23 tys. - tyle dzieci urodziło się w Polsce w lutym 2022 r. według najnowszych danych Głównego Urzędu Statystycznego. Gdy w styczniu na świat przyszło 25 tys. dzieci, pisaliśmy, że gorszego miesiąca (przynajmniej w okresie po drugiej wojnie światowej) w Polsce nie było.
Dane za luty okazały się jeszcze gorsze niż w styczniu, choć tu warto zwrócić uwagę na ważną kwestię. Styczeń miał 31 dni, zaś luty 28. Gdyby wyliczyć dzienną średnią urodzeń, styczeń okazałby się gorszym pod tym względem miesiącem (ok. 806 urodzeń dziennie w styczniu vs. ok. 821 w lutym).
Z innych danych GUS opublikowanych we wtorek wynika, że w całym pierwszym kwartale roku na świat przyszło w Polsce ok. 77,5 tys. dzieci. Łatwo zatem wyliczyć, że w marcu mieliśmy ok. 29,5 tys. urodzeń. To całkiem przyzwoity wynik - najlepszy od września 2021 r. i trzeci najwyższy w ciągu ostatnich półtora roku.
Są więc miesiące z bardzo złymi danymi i te, w których liczby wyglądają nieźle. To normalne. Trend jest jednak nieubłagany - w Polsce rodzi się coraz mniej dzieci. W ciągu ostatnich dwunastu pełnych miesięcy (od kwietnia 2021 r. do marca 2022 r. włącznie) na świat przyszło tylko 326,7 tys. dzieci, najmniej w powojennej historii. Dla porównania: jeszcze rok temu urodzeń było ok. 349 tys., a dwa lata temu 372,5 tys.
Szczęśliwie zaczęła spadać liczba zgonów. W marcu zmarło w Polsce ok. 40 tys. osób, najmniej od października 2021 r. Bardzo wstępne szacunki (na podstawie dotychczasowych danych tygodniowych) sugerują, że w kwietniu umrze łącznie ok. 36 tys. osób. Należałoby to traktować jako względny powrót do "normalności".
Niemniej bilans pandemii jest tragiczny - ostatnie dwa lata to ponad milion zgonów - prawdopodobnie o ok. 180-200 tys. "za dużo", jeśli porównać dane z przedpandemicznymi trendami.
Żaden program nie spowoduje, że dziesięć kobiet urodzi więcej dzieci niż sto kobiet
- mówiła w Radiu Wnet w styczniu 2020 r. Barbara Socha, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej. Była to oczywiście odpowiedź na dane wskazujące, że mimo programu 500 plus liczba urodzeń w Polsce spada.
Socha dosadnie powiedziała o tym, czego Polska szybko nie przeskoczy. Natura tak to wymyśliła, że do rodzenia dzieci potrzebne są kobiety. Jeśli jest ich coraz mniej, to ciężko jest odwracać trendy demograficzne.
Według danych ze spisu powszechnego, mamy w Polsce niespełna 9 mln kobiet w wieku rozrodczym - o ponad pół miliona mniej niż dziesięć lat temu i ponad milion mniej niż przed dwudziestoma laty. Ta liczba będzie cały czas spadać, jeszcze w tej dekadzie zapewne poniżej 8 mln.
Oczywiście liczba urodzeń mogłaby rosnąć lub przynajmniej nie spadać, gdyby kobiety rodziły więcej dzieci niż ich matki i babcie. Ale tak się nie dzieje. Wskaźnik dzietności, czyli przeciętna liczba urodzonych dzieci przypadających na kobietę w całym okresie rozrodczym, wynosi obecnie w Polsce stabilne ok. 1,4. Tzw. zastępowalność pokoleń zapewnia wskaźnik 2,1.
A dlaczego Polki nie rodzą więcej dzieci? Można doszukiwać się różnych przyczyn - np. prezes PiS Jarosław Kaczyński w 2021 r. w rozmowie z Interią przekonywał, że "problem dotyczy mentalności". Lecz raczej nie o mentalność tu chodzi.
Zasadniczo nie można powiedzieć, że polskie kobiety (czy może raczej - polskie pary) nie chcą mieć dzieci. Oczywiście, zmieniają się pewne wzorce - ot, np. kobiety w Polsce rodzą dzieci coraz później. Z danych GUS wynika, że w 2020 r. przeciętny wiek kobiet rodzących pierwsze dziecko wynosił 28,7 lat, a średni wiek rodzących ogółem - 30,6 lat. W ciągu ostatnich dziesięciu lat ten przeciętny wiek rodzących wzrósł o ok. 2 lata, a w ciągu dwudziestu lat - o ok. 4-4,5 roku.
To, co się znacząco nie zmienia, to preferencje co do liczby posiadanych dzieci. Z danych CBOS z 2019 r. wynikało, że wciąż około połowa osób w Polsce chce mieć dwoje dzieci (tabela poniżej pochodzi z publikacji "Czy zwiększenie dzietności w Polsce jest możliwe?" dr hab. Małgorzaty Sikorskiej z Instytutu Badań Strukturalnych). Ba, na przestrzeni ostatnich lat wzrósł delikatnie odsetek osób, które chciałyby mieć troje dzieci lub więcej i nieco spadł odsetek pragnących wychować jedynaka.
Jak tłumaczyła w cytowanym raporcie dr Sikorska, choć istnienie luki pomiędzy preferowaną liczbą dzieci a rzeczywistymi zachowaniami prokreacyjnymi nie jest zjawiskiem charakterystycznym jedynie dla Polski, to w naszym kraju ta luka jest wyjątkowo duża.
Istotnym powodem niskiej dzietności jest to, że Polki i Polacy stosunkowo rzadko decydują się na drugie i następne dziecko. Dlaczego? Przyczyny są oczywiście zróżnicowane, ale według badań, na które powoływała się dr Sikorska, to przede wszystkim brak stabilności finansowej i niepewność co do przyszłości (59 proc. badanych), ograniczenia związane z sytuacją mieszkaniową (44 proc.) oraz obawy kobiet przed utratą pracy (42 proc.).
Słowem - do posiadania dzieci zniechęca w dużej mierze niepewność finansowa i mieszkaniowa. Tych problemów nie rozwiąże ani 500 zł na dziecko co miesiąc, ani kolejnych 12 tys. zł na drugie i kolejne dzieci (Rodzinny Kapitał Opiekuńczy), ale raczej daleko idące zmiany na rynku mieszkaniowym i pracy (m.in. w zakresie luki płacowej czy możliwości pracy domowej i życia zawodowego).
Podejmowaniu decyzji o dziecku nie sprzyjają także ograniczenia w dostępie do legalnej aborcji, które zaczęły obowiązywać pod koniec 2020 r. W cytowanej publikacji dr Sikorska przytaczała stanowisko Komitetu Nauk Demograficznych Polskiej Akademii Nauk, który stwierdził, że ograniczenie to "zaburza proces planowania rodziny, zwiększając obawy kobiet i ich partnerów związane z zajściem w ciążę".
Recepty na zwiększenie dzietności od lat są podobne: więcej żłobków i przedszkoli, większa elastyczność w łączeniu pracy zawodowej z życiem rodzinnym, łatwiejsza dostępność mieszkań dla osób młodych czy działania wyrównujące szanse i możliwości kobiet i mężczyzn na rynku pracy oraz w zakresie obowiązków domowych. Według dr Sikorskiej pomóc mógłby także np. refundowany przez państwo program in vitro - a to już działanie, z którymi obecnemu rządowi nie jest po drodze.