Uber to amerykańska firma, która w kilkuset miastach na całym świecie stała się alternatywą dla transportu miejskiego. Jest czymś na kształt społecznościowej taksówki - kojarzy kierowcę i pasażera na podstawie deklarowanego kierunku jazdy.
Przeczytaj też: Czas zacząć planować wakacje! Oto 11 aplikacji, które pozwolą ci przy tym zaoszczędzić
Jak już pisaliśmy, Uber na początku miał nieco bajkową wizję swojej działalności: każdy z prawem jazdy mógł zostać kierowcą Ubera i zabrać pasażera, a ten miał po prostu dołożyć się do kosztów paliwa, amortyzacji samochodu.
Aplikacja Ubera Fot. Uber
Ot klasyczna, chociaż wciąż tak mało u nas znana, "konsumpcja współdzielona", "ekonomia dzielenia się" ( z ang. sharing economy).
Jej ideą jest właśnie to, że wszystko co mamy może być współużytkowane przez innych. Nie tylko Uber mieści się w takiej koncepcji działania - również portal Airbnb, w którym prywatne osoby dzielą się z innymi swoim mieszkaniem lub domem. Za opłatą. Przeciwko tej aplikacji też zdarzają się protesty - tym razem niezadowoleni są hotelarze.
Inforgrafika ze strony www.airbnb.pl www.airbnb.pl
Uber musi w wielu miejscach na świecie zmagać się z łatką nieuczciwej konkurencji. Najczęściej protestują przeciwko niemu taksówkarze, którzy muszą mieć zarejestrowaną działalność, wykupioną licencję, dodatkowe ubezpieczenie. Kierowcy Ubera, według samej firmy, spełniać muszą tylko pierwszy z warunków. Pozostałych, wbrew stanowisku Inspektoratu Transportu Drogowego, już nie.
Według mnie to dowód na to, że prawo nie nadąża za technologią. Przykładów jest mnóstwo.
Obecny system podatkowy jest dostosowany do ery przemysłowej, nie do ery cyfrowej.
- stwierdził Tim Cook komentując zarzuty dotyczące tego, że unika opodatkowania przepuszczając pieniądze zarobione przez Apple przez zagraniczne oddziały. Problem nie dotyczy tylko podatków i wielkich firm, ale również tych mniejszych inicjatyw.
Prawo nie do końca radzi sobie z aplikacjami takimi jak Uber czy Airbnb, a w kolejce czekają dziesiątki innych z zakresu "sharing economy" - wylicza je Lifehack.org. Jedne mogłyby działać w Polsce bez przeszkód, inne mogłyby mieć problemy prawne. Do tych pierwszych zaliczyć można Lending Club, aplikację, która łączy pożyczkodawców i pożyczkobiorców. W Polsce mogłaby zaistnieć, bo działają już inicjatywy takie jak Kokos.pl - polskie prawo nie ogranicza prywatnych pożyczek. Poshmark też mógłby w Polsce rozwinąć skrzydła - aplikacja jest skierowana do kobiet i umożliwia kupowanie "lekko używanych ubrań". To coś jak elektroniczny outlet. Fon umożliwia dzielenie się własnym sygnałem WiFi – tu mogłyby już pojawić się różnego rodzaju wątpliwości natury podatkowej - czy biorąc od sąsiada 10 złotych za udostępnienie mu internetu muszę płacić podatki? Czy mój dostawca internetu nie odetnie mi za to sygnału?
Zaarly - aplikacja umożliwiająca sprzedaż drobnych usług Fot. za lifehack.org/
Postmates mógłby mieć kłopoty takie jak Uber, bo to aplikacja, która pozwala każdemu zostać kurierem miejskim i przy pomocy roweru dostarczyć produkt zamawiającego. Największy kłopot byłby chyba z przeniesiem aplikacji Zaarly, bo jej użytkownicy tworzą "mikrosklepy", w których sprzedają na małą skalę różnego rodzaju produkty, oferują usługi, takie jak "naprawa iPhone'a" czy "upieczenie szarlotki".
Według opublikowanego kilka tygodni temu raportu PwC Polska musi być aktywniejsza ws. prawa dot. ekonomii współdzielenia.
Ekonomia współdzielenia ma w chwili obecnej już ogromny wpływ i z dnia na dzień będzie miała coraz większy wpływ na biznes działający na świecie. Jest przejawem nowej rzeczywistości, w której technologia i zachowanie konsumenta zmieniają modele biznesowe. Wobec tego nie można tego lekceważyć" - mówił podczas wtorkowego spotkania z dziennikarzami partner w PwC Piotr Łuba.
Gdzie postawić wyraźną granicę, jak ująć w prawie: to hobby, wystarczy, że odprowadzisz podatek, a to działalność, musisz mieć szafę pozwoleń. Według mnie prawo wyraźnie nie nadąża za innowacyjnymi pomysłami, ogranicza wiele cennych inicjatyw. Jak to zmienić? Prosimy o komentarze.