Zapasy maseczek jeszcze z 2020 roku powoli zaczynają się kończyć - pisze "Dziennik Gazeta Prawna". Tymczasem obowiązek noszenia osłony ust i nosa obowiązuje do 31 sierpnia w aptekach, szpitalach i przychodniach. Dodatkowo mamy już widoczny wzrost liczby przypadków koronawirusa. Oficjalnie w Polsce mamy 2 tys. nowych zakażeń dziennie, ale realne liczby zdaniem ekspertów są znacznie wyższe.
"Od stycznia do maja tego roku w rodzimych fabrykach powstało 326,5 mln sztuk maseczek. To o ponad 11 proc. więcej niż jeszcze na koniec I kw., ale już trzy razy więcej niż w tym samym czasie ub.r. i dwa razy więcej niż w całym 2021 r." - informuje "DGP".
Więcej informacji z kraju na stronie głównej Gazeta.pl
Przedstawiciel firmy Sequioa Tech, która zajmuje się między innymi produkcją maseczek, mówi, że wzmożony popyt na maseczki ciągle utrzymuje się w podmiotach leczniczych. Mniejsze zainteresowanie jest w aptekach, ale i tam biznes spodziewa się wzrostów sprzedaży jesienią.
Szpitale i przychodnie robią zapasy, bo nie chcą powtórki z początków pandemii, gdy maseczek brakowało.
Za wszelką cenę nie możemy dopuścić do sytuacji, by ich zabrakło, bo mamy złe doświadczenia z poprzednich fal pandemii. To także element przygotowania się na ewentualną kolejną falę
- mówi dla "DGP" Bożena Janicka, prezeska Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia.
Również obywatele przyzwyczaili się do maseczek, uważa Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej. Dodaje, że spodziewa się, iż wraz z nastaniem sezonu grypowego sprzedaż maseczek wzrośnie. Dziś natomiast kupują je głównie osoby z grup ryzyka.
Przed pandemią maseczki kosztowały średnio 60-80 groszy za sztukę, potem ich cena wzrosła. Obecnie ceny spadły do 40 groszy, ale na dłuższą metę nie da się tego utrzymać, bo nie zwracają się koszty półproduktów - ocenia przedstawiciel wielkopolskiej firmy, który w sprzedaje maseczki.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.