CNN dotarło do raportu Federalnego Biura Śledczego (FBI), które prowadziło śledztwo w sprawie Huawei i działalności chińskich firm w kluczowych dla Ameryki przestrzeniach. Najważniejsze zapisy raportu dotyczą zainstalowania chińskiego sprzętu na szczycie wież telekomunikacyjnych w pobliżu amerykańskich baz wojskowych m.in. w miejscowości Midwest.
FBI ustaliło, że sprzęt był zdolny do przechwytywania i zakłócania wysoce zastrzeżonej komunikacji Departamentu Obrony oraz Dowództwa Strategicznego USA, które nadzoruje broń jądrową kraju. Dotyczy to nawet specjalnych sygnałów używanych przez wojsko. Niedaleko wież zlokalizowane były również silosy z pociskami balistycznymi o zasięgu międzykontynentalnym m.in. w Nebrasce i Kolorado.
Potwierdzono, że taki sprzęt rzeczywiście znalazł się na słupach, ale nie wiadomo czy i jak z niego korzystano. CNN wyjaśnia, że prowadzono w tej sprawie śledztwo, którego rezultatem był nakaz Federalnej Komisji Łączności do wycofania z sieci telekomunikacyjnych ok. 24 tys. urządzeń chińskich firm Huawei i ZTE. Zabrakło jednak pieniędzy, żeby rzeczywiście je usunąć.
Opisane zarzuty odpiera firma Huawei, która oznajmiła, że nigdy nie naruszyła cyberbezpieczeństwa.
"Stanowczo zaprzeczamy wszelkim zarzutom, według których Huawei ma możliwość zakłócania lub podsłuchiwania komunikacji amerykańskich obiektów wojskowych. Nie podsłuchujemy i nie zakłócamy zresztą żadnej komunikacji - my ją umożliwiamy, od dziesięcioleci aktywnie działając na rzecz zapewniania łączności dla obszarów wykluczonych cyfrowo" - przekazał nam Huawei.
"Tego rodzaju oskarżenia po raz kolejny są rzucane bez podania żadnych dowodów na ich poparcie. U operatorów na całym świecie w użyciu są miliony stacji bazowych wyprodukowanych przez Huawei i żadna z nich nie została przez nas wyposażona w niedozwolone funkcje. Huawei nigdy nie był zaangażowany w jakikolwiek poważny incydent naruszenia cyberbezpieczeństwa" - czytamy dalej w oświadczeniu.
Więcej informacji z Polski i ze świata przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Druga bulwersująca sytuacja, którą opisuje CNN, dotyczy budowy ozdobnego chińskiego ogrodu w Arboretum Narodowym w Waszyngtonie. Chiński rząd zaoferował, że wyda na jego budowę 100 milionów dolarów. W ogrodzie miały powstać świątynie, pawilony i 52-metrowa biała pagoda (buddyjska wieża z relikwiami). Inwestycja, choć ciepło przyjęta przez lokalnych polityków, wzbudziła wątpliwości w szeregach amerykańskiego kontrwywiadu.
Stacja podaje, że pagoda miała zostać strategicznie umieszczona na jednym z najwyższych punktów w Waszyngtonie, zaledwie dwie mile od Kapitolu. Pozwoliłoby to w łatwy sposób zbierać sygnały wywiadowcze. Oprócz tego Chińczycy chcieli, żeby materiały przeznaczone na budowę zostały wysłane w tzw. paczkach dyplomatycznych, oznacza to, że amerykańscy celnicy nie mogliby ich sprawdzić.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.
"Ogród jest częścią aktywności kontrwywiadowczej FBI i innych agencji federalnych skupionych na bezpieczeństwie USA. W ciągu ostatniej dekady obserwujemy dramatyczną eskalację chińskiego szpiegostwa na ziemi amerykańskiej" - czytamy w artykule CNN.
Z przedstawionych przez dziennikarzy informacji, wynika, że od 2017 roku FBI regularnie walczy z tego typu próbami inwigilacji ze strony chińskiej. Interia.pl przytacza sytuację z ostatniego czasu, gdy Departament Bezpieczeństwa Krajowego ostrzegał władze lokalne przed ofertami od chińskich firm, które na pierwszy rzut oka wydają się bardzo atrakcyjne.
"Należy zrozumieć, że nie ma czegoś takiego jak darmowy obiad. Takie inwestycje mogą być próbą uzależnienia władz od Chin" - napisano w dokumencie, cytowanym przez interia.pl.