Jarosław Kaczyński podróżuje po Polsce i prezentuje swoje opinie na różne tematy, w tym gospodarcze. Podczas spotkań z mieszkańcami, po swoim wystąpieniu, prezes PiS odpowiada na przygotowane wcześniej pytania, które z kartki odczytuje osoba prowadząca. W niedzielę w Olsztynie Kaczyński usłyszał takie pytanie dotyczące wzrostu cen: "Szanowny panie prezesie, inflacja nas wszystkich dobija, trudno się żyje, kiedy przewiduje się jej spadek?".
Powiedzmy sobie uczciwie, nie jestem jasnowidzem, a tak naprawdę tylko jasnowidz by mógł dzisiaj to przewidzieć, tak dokładnie. No muszę się tutaj zdawać na prezesa Glapińskiego, chociaż też przyznaję uczciwie, że się przedtem nieco mylił, był zbyt optymistyczny. Co nie oznacza, że jego działania miały jakiś wpływ na inflację, bo to jest absolutne kłamstwo
- zaczął swoją odpowiedź prezes PiS. Które z działań czy wypowiedzi szefa Narodowego Banku Polskiego były według Jarosława Kaczyńskiego "nieco mylne", trudno zgadnąć. Ostatnie z przytoczonych powyżej zdań może odnosić się do pojawiających się czasem zarzutów, że NBP zaczął podnosić stopy procentowe zbyt późno i na początku zbyt łagodnie. Jako optymistyczne można uznać na przykład niedawne słowa Adama Glapińskiego, dotyczące "płaskowyżu" inflacyjnego. "Płaskowyż. Inflacja może być trochę wyżej albo niżej, ale zasadniczo to jest ten wysoki pułap, od którego inflacja będzie stopniowo maleć - wykluczając niespodziewane czynniki" - mówił 8 września Glapiński. A już po danych GUS, które pokazały wyraźny wzrost wrześniowego wskaźnika, do 17,2 proc. rok do roku, powtarzał, że "być może nadal to jest płaskowyż". Cóż, ostatnie dane, za październik, wskazują, że od płaskowyżu się oddalamy - inflacja według wstępnego, "szybkiego" szacunku GUS, wzrosła do 17,9 proc.
No dobrze, zatem, odpowiadając na pytanie zadane prezesowi PiS w Olsztynie, kiedy inflacja może spadać? Jarosław Kaczyński, powołując się na szefa Narodowego Banku Polskiego, już niespecjalnie optymistycznie stwierdził, że inflacja "się nie będzie zwiększać już mniej więcej około połowy przyszłego roku, a później zacznie wyraźnie spadać, aż do takiej inflacji niskiej, czyli niezauważalnej dla społeczeństwa". Gdyby te prognozy się potwierdziły, oznaczałoby to, że wzrost cen będzie przyspieszać jeszcze przez ponad pół roku. Teraz mamy już prawie 18 proc. inflacji w ujęciu rocznym, ekonomiści i analitycy spodziewają się, że 20 proc. zobaczymy na początku nowego roku (a według niektórych być może wyraźnie więcej, nawet 25 proc.).
Jeśli chodzi o tę "niską" inflację, to też nie wiadomo, jaki poziom prezes miał na myśli, ale cel inflacyjny NBP to 2,5 proc. z możliwymi odchyleniami o 1 punkt procentowy w obie strony (czyli między 1,5 a 3 proc.). Trudno w tym momencie oczekiwać, żeby do końca przyszłego roku ten poziom udało się osiągnąć, a moment ten oddalają m.in. rządowe tarcze antyinflacyjne (sprawiają, że inflacja teraz jest niższa, niż mogłaby być bez nich, za to na podwyższonym poziomie pozostanie dłużej).
W dalszej części swojej wypowiedzi prezes PiS poradził martwiącym się drastycznym wzrostem cen, by przypomnieli sobie, że kiedyś już było gorzej. Faktycznie, było. Ostatni raz inflację wyższą niż obecnie zanotowaliśmy w grudniu 1996 roku - sięgała wtedy 18,5 proc. (niedługo być może ten poziom przekroczymy). To było 26 lat temu - trzeba więc dość daleko sięgnąć pamięcią.
Poza najmłodszymi z państwa, to przecież wszyscy to pamiętają, myśmy w latach 90. żyli przez wiele lat z inflacją i to dużo wyższą, nieporównanie wyższą niż w tej chwili. A w nieco późniejszych latach 90., kiedy ona już była niższa, ciągle była na poziomie przynajmniej takim, jaki jest obecnie. A mimo wszystko gospodarka się rozwijała i ludzie się jednak jakoś trochę bogacili. Chociaż niestety nie wszyscy, to było bardzo niesprawiedliwie wtedy rozłożone
- mówił. Rzeczywiście, na początku lat 90. inflacja była dużo, dużo wyższa niż obecnie. Jednak od 1996 roku stopniowo już spadała i pod koniec lat 90. nie była bliska obecnego poziomu, bo jednocyfrowa (ale "wysoko" jednocyfrowa, w pobliżu 10 proc.). 10 proc. przekroczyła jeszcze na początku tego tysiąclecia, w 2000 roku. Później dwucyfrowe poziomy notowaliśmy dopiero w tym roku.
Jarosław Kaczyński zapewnia, że jego rząd z inflacją sobie poradzi i robi wszystko, co może w tej sprawie, podobnie jak polski bank centralny.
Krótko mówiąc, inflację opanujemy, ale to jest proces w wielkiej mierze zdeterminowany międzynarodowo. My w tej chwili walczymy z inflacją poprzez działania banku narodowego, ale to są decyzje banku, nie rządu, nie mamy na to wpływu
- powiedział.
Bank centralny, a dokładnie Rada Polityki Pieniężnej, organ decydujący ws. polityki monetarnej, najbliższe posiedzenie ma w przyszłym tygodniu. O tym, czy stopy procentowe wzrosną, czy pozostaną bez zmian, przekonamy się w środę 9 listopada.