PKB Polski wzrósł realnie w drugim kwartale br. o 5,5 proc. rok do roku - podał w środę GUS w tzw. wstępnym szacunku. Tych 5,5 proc. to tzw. odczyt niewyrównany sezonowo, tj. w cenach stałych średniorocznych z 2021 r.).
PKB wyrównany sezonowo (tj. w cenach stałych przy roku odniesienia 2015) wzrósł rok do roku o 4,7 proc., spadł jednak kwartał do kwartału (tj. w porównaniu z pierwszym kwartałem br.) o 2,1 proc.
Dane podane w środę przez GUS są nieco lepsze - o 0,2 pp. - od tzw. szybkiego szacunku sprzed dwóch tygodni. Wówczas GUS meldował, że PKB Polski urósł w drugim kwartale 2022 r. realnie o 5,3 proc. rok do roku (niewyrównany sezonowo) i 4,5 proc. rok do roku oraz -2,3 proc. kwartał do kwartału w ujęciu wyrównanym sezonowo.
Jak informuje GUS, na wzrost PKB w drugim kwartale rok do roku o 5,5 proc. wpłynął wzrost popytu krajowego, który ukształtował się na poziomie 7,2 proc. (wobec 13,2 proc. w pierwszym kwartale).
Złożył się na to wzrost akumulacji brutto o 16,7 proc. oraz wzrost spożycia ogółem o 4,9 proc. Spożycie w sektorze gospodarstw domowych wzrosło o 6,4 proc. Nakłady brutto na środki trwałe wzrosły o 7,1 proc.
- donosi GUS.
Co te dane - a zapewne szczególnie spadek PKB kwartał do kwartału o 2,1 proc. (jak zauważa portal 300gospodarka.pl - najwyższy spośród krajów OECD) - oznaczają w praktyce? Delikatna korekta danych w górę nie zmienia faktu, że polska gospodarka weszła w okres mocnego hamowania i niestety w takim stanie pozostanie przynajmniej przez kilka kwartałów.
Spodziewamy się dalszego hamowania PKB. Schodzenie z zapasów będzie implikować mniejszą produkcję. Konsumpcja wciąż trzyma się mocno, ale nie ma przesłanek za kontynuacją. Wysoka inflacja, niskie nastroje, niepewne saldo migracji. Inwestycje prywatne natomiast będą pod negatywnym wpływem stóp procentowych. W skrócie: hamujemy i będziemy hamować
- piszą ekonomiści mBanku.
Podobnego zdania jest Piotr Bielski, dyrektor Departamentu Analiz Ekonomicznych w Santander Bank Polska, z którym opublikowaliśmy dziś na Gazeta.pl rozmowę.
Dobrze już było, lepiej nie będzie. Wybuch wojny w Ukrainie bardzo mocno zmienił sytuację gospodarczą, widać to coraz wyraźniej. Im więcej danych napływa, tym bardziej widać, że trend po prostu się odwrócił. Z silnego popandemicznego ożywienia weszliśmy w dość mocne hamowanie
- mówił Bielski. Ekonomista zaznacza, że przyszłość jest naznaczona dużą niepewnością, ale zasadniczo nie jest szczególnym optymistą.
Wiele zależy m.in. od tego jak potoczy się wojna. Czy mniej więcej przy takim stanie jak obecnie będziemy trwać przez najbliższe trzy-cztery lata, czy np. nastąpi jakieś zawieszenie broni? To, jak rozwinie się sytuacja w Ukrainie i - w związku z tym - z układem sił na rynkach energetycznych - to obecnie jedna z głównych niepewności. Jeśli to się potoczy niekorzystnie, może mieć długotrwały, negatywny wpływ na koniunkturę w Europie. Osobiście nie jestem zbytnim optymistą w tym sensie, że nie zakładam, żeby w jakiś magiczny sposób wszystko się miało szybko naprostować. Obawiam się, że będziemy musieli sobie radzić z tym mniej korzystnym układem czynników jeszcze przez kilka kwartałów, jeśli nie lat
- mówił ekspert. Przewidywał także, że w najbliższym czasie firmy raczej nie będą się śpieszyły ze zwalnianiem pracowników, ale jeżeli za rok na horyzoncie nie będzie widać ożywienia albo będzie ono bardzo delikatne "to pojawi się pytanie, czy firmy nadal są w stanie zaciskać zęby".