Byłem w Chorwacji, płaciłem w euro. Chorwaci narzekają na ceny, ale nowej walucie nie mówią "nie"

Bartłomiej Pawlak
Chorwaci mają ambiwalentny stosunek do euro. Zdecydowana większość narzeka na pewien wzrost cen, który pojawił się w kraju wraz z nową walutą, ale nie mówi, że wejście do strefy euro było błędem. Jeden z rozmówców tłumaczy mi, że euro nie jest złe, fatalny jest za to moment zastąpienia kuny nową walutą.
Zobacz wideo Ile kosztuje paliwo w Chorwacji po wprowadzeniu euro? Sprawdzamy

1 stycznia 2023 roku Chorwacja oficjalnie weszła do strefy euro. W ostatnich dniach opisywaliśmy sytuację w tym kraju prosto z Zagrzebia. Teraz przyszedł czas zapytać Chorwatów, jak czują się z nową, wspólną walutą UE. Czy zauważają wzrost cen w sklepach? Czy uważają porzucenie kuny za dobrą decyzję?

W Chorwacji jest drogo. Przyznają to sami mieszkańcy

Gwoli przypomnienia - aby pokazać, na jakim poziomie są ceny w Chorwacji, wystarczy podać kilka przykładów, które od razu rzucają się w oczy. Taksówka z lotniska do oddalonego o 15 km centrum Zagrzebia kosztuje 33,5 euro, uber - ok. 15 euro, autobus lotniskowy (dojeżdżający nie do centrum, a na główny dworzec autobusowy) - 6 euro.

Ceny w sklepach też przypominają raczej te z Hiszpanii, Włoch czy nawet Austrii i Niemiec niż te z Polski. Litrowy karton soku pomarańczowego w Lidlu w Zagrzebiu kosztował mnie ok. 1,60 euro, najtańsza 1,5-litrowa butelka wody 76 centów, a półlitrowa butelka Fanty 98 centów. Za małą tubkę najtańszej pasty do zębów w popularnej drogerii w Zagrzebiu zapłaciłem aż 2,25 euro.

Drożej niż w Polsce jest również w restauracjach. Nie jest może tak drogo, jak we Francji czy Niemczech, ale różnica względem Polski zdecydowanie jest odczuwalna. Za najtańsze danie w lokalnej knajpce szybkiej obsługi zapłacimy 5,5-6 euro, a nawet więcej. Dokupując do tego napój, poniesiemy koszt oscylujący już wokół 7-10 euro za obiad, a po dobraniu sałatki lub sosu rachunek wyniesie ok. 10 czy nawet 12 euro. W droższych restauracjach zapłacimy od 15 do nawet sporo ponad 20 euro za sam posiłek.

Jeśli zatem ktokolwiek myśli o Chorwacji jako tanim wakacyjnym kierunku w stylu Albanii i Czarnogóry, po przyjeździe może mocno się rozczarować. W kraju tym jest znacznie drożej niż w Polsce.

Ceny jedzenia na mieście - ZagrzebCeny jedzenia na mieście - Zagrzeb fot. Bartłomiej Pawlak

Wejście do euro dało okazję do zaokrąglenia cen. Niestety w górę

Co więcej, wejście do strefy euro tylko ten stan rzeczy pogorszyło. Zaczepieni przeze mnie mieszkańcy Zagrzebia przyznają, że ceny po wejściu nowej waluty wzrosły. Część tłumaczy, że nie były to może znaczne wzrosty, jednak gdy trzeba wydać o kilka czy kilkanaście centów więcej na każdy produkt, różnica robi się już zdecydowanie zauważalna.

Podobnie sytuację opisuje mi Jan, student z Polski, który od września mieszka w Zagrzebiu. Jak tłumaczy, ceny od zeszłego roku zmieniły się od kilku do nawet kilkudziesięciu centów na jednym produkcie. Po przeliczeniu to nawet kilka złotych więcej niż jeszcze pod koniec grudnia 2022 roku.

Naprawdę czuć tę różnicę, gdy robi się większe zakupy lub jada się codziennie na mieście. O ile wcześniej za danie z napojem płaciło się ok. 8-9 euro, teraz może być to nawet 10 euro. Od września, gdy tu mieszkam, ceny podawane są zarówno w kunach, jak i w euro, dzięki czemu widzimy teraz, jak uległy one zmianie. W wielu restauracjach ceny są przekreślone mazakiem, a obok dopisana jest nowa, wyższa cena. I jest to nawet kilkadziesiąt centów więcej na każdym produkcie

Potwierdza też to, co mówi mi wielu Chorwatów. Sklepy, restauracje i lokale usługowe (np. fryzjerzy) wykorzystali okazję, aby w "kreatywny sposób" zaokrąglić ceny w euro na swoją korzyść. I tak część punktów "zaokrągliło" 40 kun (przeliczając po sztywno ustalonym kursie wychodzi 5,31 euro) do 5,50, a inne do 6 euro. Tylko nieliczni sprzedawcy trzymali się uczciwego przeliczania kun na euro. - Większość punktów gastronomicznych podwyższała te ceny mniej uczciwie, a sklepy nieco bardziej przykładały się do zaokrąglania cen - tłumaczy mi Jan.

