Iwona Wiśniewska, analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich: Wprowadzane ograniczenia na tranzyt wyrobów metalowych i żelaznych uderzają w Kaliningrad. Przypomnę, że jest on całkowicie uzależniony od towarów z zewnątrz. Mieszka tam jedynie milion mieszkańców. Obwód nie jest w stanie zapewnić sobie produkcji większości towarów, dlatego importuje je z Rosji - właściwie głównie koleją lub samochodami ciężarowymi tranzytem przez Litwę. Wprowadzenie zakazu tranzytu metali etc. od 18 czerwca lądem, dotyka Kaliningrad, ale nie odcina obwodu od dostaw, bo można je przerzucić morzem. Zwłaszcza że od początku wojny Moskwa dwukrotnie zwiększyła potencjał przewozowy pomiędzy obwodem leningradzkim a obwodem kaliningradzkim. W tym sensie mówienie o blokadzie obwodu jest nieuprawnione.
Oczywiście, że wpływa. Oznaczać to będzie wzrost kosztów, jeśli Kreml nie zdecyduje się na subsydiowanie takich przewozów. Już obecnie państwo dopłaca do przewozów kolejowych promami. Na razie jednak nie ma dopłat na przewóz kontenerów czy samochodów ciężarowych drogą morską. Problemy zaczną się w kolejnych miesiącach. W lipcu wejdzie w życie embargo na m.in. wyroby drewniane, alkohol czy materiały budowlane. Wtedy tych towarów także nie będzie można przewozić tranzytem. W sierpniu embargo obejmie węgiel z Rosji, w grudniu ropę, a w lutym produkty naftowe. Wszystkich tych towarów nie będzie można przewozić lądem. Największe problemy wywoła brak dostaw węgla, ponieważ część kaliningradzkich elektrowni jest zasilana węglem. No i produkty naftowe. W dłuższej perspektywie Kaliningrad mocno to odczuje.
Więcej informacji z gospodarki i świata przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Kaliningrad już bardzo ucierpiał na wprowadzonych sankcjach. Przede wszystkim główne zakłady przemysłowe w regionie - Awtotor - które produkowały wcześniej samochody marek: BMW, KiA, Hyundai. W maju produkcja w nich została wstrzymana. Kaliningrad także praktycznie zniknął z trasy jedwabnego szlaku między Chinami a Europą, a przez ostatnie dwa latach dynamicznie zwiększał kolejowe obroty kontenerowe. To są namacalne koszty obwodu związane z sankcjami, a na to nakładają się problemy z tranzytem.
Wszelkiego rodzaju ograniczenia w przewozie towarów powodują wzrost kosztów. Od początku rosyjskiej agresji przewoźnicy, którzy transportują towary między Kaliningradem a Rosją właściwą, mierzą się ze wzmożonymi kontrolami celników litewskich czy polskich, którzy sprawdzają, czy ten transport nie zawiera towarów objętych sankcjami. To wydłuża i podnosi ceny transportu. Z perspektywy mieszkańców oznacza to wyższe koszty za towary przywożone do regionu, ponadto wiele towarów wcześniej importowanych z Zachodu w ogóle znikło lub mocno zmniejszyła się ich liczba.
Gdyby Moskwa brała pod uwagę swoich obywateli, to prawdopodobnie nie zaczęłaby wojny w Ukrainie. Niestety nie za bardzo o nich myśli. Wychodzi z założenia, że Rosjanie są w stanie dużo wycierpieć i może mieć rację. Moskwa, decydując się na działanie, myśli przede wszystkim o interesie polityczno-biznesowym elity kremlowskiej. To, że obywatele Kaliningradu tracą na sankcjach i blokadach, z perspektywy Kremla niewiele oznacza.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.
Kremlowska retoryka, którą słyszymy w ostatnich dniach, nie wynika z troski o obywateli, a z roli, jaką pełni obwód kaliningradzki w polityce zagranicznej Rosji. W ciągu ostatnich 20 lat był on wielokrotnie wykorzystywany jako instrument polityki zagranicznej i nacisku na państwa Unii Europejskiej czy NATO. Karta obwodu kaliningradzkiego była wyciągana zarówno przed rozszerzeniem UE, jak i NATO. Za każdym razem Kreml wykorzystywał go do umacniania swojej pozycji, ale także wynegocjowania koncesji od Zachodu. Poza tym z perspektywy Kremla obwód ma strategiczne znaczenie, jeśli chodzi o kwestie bezpieczeństwa. Stąd tak silna militaryzacja obwodu, z którą mamy do czynienia w ciągu ostatnich 10 lat. Dlatego pojawia się ostra, agresywna retoryka.
Kreml nie może pozostawić tej sytuacji zupełnie bez odpowiedzi. Zwłaszcza że ta histeria w Moskwie bardzo się rozwinęła. Mam wrażenie, że Kremlowi się wydawało, że napiętnuje przede wszystkim Litwę i w ten sposób będzie szukał podziału w UE i wyłomu w reżimie sankcyjnym.
Dlatego bardzo ważnym sygnałem była odpowiedź Komisji Europejskiej, a także ambasadora Unii Europejskiej w Moskwie, który został wezwany do rosyjskiego MSZ. Wszyscy stoją po stronie Litwy i informują, że ograniczenia w tranzycie to nie jednostronne działanie litewskie, tylko wdrażanie sankcji, które zostały już zapowiedziane w połowie marca. Rosjanie przygotowywali się na problemy z obsługą Kaliningradu. Weźmy pod uwagę, chociażby dwa nowe promy kursujące po wybuchu wojny między obwodem a Rosją.
Rosja zapewne odpowie środkami dyplomatycznymi i instrumentami gospodarczymi. W ostatnich dniach Gazprom już zaczął ograniczać dostawy gazu do Europy Zachodniej. Od kilku miesięcy Rosja ponadto potęguje globalny kryzys żywnościowy, ogranicza także eksport gazów szlachetnych. Ma więc kilka instrumentów, których może użyć, by uderzyć w Zachód. Jednak w zasadzie wszystkie one uderzają także bezpośrednio w rosyjską gospodarkę.
Kreml testuje determinację i odporność Zachodu. Usłyszeliśmy już od szefa unijnej dyplomacji, że Unia jeszcze raz przeanalizuje ograniczenia tranzytowe pod kątem unijnych zobowiązań. Jeśli Unia zacznie łagodzić swoje stanowisko, to możemy spodziewać się dalszej eskalacji rosyjskich żądań i agresywnej polityki. Kreml potraktuje to bowiem jako słabość.