względem euro to 4,93 zł. Tyle europejska waluta kosztowała w 2009 r.
Problem polega na tym, że niestety samo kupowanie walut przez bank centralny niewiele daje. Trend osłabienia złotego jest tak silny, że po kilku godzinach znów wraca on do historycznie wysokich poziomów. W tej sytuacji potrzebne są większe działa finansowe, które pozwoliłyby ustabilizować sytuację. Wygląda bowiem na to, że wojna w Ukrainie na długo może ją destabilizować. Co trzeba pilnie zrobić?
Notowania złotego Stooq.pl
Już na najbliższym posiedzeniu Sejm powinien ekspresowo przegłosować specustawę, która definitywnie kończy zamach na polskie sądownictwo. Zdecydowanie to nie jest czas i miejsce na opowieści ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry o "miękiszonach". Trzeba jak najszybciej skończyć przegrany i przeciągany miesiącami konflikt z UE dotyczący Izby Dyscyplinarnej. I porozumieć się z UE w sprawie jak najszybszego odmrożenia funduszy z Krajowego Planu Odbudowy.
Spór i realny brak pieniędzy z Brukseli wpływa m.in. na postrzeganie naszej wiarygodności wśród zagranicznych inwestorów. Pisały o tym niedawno wprost dwie agencje ratingowe: Fitch i Moody's. Przypomnijmy, że w ramach Funduszu Odbudowy i Wzmacniania Odporności, z którego mają być finansowane Krajowe Plany Odbudowy (KPO), Polska ma otrzymać 23,9 mld euro (4,6 proc. PKB z 2020 roku) na dotacje i 12,1 mld euro (2,3 proc.) na pożyczki. Sam sygnał o odblokowaniu tych środków "wsparłby złotego, hamując inflację i ograniczając presję na wzrost stóp proc. Jeden prosty ruch, a pomógłby gospodarce" - pisze na Twitterze serwis Macronext.
Odblokowanie KPO pomogłoby wskrzesić siłę złotego, ale być może potrzeba bardziej radykalnych i zaskakujących ruchów. Debata o przyjęciu wspólnej europejskiej waluty w Polsce od lat stoi w miejscu. W obliczu wojny w Ukrainie czas ją wskrzesić i być może zadeklarować, kiedy Polska byłaby gotowa wejść do unii walutowej.
Litwa, która w 2015 roku przyjęła euro, zdecydowanie podnosiła argument, że zrobiła to nie tylko z powodów ekonomicznych. - Jest to symboliczny finałowy etap integracji z Unią Europejską. Euro to też bezpieczeństwo i mam na myśli nie tylko ekonomiczne, ale też polityczne - przekonywała ówczesna prezydent Dalia Grybauskaite.
Oczywiście dziś postulat przyjęcia euro w Polsce brzmi zupełnie nieprawdopodobnie, ale czy równie nieprawdopodobnie nie brzmiał jeszcze tydzień temu postulat wejścia Finlandii i Szwecji do NATO? Po bestialskim ataku Rosji na Ukrainę czas przewartościować swoje myślenie o sojuszach. Oczywiste jest to, że proces przyjmowania euro, to bardzo długa droga, która wymaga spełnienia odpowiednich kryteriów, ale złotemu dziś mogłaby wystarczyć jasna proeuropejska deklaracja i potwierdzenie tego, że Polska chce się dalej integrować z Europą.
W obliczu słabości złotego Narodowy Bank Polski stanął przed największym wyzwaniem ostatnich lat. Polski sektor bankowy posiada znaczne nadwyżki kapitału i bufory płynności, zapewniające odporność na wystąpienie potencjalnych szoków - podano 28 lutego w komunikacie Narodowego Banku Polskiego po posiedzeniu Komitetu Stabilności Finansowej. System bankowy jest bezpieczny, Narodowy Bank Polski ma spore rezerwy w złocie, fundamenty polskiej gospodarki są zdrowe, a złoty mimo to się osłabia.
W tej sytuacji potrzebny wydaje się pakiet działań, które wysyłałyby inwestorom sygnał ostrzegawczy. Takim ruchem mogłaby być skoordynowana akcja banków centralnych regionu, która polegałaby nie tylko na jednoczesnej interwencji na rynku walutowym, ale być może potrzebne byłoby jednoczesne podniesienie stóp procentowych. W interwencję na rynku walutowym powinny się włączyć aktywnie zarówno Ministerstwo Finansów, jak i Bank Gospodarstwa Krajowego.
Rada Polityki Pieniężnej powinna jasno zakomunikować - po najbliższym posiedzeniu - jak będzie wyglądała długofalowa strategia walki ze słabym złotym i w konsekwencji inflacją. Ekonomiści nie mają wątpliwości, że pierwszym krokiem powinna być znacząca podwyżka na wtorkowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej, która mogłaby wynieść nawet 100 punktów bazowych.
Do rangi głównego problemu urasta kwestia kursu walutowego. Jego poziom i dynamika stwarzają obecnie ryzyko pogłębienia szoku cenowego, a dotychczasowa, skoordynowana interwencja NBP i MF nie wystarczyła, by zrównoważyć wzrost premii za ryzyko i słabszy wzrost gospodarczy. Z tego względu uważamy, że RPP zdecyduje się wykorzystać ścieżkę stóp procentowych do wpłynięcia na dynamikę tych procesów. Zamiast spodziewanych wcześniej 50 punktów bazowych, stopy procentowe na najbliższym posiedzeniu wzrosną o 100 punktów bazowych.
– czytamy w poniedziałkowym raporcie Banku Pekao.
Dodatkowym wsparciem dla banków mógłby być mechanizm, z którego Polska skorzystała 2009 roku, a z którego w 2017 zrezygnował premier Mateusz Morawiecki. Chodzi o elastyczną linię kredytową Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
"Polska posiadała dostęp do FCL od 2009 r. Odegrało to pozytywną rolę dla zewnętrznej stabilizacji polskiej gospodarki, ochrony wartości polskiej waluty oraz wiarygodności naszego kraju na międzynarodowych rynkach finansowych. Począwszy od 2015 r. Polska realizowała strategię uporządkowanego wychodzenia z FCL i stopniowo zmniejszała dostępną kwotę (aktualnie było to 6,5 mld SDR, tj. 8,2 mld euro). Polska traktowała ten instrument jako ostrożnościowy i nie wypłacała dostępnych środków" - napisano w komunikacie Ministerstwa Finansów w listopadzie 2017 roku.