Afera drobiowa - ujawniono, że drób w Polsce był karmiony tłuszczami do produkcji smarów

Pracowników poznańskiej filii niemieckiej firmy B., przez których pasza dla drobiu była "wzbogacana" odpadami przemysłowymi do produkcji smarów, zatrzymało Centralne Biuro Śledcze Policji. Piszą o tym Onet i WP. Pasza z olejami technicznymi trafiała do krajowych producentów drobiu, których uznano za poszkodowanych w sprawie. Skala oszustw jest nieznana, ale zarzuty wobec pary, która prowadziła firmę, dotyczą przestępstw na kwotę 170 mln zł.

W ubiegłym tygodniu CBŚP odwiedziło co najmniej 66 zakładów produkujących pasze dla zwierząt - opisuje sprawę WP. Zabezpieczali oni próbki pasz i dokumentację związaną z produktami niemieckiej firmy B., której polski oddział tej firmy mieści się w Poznaniu. I to wobec niego toczy się śledztwo prowadzone przez prokuraturę od początku 2022 roku. 

Kilka dni temu policja z woj. zachodniopomorskiego zatrzymała prezesa polskiej filii B. Macieja J. oraz jego żonę Monikę. W szczecińskiej prokuraturze para usłyszała zarzuty oszustw na 176 mln zł - pisze Onet

Afera drobiowa w Polsce. Kurczaki i kaczki karmiono odpadami przemysłowymi

Pasze dla zwierząt wzbogaca się tłuszczami. Tłuszcze te muszą przechodzić specjalistyczne kontrole, związane z ich przeznaczeniem do żywności. Poznańska firma od lat specjalizowała się w produkcji tłuszczów, którymi wzbogacana była pasza dla zwierząt hodowlanych.

Maciej i Monika J. od jakiegoś czasu wykorzystywali do tego celu kwasy tłuszczowe sprowadzane m.in. z Rosji, Ukrainy, Malezji i Rumunii. Produkty te nie nadawały się do spożycia ani zastosowania w przemyśle spożywczym. Były to odpady z produkcji bardziej szlachetnych produktów, albo wytwarzane z zastosowaniem mniej wymagających technologii, niż te stosowane w przemyśle spożywczym - pisze WP

Więcej informacji z kraju na stronie głównej Gazeta.pl

W związku z tym ich zanieczyszczenie było większe niż dopuszczalne w tłuszczach przeznaczonych do żywności. Z tych tłuszczów, które zostały użyte do produkcji pasz, produkuje się smary, oleje techniczne czy biopaliwa. Powodem, dla którego właśnie te tłuszcze były dodawane do pasz przez polskich producentów, jest zapewne niższa cena, niż tłuszczów spożywczych.

Przemysłowe tłuszcze były testowane w laboratoriach firmy B, gdzie "cudownie" okazywało się, że spełniają standardy żywieniowe. Sfałszowany tłuszcz miał trafiać do co najmniej dwóch produktów przeznaczonych do wzbogacania pasz dla drobiu - zauważa WP. Zarzuty dotyczą oszustw z lat 2020-2022, ale proceder może sięgać nawet 2017 roku.

Afera drobiowa. Cztery osoby z firmy w Poznaniu zatrzymane. Dwie przyznały się do oszustwa

Oprócz małżeństwa, które prowadziło polską filię firmy, zatrzymano księgowego i prokurenta oraz laborantkę. Pracownicy nie przyznali się do zarzutów i bronili się, że nie wiedzieli o działaniach szefostwa. Sąd nie zgodził się na areszt dla nich. Maciej i Monika J. przyznali się natomiast do winy i od kilku dni siedzą w areszcie. Prokuratura uważa, że działali w zorganizowanej grupie przestępczej. 

Aresztowani twierdzą, że kupowane przez nich tłuszcze techniczne nie były dużo tańsze od spożywczych i nie miały wiele więcej szkodliwych substancji. Dzięki oszustwu chcieli być bardziej konkurencyjni na rynku, pozwalało im to również unikać kontroli na granicach. Dodają, że tłuszcze techniczne mieszali ze spożywczymi, by obniżyć poziom ich szkodliwości. Źródło Onetu twierdzi jednak, że firma ściągała niewiele tłuszczów spożywczych, dlatego nie mogły być dodawane jako ulepszacz do tłuszczów technicznych. 

- Trudno z góry zakładać, czy i jak szkodliwe mogły być te tłuszcze techniczne. Od spożywczych różnią się tym, że nie zawsze są przeznaczone do spożycia, nie mają odpowiednio restrykcyjnych atestów, mogą zawierać różne komponenty, również pochodzenia nienaturalnego. Mogą zawierać zanieczyszczenia związkami niebezpiecznymi dla zdrowia konsumentów. Trzeba więc w takich sytuacjach przeprowadzić badania i sprawdzić, jakie oraz ewentualnie ile takich niepożądanych substancji zawierały. Może z tego być duża sprawa, jeśli koniec końców okazałoby się, że konsumenci na dużą skalę jedli jakieś nieatestowane świństwo, niesprawdzone i szkodliwe dla ich zdrowia -  mówi w rozmowie z Onetem biotechnolog pracujący w branży spożywczej, który chce zachować anonimowość. - Może okazać się też inaczej, czyli że końcowy produkt, mięso, które na pewno było badane w zakładzie producenta, było pozbawione tych szkodliwych substancji, bo na przykład w procesie obróbki zostały usunięte z produktu końcowego - dodaje.

Więcej o: