Rano na węgierskich stacjach pojawiło się paliwo, którego deficyt obserwowano od wielu tygodni. Cena, po nocnym uwolnieniu przez rząd, jest wyższa (w przeliczeniu) o ponad 2,5 zł za litr i przewyższa te obserwowane we wszystkich ościennych krajach.
"Katastrofa paliwowa na Węgrzech to efekt zbytniej ingerencji w zasady wolnego rynku. Teraz brakuje tam paliw i jest drożej niż na polskich stacjach. Ostrzegałem przed takim scenariuszem, kiedy politycy opozycji nawoływali, by ceny paliwa sztucznie obniżać" - napisał na Twitterze prezes Orlenu, Daniel Obajtek.
Więcej informacji z kraju na stronie głównej Gazeta.pl
Warto przypomnieć, że Orlen w ostatnim czasie miał duży wpływ na węgierski rynek. Spółka prowadzona przez Obajtka przejmując Lotos, musiała sprzedać 417 stacji w kraju. Te przejął węgierski koncern paliwowy MOL. Częścią umowy jest też zakup przez Orlen niemal 200 stacji MOL na Słowacji i Węgrzech.
We wtorek w nocy szef kancelarii premiera Węgier Gergely Gulyas ogłosił, że ze skutkiem natychmiastowym rząd znosi ceny gwarantowane na paliwo dla mieszkańców kraju. W dekrecie rządowym jako powód takiego działania wymieniono unijną politykę sankcyjną.
Eksperci wskazują jednak na inne powody takiej decyzji. Były sekretarz stanu do spraw energii Attilla Holoda powiedział portalowi Index, że dopiero wczoraj po dwóch miesiącach przerwy ruszyła jedyna węgierska rafineria.
Dodatkowo Węgry są uzależnione od rosyjskiej ropy. Analityk jednego z banków Tamas Pletser wskazał, że zniesienie limitów może przynieść pozytywny efekt, bo teraz wszyscy będą mogli zatankować auta bez problemu, ponieważ będzie możliwy import paliw.
Szef węgierskiego koncernu paliwowego MOL Zsolt Hernadi powiedział, że sytuacja powinna wrócić do normy za mniej więcej miesiąc.
- Zrobiliśmy i zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby zapewnić bezpieczeństwo dostaw. Nie możemy zrobić więcej, niż do tej pory - powiedział po ogłoszeniu zniesienia cen gwarantowanych.