Węgiel to w ostatnich dniach temat numer jeden. Brak surowca w Polsce to w dużej mierze efekt embarga, które tuż po wybuchu wojny w Ukrainie ogłosił premier Mateusz Morawiecki. Nasz kraj nie kupuje już węgla z Rosji. Import z kierunku wschodniego od lat uzupełniał krajową produkcję. W wyniku deficytu przez kilka miesięcy ceny urosły z ok. 1000 do ponad 3000 zł za tonę. Problemem jest też dostępność - węgla w wielu składach po prostu nie ma.
Tymczasem ogrzewa się nim ok. 4 mln gospodarstw domowych. Wysokie ceny i trudności z zakupem uderzają w dużej mierze w elektorat PiS. Obóz władzy doskonale rozumie, że ma do czynienia z fundamentalnym kryzysem.
- Nasz wyborca nie ogrzewa domu pompą ciepła - mówi w rozmowie z Jackiem Gądkiem poseł PiS i dodaje, że wśród ludzi stosujących gaz wyborców prawicy jest niewielu. Inny przyznaje, że od tego, czy Polacy zmarzną nadchodzącej zimy, może zależeć los przyszłorocznych wyborów. - Jeśli zima będzie ciepła, to jesteśmy w stanie się uratować - mówi polityk rządowy.
To nie są czcze słowa. Rząd błyskawicznie przyjął projekt ustawy - ogrzewający się węglem dostaną 3000 zł. Budżet będzie to kosztować 11,5 mld zł. Wypłaty mają ruszyć jeszcze w wakacje. Czy działania rządu będą jednak wystarczające?
Z perspektywy Warszawy czy innych aglomeracji, zrozumienie problemu może być trudne. Postanowiłem więc spojrzeć na kwestię węgla z puntu widzenia mieszkańców trzech niewielkich wsi położonych w Wielkopolsce.
W pierwszej kolejności odwiedziłem Czacz, w połowie drogi między Poznaniem a Wrocławiem. Mieszka tu nieco ponad 1000 osób. Jak w przypadku wielu innych wsi, to po prostu jedna długa ulica z przylepionymi po bokach domami.
Ale jest tu coś jeszcze. Rząd wielkich, białych hal. Nabyć można tu kanapę, stół do jadalni, telewizor albo zabawki. Wszystko, co pochodzi z tzw. wystawek. Niemcy są znani z tego, że zepsute, mniej lub bardziej zużyte, albo po prostu niepotrzebne wyposażenie, wystawiają przed dom. Polacy, szczególnie ci z zachodniej Polski, od lat po nie jeżdżą. Czyszczą, naprawiają, albo po prostu sprzedają, bo nie wszystko, co wyrzuca Niemiec, nie nadaje się do użytku. Wiele rzeczy wygląda na zupełnie nowe.
- Ludzie wciąż kupują? - pytam jednego ze sprzedawców. - Kupują, ale ostatnio coś zaczęli oszczędzać - przyznaje.
Jedna z hal w Czaczu Fot. Robert Kędzierski
Kolejnego pytam, czy ma już węgiel na zimę. - Ja tu tylko przyjeżdżam sprzedawać, cały czas siedzę w Niemczech - mówi, pakując do jednej z hal rower. - Ale przecież znam problem. Ludziom się oczy otworzą na nowy rok. Jak będą musieli wydać pieniądze albo dostaną rachunki - mówi.
Im dłużej opowiada, tym bardziej się irytuje.
- Powiem panu, to wszystko wina Tuska. To on kazał te kopalnie zamknąć, wszystko rozsprzedać. Ja bym tego człowieka zamknął
- wykrzykuje już bardziej, niż mówi. Dalszej dyskusji wolę nie prowadzić.
