Polska wkroczyła w okres kolejnego kryzysu demograficznego, który może mieć charakter dłuższej tendencji - napisał na początku września w jednej ze swoich analiz Główny Urząd Statystyczny, powołując się na trendy dotyczące liczby urodzeń, zgonów, trwania życia czy migracji. Kluczowym elementem tego kryzysu jest spadek liczby urodzeń. GUS prognozuje (w średnim wariancie), że w 2023 r. urodzi się w Polsce ok. 302 tys. dzieci, ale to oznacza, że druga połowa roku musiałaby być znacznie lepsza niż pierwsza - z niespełna 140 tys. urodzeń. Już dziś (i to już po pandemii, czyli fali nadmiarowych zgonów) rodzi się w Polsce o ok. 120-150 tys. dzieci mniej niż umiera osób.
Prognozy GUS wskazują, że za kilkanaście lat ten rozdźwięk może przekroczyć nawet 200 tys. rocznie
- zauważa Mikołaj Fidziński z redakcji Gazeta.pl Next. Co to oznacza i co dokładnie znajduje się w prognozie? O tym więcej w krótkim materiale wideo poniżej:
GUS przestawił też kilka dni temu swoje scenariusze, według których w 2060 r. liczba ludności Polski może wynosić od niespełna 26,7 do 34,8 mln osób (w zależności od dzietności, długości trwania życia i salda migracji). Według danych za 2022 rok jest nas obecnie 37,7 mln, co by oznaczało, że w najgorszym scenariuszu Polsce może "ubyć" nawet 11 mln mieszkańców. Część ekspertów wprawdzie gani GUS za niedoszacowywanie skali migracji, ale z drugiej strony to także sygnał, że - czy nam się to podoba czy nie - tempo naszego rozwoju gospodarczego w coraz większej mierze zależy i będzie zależało od przyjezdnych.
Tu zresztą GUS zwraca uwagę na ważne zagadnienie, jakim jest kwestia integracji cudzoziemców w Polsce. Urząd zauważa, że zasoby potencjalnych imigrantów w krajach najbliższych Polsce kulturowo (m.in. Ukraina, Białoruś, Rosja) będą się wyczerpywać.
Wydaje się zatem, że do osiągnięcia wyższych poziomów imigracji, które umożliwiłyby choć częściowe zrekompensowanie ubytków na rynku pracy, konieczna będzie większa dywersyfikacja krajów pochodzenia imigrantów. Oznaczałoby to pojawienie się większej liczby osób z odmiennych kulturowo krajów azjatyckich czy afrykańskich
- informuje GUS i przekonuje, że może mieć to rozległe konsekwencje społeczne - nie tylko w postaci bariery kulturowej, ale także związanej ze znajomością języka czy brakiem wykształcenia. - Takim imigrantom może brakować specjalistycznej wiedzy technicznej i pozatechnicznej, umożliwiającej wykonywanie zawodów, na które panuje zapotrzebowanie na polskim rynku pracy - czytamy w publikacji urzędu.
Wyzwań związanych ze zmianą demograficzną w Polsce jest całe mnóstwo - to coś, co trwale i systematycznie będzie przeistaczało nasz kraj. To m.in. kwestia starzenia się społeczeństwa - dziś osób w wieku produkcyjnym (od 18 do 59/64 lat) mamy ok. 59 proc. w Polsce. Jeszcze w 2010 r. było ich ok. 65 proc., za jakieś 30 lat będzie ich mniej niż połowa według głównego scenariusza demograficznego GUS. Jednocześnie rośnie liczba osób najstarszych - takich w wieku 65+ mamy już bliską jedną piątą, za 30 lat będzie ich już niemal jedna trzecia, w tym nawet ok. 10 proc. w wieku powyżej 80 lat (dziś ok. 4 proc.).
To oznacza wyzwania nie tylko dla rynku pracy, ale także pewnej solidarności społecznej.
Dużym zagrożeniem jest pogłębienie konfliktu pokoleniowego w Polsce. Już dziś najstarsi obywatele są oczkiem w głowie polityków, a ta rzesza będzie tylko rosnąć w siłę, jeśli chodzi o odsetek ludności. To będzie stwarzało coraz większą presję dla finansów państwa
- uważa Mikołaj Fidziński w powyższym komentarzu wideo.
Z drugiej strony, nie wszystkie konsekwencje zmiany toczącej się zmiany demograficznej muszą być negatywne. Np. Ignacy Morawski, główny ekonomista "Pulsu Biznesu", sugeruje, że generuje ona pewne szanse, np. na większe inwestycje w kapitał ludzki i automatyzację czy ograniczenie nierówności dochodowych.