W poniedziałek media obiegły informacje dotyczące wyników dochodzenia przeprowadzanego przez Centralne Biuro Śledcze Policji. Przeszukania w kilkudziesięciu zakładach produkujących paszę dla drobiu miało przynieść dowody świadczące o tym, że w procesie produkcji wykorzystywano m.in. substancja stosowana do wytwarzania smarów, a także biopaliw.
Dowody, jak donosi Wirtualna Polska, okazały się na tyle mocne, że małżeństwo, które sprowadzało tłuszcze, zostało aresztowane. Substancje powinny bowiem zostać użyte wyłącznie do celów technicznych, a nie spożywczych. Główny Inspektorat Weterynarii w pismach, do których dotarł portal, ostrzega powiatowych lekarzy weterynarii w całej Polsce, że "pasza jest potencjalnie niebezpieczna".
Sprawę skomentował też dyrektor generalny Krajowej Rady Drobiarstwa. "W związku z działaniami prowadzonymi przez organy skarbowe w sprawie podmiotu wchodzącego w skład niemieckiej grupy kapitałowej, dostarczającego komponenty do produkcji pasz do wielu producentów w Europie informujemy, że według naszej wiedzy, postępowanie ma charakter karno-skarbowy. Podmioty, do których produkt był dostarczany, są stroną pokrzywdzoną w sprawie" - napisał w oświadczeniu przesłanym do portalu.
O komentarz poprosiliśmy ekspertów branżowych. - Z uwagą obserwujemy postępy śledztwa w sprawie oszustwa dokonanego przez jednego z dostawców surowców paszowych. Wszyscy nasi członkowie wstrzymali stosowanie surowców dostarczanych przez podejrzaną firmę. Na tym etapie niewiele więcej możemy skomentować - powiedział w rozmowie z Gazeta.pl Piotr Lisiecki, prezes Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz.
Przedstawiciel KIPDiP wyjaśnił też, czy konsumenci mają powody do obaw. - Natomiast pragniemy uspokoić konsumentów, że zwierzęta karmione paszą z udziałem podejrzanych tłuszczy, nie wykazywały żadnych negatywnych zachowań. Nie obserwowaliśmy upadków, zwiększonej zachorowalności, ani zmniejszenia wydajności kur niosek. Podejrzewamy zatem, że oszustwo, którego czujemy się ofiarą, dotyczyło jedynie zaniżonych standardów dostarczanych produktów, a nie wprowadzenia zagrożenia dla zdrowia naszych zwierząt i konsumentów produktów gotowych - dodał.
Wątpliwości dotyczącej bezpieczeństwa żywności produkowanych na polskich fermach drobiu pojawia się w mediach więcej. W lutym TVN24 alarmował, że niektóre fermy drobiu stosują zbyt drastyczne metody chowu. - Kurczaki z ras szybkorosnących w ciągu sześciu tygodni osiągają wagę od dwóch do dwóch i pół kilo. Żeby to lepiej zobrazować, proszę sobie wyobrazić pięcioletnie dziecko, które waży 150 kilo - komentowała reportaż "Śmierć kur" Maria Madej z Otwartych Klatek.
Skandali związanych z bezpieczeństwem żywności jest więcej. Przed dekadą media żyły sprawą soli drogowej, która trafiała do wędlin. Substancja znacznie tańsza, ale mniej bezpieczna pod względem czystości i zawartych substancji była wykorzystywana z uwagi na wielokrotnie niższą cenę. Warto jednak podkreślić, że w 2015 roku prokuratora po długim śledztwie uznała, że spożywanie soli drogowej nie jest niebezpieczne dla zdrowia.
Przed dekadą wykryto też spisek producentów mięsa, którzy zamiast deklarowanej wołowiny używali koninę, mięso innych zwierząt oraz soję.