Zobacz wideo Czy widać wzrost cen w Chorwacji po wprowadzeniu euro? Pytamy mieszkającego tam polskiego studenta

Sam obserwuję, że w niektórych knajpkach i restauracjach ceny są już zaokrąglone w euro, a w innych wprost przeliczane z kuny. Tych pierwszych jest zdecydowanie więcej, ale w jednym z lokali, który odwiedziłem ceny przeliczono z wyjątkową precyzją - np. burger kosztuje 6,64 euro (50 kun), a falafel 5,97 euro (45 kun). Niemal co do centa przeliczono też ceny m.in. biletów na komunikację miejską w Zagrzebiu lub biletu na przejazd autobusem lotniskowym, ale to raczej wyjątki.

Część sklepikarzy i restauratorów tłumaczy mi, że cen nie podnoszą, bo boją się utraty klientów. - Jest inflacja (w grudniu ok. 13 proc.), ceny rosną, dlatego ludzie coraz częściej rezygnują z jedzenia na mieście - mówi mi jeden z nich. W innym miejscu dowiaduję się, że ceny w restauracjach trzeba było podnieść po Nowym Roku, bo podnieśli je również dostawcy.

Ceny jedzenia na mieście w ZagrzebiuCeny jedzenia na mieście w Zagrzebiu fot. Bartłomiej Pawlak

Kelner w jednej z tańszych restauracji koło głównego placu Zagrzebia, w której można dostać wiele popularnych dań kuchni bałkańskiej, opowiada mi, że rząd próbuje walczyć z takim nieuczciwym zaokrąglaniem cen. Chorwackie władze obiecały m.in. odmrożenie cen energii firmom, które próbują zarobić więcej przy okazji zmiany waluty. W rękawie jest jeszcze ewentualne zamrożenie cen części produktów pierwszej potrzeby. Co z tego wyniknie? Na efekty trzeba będzie trochę poczekać.

Przyjęcie euro było błędem? Chorwaci o nowej walucie

Wypytując przechodniów o to, czy przyjęcie euro było trafioną decyzją, szybko zauważam, że Chorwaci dzielą się na tych, którzy są "raczej za" i "raczej przeciw". Mało jest osób zdecydowanych, które próbowałyby mnie przekonywać do swoich racji. Prawie wszyscy zauważyli jednak wzrost cen wielu podstawowych produktów w sklepach i restauracjach. Większość przyznaje, że podwyżki cen nie są może wielkie, ale robiąc zakupy lub płacąc za obiad, da się je odczuć.

Chorwacki przedsiębiorca, który wraz z żoną prowadzi lokal z sushi w Zagrzebiu, tłumaczy mi, że wszystko zależy od tego, z jakiej perspektywy spojrzymy na problem. Od strony biznesowej przyjęcie euro jest - jego zdaniem - świetnym rozwiązaniem. Przyznaje, że od dawna importuje sporą część produktów m.in. z Austrii i musi płacić za nie w euro.

Co więcej, już wcześniej standardem w Chorwacji było opłacanie czynszu za mieszkanie lub lokal pod restaurację w euro. Sam jest więc zadowolony, bo klienci do tej pory płacili mu w kunach, ale większości opłat dokonywał w euro. Teraz waluta została ujednolicona, co oszczędza i czas, i pieniądze. Przyznaje też jednak, że z perspektywy typowego konsumenta, wejście do strefy euro było błędem, bo oznaczało podwyżki cen w sklepach.

Mogę powiedzieć, że to zły czas [na wejście do strefy euro - red.] m.in. z powodu trwającej wojny w Ukrainie i utrzymującej się od miesięcy wysokiej inflacji, dlatego teraz znów mamy 10 lub 20-procentowe podwyżki cen w Chorwacji. Płace pozostają na takim samym poziomie, a ceny w praktyce wzrosły już o ok. 30-40 proc. w ciągu ostatniego roku. To bardzo dużo. Z drugiej strony biznes w strefie euro rośnie. Sprowadzamy wiele produktów z Austrii, Włoch i innych krajów i nie płacimy już żadnych prowizji za przewalutowywanie kun na euro. Oszczędzamy na tym jakieś 5-10 proc.