Skład z towarami używanymi Fot. Robert Kędzierski
Kolejny sprzedawca przyznaje, że cena węgla to problem dla każdego. - Z tym węglem to był zawsze jakiś problem. Ja sam kupić węgla nie mogłem, bo się okazało, że skład sprowadził go z Rosji, a tu nagle weszło embargo. Ale kupiłem go po miesiącu. Tyle tylko, że wtedy to on już był polski. Rozumie pan? - pyta, puszczając oko. - Na węglu to od lat zawsze się robi jakieś przekręty - podsumowuje.
Kiedy pytam o dodatek węglowy, z niedowierzaniem kręci głową. - Proszę pana, weźmie pan, potem będą pana sprawdzać, kontrole nasyłać, doszukiwać się. Nie wiem, czy o te pieniądze wystąpię - komentuje.
O tym, jak bardzo jest absurdalna sytuacja z węglem, świadczy rozmowa, którą odbyłem na jednym z podwórek. W Polsce można bowiem kupić węgiel wprost z kopalni. Konia z rzędem temu, komu ta sztuka się udała. Węgiel z internetowego sklepu PGG znika dosłownie w ciągu minut od pojawienia się. Jest bowiem trzykrotnie tańszy niż w składzie.
Napotkana kobieta zalicza się do grona szczęśliwców, którzy za surowiec zapłacili ok. 1000 zł za tonę. - Udało się nam kupić węgiel w internetowym sklepie PGG. Mieliśmy szczęście. Ale rodzicom już trzeba było pomóc, bo węgla w ten sposób kupić nie mogli - mówi. Szczegółowych wydatków omawiać jednak nie chce.
Na skraju wsi napotykam wielorodzinny dom szeregowy. Pytam napotkaną kobietę, czy ma już opał na zimę. - Jeszcze nie mam - przyznaje. - Z moim piecem to jest taki problem, że on to jest w sumie na węgiel, ale coś mam słaby cug [ciąg - red.] Jak palę drewnem, to jest lepiej - mówi.
Gdy pytam, czy jest uprawniona do otrzymania 3000 zł z dodatku węglowego, mówi, że nie jest pewna. - Bo ja w tej deklaracji zaznaczyłam i drewno, i węgiel. To teraz będę musiała iść do urzędu i spytać o te trzy tysiące. Czy jak mam piec i na to, i na to, to te pieniądze dadzą - mówi. - A liczyła pani, czy te środki od rządu wystarczą? - dopytuję. - Powiem szczerze: boję się liczyć - odpowiada.
O jaką deklarację chodzi? Wszyscy właściciele domów musieli ją złożyć do Centralnej Ewidencji Emisyjności do końca czerwca. To w niej określali, co jest głównym źródłem ciepła. Pieniądze od rządu - 3000 zł - dostaną tylko ci, którzy w formularzu zaznaczyli "węgiel".
Kobieta prowadzi mnie na podwórko, gdzie sąsiedzi właśnie pakują drewno do drewutni. W odpowiedzi na pojawienie się nieznajomego dźwięk piły spalinowej milknie. - Nie będę pytał, czy drewno na zimę jest, bo przecież widzę - mówię. Mężczyzna, ocierając pot z czoła, kiwa głową.
- Tylko ile to drewno kosztuje. Za to, co pan tu widzi, w zeszłym roku zapłaciłem 250 zł. Teraz patrzy pan na 500 zł
- mówi.
Mężczyzna przygotowujący drewno na zimę Fot. Robert Kędzierski
Kolejna wieś, którą odwiedzam, to Górka Duchowna. Położna w pobliżu Leszna. Mieszka tu 500 osób. Okolica zna to miejsce z sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia. Każdego roku, w ostatnim tygodniu sierpnia, odbywa się tu odpust maryjny.
Niedaleko kościoła, blisko parku, spotykam rodzinę porządkującą podwórko. Gdy pytam o węgiel mężczyzna ze zniechęceniem macha ręką. - Szkoda gadać, proszę pana, z tym węglem - mówi. I przyznaje, że jeszcze go nie kupił. - Kupić węgiel w dobrej cenie to jest sztuka. A kupić ze strony PGG to już jest w ogóle niemożliwe - dodaje.
