Samolot linii lotniczych United Airlines wystartował 18 grudnia ubiegłego roku z lotniska Kahului na wyspie Maui na Hawajach. Po około jednej minucie od startu maszyna zaczęła gwałtownie tracić wysokość. Problemy wystąpiły na wysokości 425 metrów nad poziomem wody. Samolot nabrał prędkości i ustabilizował lot dopiero na wysokości 236 metrów - podaje CNN. Szczegóły tego zdarzenia uchwycił serwis Flightradar24.
Ostatecznie lot 1722 zakończył się szczęśliwie. Samolot pasażerski Boeing 777 bezpiecznie wylądował w San Francisco. Zarówno zagraniczne media, jak i amerykańska Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) dopiero teraz informują o tym niebezpiecznym incydencie.
Więcej informacji z Polski przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Rod Williams, jeden z pasażerów lotu 1722 powiedział w rozmowie z CNN, że podczas tego zdarzenia w samolocie rozległy się krzyki. Maszyna traciła gwałtownie wysokość przez 8-10 sekund. - Wszyscy wiedzieli, że coś się dzieje, a przynajmniej, że to nie jest normalne - mówił. Pasażer tego lotu dowiedział się po czasie, że samolot, którym leciał w grudniu, był ok. 5 sekund od uderzenia w wodę.
Amerykańska Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu zapewniła, że przeprowadzi śledztwo w sprawie tego incydentu. Wcześniej przekazywała, że nie planuje żadnego dochodzenia - podaje CNN. Z kolei Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) przeprowadziła śledztwo, ale nie przedstawiła szczegółów. Linie United Airlines powiadomiły jedynie, że śledztwo przeprowadziły wspólnie z agencją FAA i związkiem pilotów.
Wstępny raport Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu w sprawie niebezpiecznego zdarzenia podczas lotu 1722 ma powstać w ciągu 2-3 tygodni.