Na pierwszy rzut oka wygląda to lepiej, niż mogłoby. PKB Chin w czwartym kwartale minionego roku w porównaniu z kwartałem trzecim się nie zmienił. Czyli nie wzrósł. Słabo? Może i nie najlepiej, ale spodziewano się, że spadnie (o 0,8 proc.). W ujęciu rok do roku (czyli w porównaniu z czwartym kwartałem 2021) chińska gospodarka zwiększyła się o 2,9 proc. - także wyraźnie lepiej od oczekiwań, ale mniej niż w poprzednim takim trzymiesięcznym okresie (3,9 proc. w trzecim kwartale).
W całym ubiegłym roku Chiny odnotowały wzrost produktu krajowego brutto na poziomie 3 proc. Jeśli wyłączyć rok 2020, w którym niespodziewanie i silnie uderzyła pandemia koronawirusa, był to najsłabszy roczny odczyt od 1976 r. A to akurat słabe przebicie, bo był to ostatni rok rewolucji kulturalnej Mao Zedonga, która przeorała gospodarkę (i nie tylko). To też zapewne rozczarowanie dla chińskich władz - pierwszy oficjalny cel zakładał, że wzrost będzie na poziomie około 5,5 proc. W noworocznym przemówieniu (na początku tego roku, zatem kiedy już większość danych za 2022 była dostępna) Xi Jinping szacował ten wzrost na 4,4 proc. Do porównań 2021 chyba nie ma się co przywiązywać, bo wtedy gospodarka silnie odbiła po wcześniejszym gwałtownym załamaniu (PKB w całym 2021 roku wzrósł o 8,1 proc.).
Sporo tych liczb, ale pokazują z jednej strony hamowanie - druga największa gospodarka świata rośnie wolniej, niż wcześniej i wolniej, niż sama by chciała. A z drugiej, że i tak jest lepiej niż eksperckie gremium się spodziewało.
"2023 rok w Chinach będzie wyboisty; nie tylko będą one musiały stawić czoła zagrożeniu nową falą COVID-19, ale pogarszająca się sytuacja na krajowym rynku nieruchomości mieszkaniowych i słaby globalny popyt na eksport będą znaczącymi hamulcami" - komentuje Harry Murphy Cruise, ekonomista Moody's Analytics, cytowany przez Agencję Reutera.
Z Chin napłynęło we wtorek dużo więcej danych. Nie tylko "twardych" gospodarczych - dowiedzieliśmy się wreszcie oficjalnie, że w minionym roku populacja kraju spadła pierwszy raz od ponad 60 lat. Więcej na ten temat piszemy w poniższym tekście:
Wróćmy jeszcze wskaźników gospodarki. Sprzedaż detaliczna w grudniu spadła, ale "tylko" o 1,8 proc. rok do roku wobec spodziewanego spadku o 8,5 proc. Z kolei produkcja przemysłowa zwiększyła się o 1,3 proc. (oczekiwano zaledwie 0,2 proc.). Jednym zdaniem: jest lepiej niż mogłoby być, ale nie znaczy to, że można zapomnieć o ryzykach.
"Dane dotyczące aktywności w grudniu zasadniczo zaskoczyły na plus, ale pozostają słabe, szczególnie w segmentach popytowych, takich jak wydatki detaliczne" - stwierdziła Louise Loo, starsza ekonomistka z Oxford Economics, której notkę cytuje Reuters. Średnia oczekiwań analityków zakłada (na teraz) wzrost PKB w tym roku o 4,9 proc., ale to przy założeniu, że odbije się konsumpcja. A to, czy i jak chętnie chińscy konsumenci będą wydawać pieniądze na zakupy, zależy od tego, czy władze nie wycofają się z odejścia od polityki "zero COVID". Pytanie też, jak na nastroje konsumentów wpłynie rosnąca liczba zakażeń i zgonów spowodowana zakończeniem restrykcji.
Dla nas wszystkich ma to spore znaczenie, na przykład w kontekście cen surowców. Chiny to gigantyczny rynek surowcowy, są na przykład największym konsumentem ropy naftowej. Jeśli ożywienie w gospodarce będzie potężne, może podbić to ceny surowców przemysłowych, bo silnie wzrośnie na nie popyt - i wpływać na inflację globalną. Osłabienie popytu z Chin także może mieć znaczenie dla ich głównych partnerów handlowych (w Europie takim znaczącym partnerem są Niemcy, choć bardziej w drugą stronę, czyli Chiny są ważnym partnerem w handlu dla Niemiec).