Przyznaje, że problem ma wielu sąsiadów i członków rodziny.
- Mój dobry znajomy węgiel z polskiej kopalni próbuje kupić od miesięcy. Co tydzień wychodzimy razem z kościoła po mszy i co tydzień go pytam: I co, kupiłeś już ten węgiel? Za każdym razem odpowiada: "Nie"
- wyjaśnia mój rozmówca.
Przyznaje też, że brak dostępności węgla jest niezrozumiały. - Mam kolegę, który pracuje w domu. I stronę kopalni ma od miesięcy otwartą. I ciągle próbuje kupić. I ciągle nie może. Tłumaczył mi, że ten węgiel wykupują wyspecjalizowane firmy, które używają jakichś robotów - stwierdza.
O tym, że węgiel da się kupić za pomocą oprogramowania, media donosiły już kilka miesięcy temu. Towar zostaje wykupiony automatycznie, gdy tylko się pojawi.
Górka Duchowna Fot. Robert Kędzierski
Mieszkaniec wsi potwierdza, że o problemach z opałem rozmawia często. - Węgiel to temat numer jeden. Bo wie pan, każdy się będzie jakoś ratować, ludzie będą palić śmieci. A co mają robić? - pyta.
Wyjaśnia też, że znajomy, który pracuje w punkcie zbiórki makulatury, w ostatnich tygodniach odnotował ważną zmianę. - Jak tylko zrobiło się głośno o tych problemach z węglem, to ludzie zaczęli do skupu oddawać o połowę mniej makulatury. To o czym to świadczy? - pyta. Mówi też, że wielu jego sąsiadów nie ma jeszcze opału. - Ani kilograma - mówi.
Gdy pytam o dodatek węglowy, widzę na twarzach zadowolenie.
- Proszę pana, dobrze, że rząd daje pieniądze. Ale te 6000 zł trzeba będzie dołożyć. Przecież sam dodatek nie wystarczy
- mówi mężczyzna.
Kolejna z mieszkanek wsi przyznaje, że zima będzie ciężka. Wyjaśnia, że ma bardzo niskie dochody. - Dobrze proszę pana, że tu naprzeciwko kościoła jest olbrzymi park. Jak tylko wichura przejdzie, to można sobie pójść i nazbierać połamanych gałęzi - przyznaje.
Pola w okolicach Górki Duchownej Fot. Robert Kędzierski
Od innych słyszę, że we wsi są osoby, które nie mają nawet centralnego ogrzewania. Wciąż wykorzystują piec kaflowy i kuchnię na węgiel i drewno. - Jak ci ludzie z najniższymi emeryturami, rentami, mają tę zimę przeżyć, to ja naprawdę nie wiem - mówi jedna z napotkanych kobiet.
Ostatnia z odwiedzonych wsi to niewielkie Targowisko. Trudno o bardziej polską nazwę i mniejszą osadę, bo wokół siebie widzę dosłownie kilka domów. Napotkane kobiety pytam, czy będzie węgiel na zimę? - A w ogóle będzie węgiel? - odpowiada pytaniem jedna z nich, śmiejąc się.
Druga na pytanie o to, czy uda jej się kupić węgiel, również odpowiada z uśmiechem.
- Jestem wierząca, ale nie aż tak
- mówi.
Dla osób, które mieszkają poza dużymi miastami, brak węgla jest sporym problemem. Część z osób, z którymi rozmawiałem, otwarcie mówi, że od tematu opału stara się jeszcze uciekać, nie sprawdzać cen, nie liczyć, nie zastanawiać się. Wcześniej czy później i te osoby staną jednak przed problemem zdobycia opału. O tym, jak duży jest problem, przekonamy się, gdy lipcowy upał zastąpią jesienne chłody.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl