Alicja Wójcik-Gołębiowska, Country Manager CEE & Baltics Ryanair: Na ten moment kontynuujemy nasze loty do basenu Morza Śródziemnego, ale też cały czas obserwujemy sytuację i reagujemy na bieżąco. Tak jak miało to miejsce z zamknięciem lotniska w Katanii, kiedy wszystkie loty zostały przekierowane. W tej chwili loty na Rodos odbywają się bez zmian, natomiast jesteśmy przygotowani, że ta sytuacja może się zmienić.
Zawsze staramy się dopasowywać nasze plany, zarówno długo, jak i krótkofalowe, do zmieniających się warunków. Jeśli chodzi o sprzęt, mamy bardzo nowoczesną flotę, przystosowaną do operowania w różnych warunkach atmosferycznych, w tym np. czynników utrudniających lądowanie. Zdajemy sobie sprawę, że takie zjawiska będą teraz bardziej intensywne, ale wyciągamy wnioski z poprzednich lat i jesteśmy na to przygotowani.
Sytuacja jest bardzo dynamiczna i w tym momencie trudno jest nam powiedzieć o jakimś trendzie. Loty odbywają się bez zakłóceń i nadal cieszą się zainteresowaniem. Nie widzimy na masową skalę odwołań i rezygnacji pasażerów, ale oczywiście liczymy się z tym, że sytuacja może się zmienić z dnia na dzień.
Ogólnie widzimy, że zainteresowanie pasażerów mniej odkrytymi rejonami bardzo rośnie. Wynika to z szeregu powodów. Mniej popularne miejsca mają na przykład tańszą bazę noclegową, są trochę bardziej dostępne finansowo, a dla wielu to czynnik, który zwłaszcza teraz, przy wysokiej inflacji, ma duży wpływ przy wybieraniu wakacji. Inne czynniki to liczba turystów w danym miejscu czy po prostu chęć zobaczenia i poznania czegoś nowego. Widzimy ten trend od jakiegoś czasu i spodziewamy się, że może się nasilać. Będziemy dostosowywać naszą siatkę połączeń do tych zmian. Widać też, że sezon turystyczny się wydłużył, rośnie zainteresowanie podróżami w kwietniu, maju, i czerwcu czy po tradycyjnym sezonie wakacyjnym - we wrześniu i październiku.
Jeśli chodzi o Polaków, to wciąż największe zainteresowanie dotyczy takich kierunków jak Włochy, Grecja, Hiszpania, Wyspy Kanaryjskie - to są trasy uwielbiane przez Polaków, część z nich w zasadzie przez cały rok. Widzimy zainteresowanie mniej oczywistymi do niedawna w okresie wakacyjnym kierunkami, jak Skandynawia. Można zaobserwować też większe nastawienie na city breaki. To widać w całej Europie: turyści najchętniej wybierają podróże do czterech dni, okołoweekendowe, to jest obecnie najpopularniejszy sposób podróżowania.
Nasze ceny zawsze są ustalane dynamicznie, w zależności od popytu, dostosowane do bieżących potrzeb. Natomiast rzeczywiście, zweryfikowaliśmy trochę spodziewaną liczbę pasażerów, m.in. ze względu na opóźnienie w dostawie boeingów - spodziewaliśmy 185 mln, będzie to prawdopodobnie 183,5 mln. Jeżeli chodzi o taryfy, to oczywiście zależy nam na zapełnieniu samolotów. Jest możliwe, że ze względu na wszystko, co się dzieje, w tym inflację, pasażerowie będą szukali najtańszych ofert i jedną z opcji, którą w tej chwili rozważamy, jest dopasowanie cen biletów do oczekiwań pasażerów. To może oznaczać po prostu obniżenie tych taryf, pojawienie się więcej atrakcyjnych cen w ofercie.
Tak, spodziewamy się tego w drugiej połowie roku, jesienią, raczej od października.
Mogę powiedzieć, że jako Ryanair robimy wszystko, żeby bilety były jak najtańsze, bo to jest nasz kluczowy kierunek: chcemy być najtańszym przewoźnikiem. Natomiast biletów za 5 euro będzie zdecydowanie mniej. Zresztą w tej chwili takich biletów nie ma chyba żaden przewoźnik, mówimy raczej o cenach zbliżonych do 30-40 euro, chociaż ciągle można trafić fajne promocje, u nas też.
W tej chwili jesteśmy w Polsce linią lotniczą numer jeden, mamy największe udziały rynkowe i planujemy tylko poszerzać tę pozycję. Operujemy z 13 lotnisk, zwiększamy cały czas liczbę naszych baz i siatkę połączeń. Część oferty na zimę już jest, ale to nie wszystko i jeszcze możemy pasażerów zaskoczyć.
Jako Ryanair skupiamy się na lotniskach regionalnych - ze względu na ich rozmiar, dopasowany do naszego modelu biznesowego, 25-minutowego turnaroundu [czasu na wyprowadzenie jednych i wprowadzenie kolejnych pasażerów do samolotu - red.]. Natomiast ze swojej strony mogę powiedzieć, że zawsze jesteśmy otwarci na nowe rozwiązania.
Największym wyzwaniem w tej chwili w Europie są powtarzające się strajki kontrolerów lotów, zwłaszcza francuskich. Takich strajków od początku roku było już 60 dni. Wpłynęły na tysiące lotów, które były anulowane i opóźnione, na plany milionów pasażerów. Strajki ciągle się powtarzają, zapewnienie przy tym płynności ruchu to największe wyzwanie dla branży.
Myślę, że jeśli spojrzeć na obecną siatkę połączeń kolejowych, to musi upłynąć jeszcze dużo czasu, żeby była to realna konkurencja dla lotów regionalnych. Kolej w całej Europie wymaga jeszcze bardzo dużo inwestycji, żeby czasowo i finansowo opłacało się pasażerom przesiąść do pociągów, rezygnować z połączeń lotniczych. Na ten moment, w perspektywie najbliższych lat, dopóki nie będzie poważnych modernizacji, nie widzimy dużego ryzyka dla branży lotniczej. Jeśli chodzi o nasz rejon Europy, także na poziomie wewnątrzkrajowym, nie widzimy takiego ryzyka na trasach, na których operujemy.
Tak, to będzie bardzo duży zastrzyk, ponieważ zakładamy, że dostawa nowych samolotów, która ma być sfinalizowana do 2033 roku, wygeneruje łącznie około 10 tys. nowych miejsc pracy w skali całej Europy, z czego część na pewno przypadnie na Polskę. Dodatkowo w samej Polsce cały czas szukamy pracowników, do pracy w naszych bazach, przy samolotach, ale też pilotów i członków personelu pokładowego. Ogółem w Polsce na ten moment szukamy kilkuset osób - to jest duża pula. Poza tym, w czerwcu ogłosiliśmy budowę najnowocześniejszego w tej części Europy centrum szkoleniowo-treningowego, obok lotniska w Krakowie, to też wygeneruje dodatkowe miejsca pracy.