GUS opublikował w poniedziałek cykliczne raporty dotyczące sytuacji społeczno-gospodarczej w Polsce. Zawierają szereg danych dotyczących m.in. wskaźników gospodarczych, ale także demograficznych.
Urząd podaje, że liczba ludności naszego kraju na koniec zeszłego półrocza spadła od końca ubiegłego roku o 162 tys. osób. Na każde 10 tys. mieszkańców ubyło 21 osób. To pewna poprawa w stosunku do sytuacji sprzed roku, kiedy ten ubytek wynosił 27 osób (co może mieć związek z pandemią koronawirusa). Niemniej, dobrze bynajmniej nie jest, bo nadal liczba zgonów przewyższa liczbę urodzeń.
W całym pierwszym półroczu urodziło się około 154 tys. dzieci ("około" dlatego, że omawiana analiza zawiera dane wstępne, które mogą jeszcze podlegać ewentualnej rewizji), zmarło 235 tys. osób. Różnica między tymi liczbami, czyli tzw. ubytek naturalny to ok. 81 tys. - mniej niż rok temu (105 tys.), ale nadal minut, i to solidny. W związku z tym mamy ujemny przyrost naturalny i jednocześnie notujemy spadek liczby ludności kraju.
Z danych wynika, że w czerwcu urodziło się 27,6 tys. dzieci. To wyraźnie więcej niż w rekordowo słabym początku roku - w lutym było to 23,1 tys., najmniej od czasu II wojny światowej - ale nie ma tu czego świętować. Dzieci w Polsce rodzi się coraz mniej. W całym ubiegłym roku 331,5 tys., podczas gdy jeszcze w 2020 355,3 tys. W 2015 r. notowaliśmy 369,3 tys. urodzeń żywych (to ujęcie, którym posługuje się GUS), a w 2010 - 413,3 tys. (to był akurat moment wzrostu po kilku latach odczytów na poziomie poniżej 400 tys.).
Z końcem czerwca populacja Polski liczyła około 38 000 000. Celowo zapisujemy całą liczbę cyframi, by pokazać te wszystkie zera. Niespełna miesiąc temu mieliśmy niemal równo 38 milionów mieszkańców, przy spadającej od dawna miesiąc w miesiąc liczbie ludności. To oznacza, że za chwilę, po lipcu, 38 z przodu może przestać być aktualne w statystykach. I być może już tak jest, mamy przecież koniec miesiąca. Tak uważa ekonomista Rafał Mundry.
Ja zakładam, że w lipcu pękła granica 38 milionów, że przestaliśmy być 38-milionowym krajem. Także dane tygodniowe, publikowane już w innym miejscu, sugerują, że w lipcu odnotujemy więcej zgonów niż urodzeń. Choć podkreślam, że mówimy o danych GUS, bo faktycznie status 38-milionowego kraju straciliśmy już wcześniej
- mówi portalowi Gazeta.pl ekspert.
Jak wylicza, suma urodzeń za ostatnie 12 miesięcy jest najniższa - ponownie - od II wojny światowej i wynosi 319,5 tys.
Jest oczywiście pytanie o uchodźców wojennych z Ukrainy, których GUS nie uwzględnia, a którzy powinni nieco "dorzucać" do statystyk. Tutaj należy pamiętać o dwóch kwestiach. Po pierwsze, na razie nie wiadomo, ilu z nich zostanie w Polsce na dłużej. Po drugie, jak podkreśla Mundry, w końcu tak samo GUS nie brał pod uwagę emigracji z Polski po 2004 roku, kiedy pojawiła się możliwość swobodnego podróżowania między krajami UE, około milion Polaków znalazł stałą pracę w Wielkiej Brytanii.
Kurczenie się populacji, szczególnie tej w wieku produkcyjnym, to niedobra wiadomość i dla społeczeństwa, i dla gospodarki. Może prowadzić do problemów z systemem emerytalnym (bo coraz więcej emerytów przypada na coraz mniejszą liczbę pracujących), ochrony zdrowia (trzeba zaopiekować się rosnącą liczbą schorowanych seniorów) i rynkiem pracy. Jak podkreśla Rafał Mundry, już pojawiają się sygnały, że brakuje zastępowalności pokoleń w niektórych zawodach.
To nie jest kryzys, który nas spotkał z dnia na dzień. Demografowie pokazują od lat, że wszelkie programy zachęcające do posiadania większej liczby dzieci nie działają, a nawet jeśli miały jakiś pozytywny wpływ, to szybko przestały być skuteczne. To widać nie tylko w liczbie urodzeń, ale także po wskaźniku dzietności, który z roku na rok maleje. Żadnej jaskółki tutaj nie widać. Trzeba pomyśleć o innych instrumentach, o innych narzędziach. Tego nie da się odkręcić ani ustawą, ani zasypaniem pieniędzmi, ani z dnia na dzień. Potrzebna jest strategia długofalowa, obliczona na dziesięciolecia. Mamy kryzys demograficzny, bardzo wyraźny, dotkliwy i on będzie tylko się pogłębiał
- mówi ekonomista.