- dodaje.

Zaznacza jednak, że temat jest zbyt szeroki i skomplikowany na jedną rozmowę. Na koniec dodaje tylko, że nie dziwi się ludziom, którzy nie popierają wejścia do strefy euro. - Średnia pensja w Chorwacji to ok. 900 euro (brutto), czyli jakieś trzy razy mniej niż w Niemczech, a ceny mamy podobne - mówi.

Starsi nie lubią zmian, młodzi szybko się przyzwyczajają

Zaczepiony przeze mnie na głównym placu Zagrzebia młody Chorwat od razu przyznaje, że zawsze był zwolennikiem wejścia do strefy euro. Sam często wyjeżdża za granicę i płaci w euro. Od razu dopytuje mnie, czy nie łatwiej robi mi się zakupy w Zagrzebiu już we wspólnej walucie Unii Europejskiej.

Dopiero gdy wtrącam, że większość moich rozmówców narzeka na wzrost cen, przyznaje, że faktycznie ceny w sklepach poszły w górę, ale on nie jest tym faktem zaskoczony. Stwierdza też, że wynagrodzenia będą rosnąć, dlatego za rok czy dwa ceny nie będą już problemem. - Starsi ludzie bardzo przyzwyczaili się do kuny i nie lubią zmian. Młodzi wolą euro - mówi na koniec.

Podobnych entuzjastów już nie spotykam. Większość ma ambiwalentny stosunek do euro. Z jednej strony waluta UE to spore ułatwienie, z drugiej jej wprowadzenie spowodowało dodatkowy wzrost cen w sklepach. A te rosły jeszcze w zeszłym roku. Da się też odczuć, że Chorwaci są już zmęczeni tym tematem. Wiele osób w ogóle nie chce rozmawiać o euro lub twierdzi, że nie ma zdania na ten temat. Kobieta prowadząca sklep z pamiątkami w Zagrzebiu od razu mówi, że nie jestem pierwszą osobą, która wypytuje ją o nową walutę.

Ile zarabia kierowca ubera w Chorwacji?

Kierowca ubera, którym jechałem jest zdecydowanie bardziej rozmowny. Przyznaje wprost, że nie uważa, aby przyjęcie euro było błędem. Stwierdza, że euro "to lepsza waluta" (od kuny), a największą zaletą (przyjęcia euro) jest brak konieczności ciągłej wymiany pieniędzy z kun na euro i odwrotnie. 

Dopytywany przeze mnie przyznaje, że zauważa podwyżki cen i są one odczuwalne, ale nie są drastyczne. Wylicza, że najczęściej oscylują wokół 10-15 proc. na produkcie. To efekt przesadnego "zaokrąglania" cen przy przeliczaniu ich z kun na euro. - Faktycznie ceny produktów wzrosły, bo sklepy zawsze zaokrąglają je do góry. To już się wydarzyło i rząd próbuje z tym walczyć - tłumaczy.

Szybko przyznaje też, że praca kierowcy w aplikacjach do zamawiania przejazdów to jego zajęcie dorywcze. Jeździ od miesiąca i chce trochę dorobić sobie w czasie studiów. Rozmowa szybko schodzi na kwestię zarobków w Chorwacji. Po chwili zdradza mi, ile jest w stanie zarobić jako kierowca taksówki na aplikację. Prosi jedynie, abym nie publikował nigdzie jego imienia.

- Po odliczeniu wszystkich kosztów mam ok. 5 euro za godzinę jazdy, ale gdybym nie miał swojego auta, zarabiałbym nieco mniej - mówi. Dodaje, że uważa to za niezłą stawkę, zwłaszcza w przypadku pracy dorywczej, bo 5 euro to trochę powyżej minimalnej stawki za godzinę w Chorwacji.

Potem dopytuje mnie jeszcze o minimalną i średnią płacę w Polsce, a także o ceny. Tłumaczę, że większość produktów nad Wisłą jest tańsza. Znacznie mniej zapłacimy też w restauracjach. Wyjątkiem są ceny paliw i ceny kawy na mieście. Nie może uwierzyć, gdy dowiaduje się, że kawa w typowej kawiarni w Warszawie to wydatek rzędu 4 euro, a często nawet więcej. W samym centrum Zagrzebia za cappuccino czy latte zapłacimy do 2 euro.

Więcej o sytuacji po wprowadzeniu euro w Chorwacji znajdziesz na Gazeta.pl

Więcej o: