Więcej znaczy lepiej?
4K, to po prostu około czterech tysięcy pikseli obrazu w poziomie. Coś takiego jak 1080p (1080 pikseli w pionie w Full HD), tylko z większą ilością szczegółów. Jest to nowy standard, który powoli zaczyna wychylać się zza technologicznego rogu. Czasem oznacza rozdzielczość obrazu 4096 x 3112, kiedy indziej 3840 x 2160. Zawsze ma wiązać się z poprawą jakości, poprzez zwielokrotnienie liczby pikseli. Im ich więcej, tym bardziej szczegółowy obraz.
Jeśli chcecie zobaczyć jak coś takiego wygląda, to wskoczcie na YouTube. Ten serwis wspiera filmy w rozdzielczości 4096 x 3072 pikseli i ma ich całkiem sporo w swojej wideotece .
Jedyny problem przy ich odtwarzaniu, to kwestia wyświetlacza, który by coś takiego uciągnął.
Powolny start
Producenci telewizorów, projektorów i odtwarzaczy dotarli obecnie do dość dziwnego momentu w historii rozwoju sprzętu dla kin domowych. Co roku wydają nowe telewizory LCD i PDP, ale prawda jest taka, że pod względem jakości obrazu nie mogą już zbyt wiele w nich zmienić. Między innymi stąd ten wysyp dodatków typu przeglądarka internetowa, sieciowe widgety, 3D czy sterowanie gestem i głosem . Coś nowego trzeba pokazać co roku, a nie można ciągle opierać kampanii reklamowych na szybszych procesorach, wyższym kontraście i już mocno wyeksploatowanym trzecim wymiarze.
Z drugiej strony na horyzoncie widać już telewizory OLED, które będą zupełną nowością i zwiastunem przyszłości, w której być może odbiorniki będą nawet giętkie. W roku 2020 Japończycy planują też rozpoczęcie testów telewizji Super Hi-Vision, w której rozdzielczość obrazu będzie nawet wyższa niż 4K. Ma mieć monstrualne 7680 × 4320, więc dostatecznie dużo, by patrząc na ekran z bliska nie widzieć pojedynczych pikseli. Prototypowy odbiornik takiego sygnału pokazała już firma Sharp . Jakość obrazu rzeczywiście robi wrażenie, chociaż trzeba zaznaczyć, że tylko z bliska. Z odległości ponad metra do wyłuskania rewelacyjnych szczegółów potrzebny byłby iście sokoli wzrok.
Sharp Super Hi-Vision Fot. Sharp Sharp Super Hi-Vision Fot. Sharp
Skoro za kilka lat nadejdzie taka rewolucja, to najwyższy czas przygotować się na te nowinki, jednocześnie wprowadzając w obieg informacyjny nowy żargon. Lista urządzeń 4K, jaką możecie znaleźć na Wikipedii , jest coraz dłuższa. Są na niej monitory, projektory oraz pierwsze telewizory. Ot chociażby najnowszy panel Toshiby, ZL2, który ma matrycę rozdzielczości 3840 x 2160, a dodatkowe piksele wykorzystuje do tworzenia obrazu 3D oglądanego bez konieczności zakładania okularów. Co prawda tylko w 1280 x 720, ale za to z kilku punktów.
Wśród projektorów też pojawiło się kilka nowości wpierających 4K. Na przykład JVC DLA-X90R, który trochę udaje wyższą rozdzielczość, czy zapowiadany pod koniec zeszłego roku Sony VPL PW1000ES z wysoką rozdzielczością, ale i równie monstrualną ceną - 25 000 dolarów. Ten drugi producent pochwalił się też odtwarzaczem stacjonarnym Blu-ray BDP-S790, którego silny, dwurdzeniowy procesor będzie w stanie podnosić rozdzielczość obrazu Full HD do 4K.
Sony BDP-S790 Fot. Sony Sony BDP-S790 Fot. Sony
Sprzętu nie ma zbyt wiele i jest drogi, ale i tak największy problem 4K dotyczy treści.
Wysoka rozdzielczość, której nie ma
Kupowanie za kilkadziesiąt tysięcy złotych telewizora czy projektora wspierającego rozdzielczość 4K, tylko po to, by pod rozłożeniu sprzętu wyświetlić na nim filmik z YouTube, to pomysł "nieco" chybiony. A niestety tak właśnie skończyłby się dzisiaj podobny zakup. Producenci sprzętu są obecnie w okresie przejściowym. Podniecające nowinki techniczne są tuż za zakrętem, ale dojście do nich zajmie nam jeszcze kilka lat. Obecnie oferowany hardware 4K, to właśnie taki falstart. Owszem, sprzęt można kupić. Drogi, ale jednak. Tylko co z tego, skoro nie ma dla niego treści? Wielu fanów kina domowego używa nadal zwykłych DVD. Zwolennicy wyższych rozdzielczości przestawiają się powoli na Blu-ray, ale to nadal "tylko" 1920 x 1080 pikseli. O nośnikach dla jeszcze wyższych rozdzielczości i planach wydawniczych tego typu póki co jest cicho.
Rozdzielczość 4K Fot. TRauMa Wikimedia Rozdzielczość 4K Fot. TRauMa Wikimedia
Oczywiście producenci będą nam wmawiali, że systemy podnoszenia rozdzielczości z Full HD do 4K są tak znakomite, że każdy film będzie można obejrzeć w niespotykanej jakości. W teorii brzmi to pięknie. W praktyce będzie podobne do niesławnej zamiany obrazu 2D na 3D w czasie rzeczywistym. System działa, efekt widać, ale do natywnego trójwymiaru, prosto z Blu-ray 3D, jest mu bardzo, ale to bardzo daleko.
Innym problemem jest to o czym wspominałem przy opisie prototypowego odbiornika Sharpa dla systemu Super Hi-Vision. W telewizorach o przekątnych powyżej 60 cali Full HD oglądane z niewielkiej odległości rzeczywiście jest już nieco ziarniste. Tylko kto przy zdrowych zmysłach podchodziłby bardzo blisko takiego ekranu? W przypadku 4K i 8K można to zrobić, bo jakość jest na tyle dobra, że nie przeszkadzają żadne piksele. Podczas prezentacji panelu Sharpa na targach IFA 2011 przekonałem się osobiście, że w systemie Super Hi-Vision obraz można oglądać dosłownie przystawiając nos do matrycy. Ale telewizora można używa w taki sposób podczas targowych prezentacji lub pokazów na witrynach sklepowych. W warunkach kina domowego siedzi się dość daleko od ekranu i większość zadziwiających szczegółów i tak nie jest widoczna.
Tak więc technologią 4K warto się interesować, bo prędzej czy później będzie stawała się nowym standardem. Jeśli jednak idzie o kupno sprzętu tego typu, to być może warto do pracy z grafiką. Do kina domowego absolutnie nie, bo to trochę tak, jakby inwestować w panele słoneczne, do jeszcze niewybudowanego domu. Szkoda pieniędzy na coś, czego jeszcze i tak nie wykorzystamy.
Szymon Adamus