W mobilnej i przeglądarkowej wersji Spotify natrafimy na dział "oferty” - przeglądając profil artysty znajdziemy linki prowadzące do sklepu, w którym można kupić winylowe płyty. Jak zauważył na Twitterze użytkownik MoralHaz, w planach jest też sprzedaż innych muzycznych gadżetów. Co istotne, to nie jest sklep Spotify: "Kliknięcie przycisku Kup spowoduje przekierowanie z serwisu Spotify do serwisu innej firmy. Wszystkie wykonywane czynności, w tym zakupy, będą podlegać warunkom określanym przez tę firmę” - czytamy w reklamowym okienku. Czyli Spotify tylko udziela miejsca reklamowego, rzecz jasna na pewno na tym zarabiając.
A musi zarabiać, bo jak wiemy od dawna Spotify ma z tym problem. Rafał Hirsch, pisząc o pożyczce udzielonej Spotify na niekorzystnych dla nich warunkach, zastanawiał się, czy obecny model Spotify ma w ogóle sens:
Tyle, że aby ich wciąż przyciągać i wygrywać konkurencję chociażby z podobnym serwisem Appla trzeba mieć coraz więcej muzyki w bazie. Czyli trzeba wciąż wydawać pieniądze na nowe zakupy na rynku muzycznym. Czyli może być tak, że model biznesowy Spotify w dzisiejszej wersji jest ustawiony tak, że w ogóle nie jest w stanie zarabiać. Może jedyny sposób na to, aby przetrwać to podnieść cenę subskrypcji.
Spotify szuka dla siebie innych możliwości niż subskrypcje, w planach jest między innymi tworzenie własnych seriali. Tyle że postawienie na wideo to także kolejne koszta związane z produkcją czy gażą dla twórców - a Spotify zaprosiło do współpracy znane nazwiska. Bycie "muzycznym sklepikiem” jest więc szansą, by wreszcie zarobić, nie wydając przy tym pieniędzy. Tego Spotify potrzebuje teraz najbardziej - dowodu na to, że może samodzielnie wychodzić na plus.
Spotify fot. Spotify
To także rozwiązanie, które powinno zadowolić artystów. Wielu narzeka, że zarobki ze Spotify są marne i trzeba być topowym zespołem, by móc liczyć na konkretne pieniądze z tej usługi. Obrońcy Spotify tłumaczą, że dzięki serwisowi muzycy zdobywają nowych fanów, którzy potem chodzą na koncerty i kupują gadżety. Teraz nie trzeba będzie czekać na występ na żywo, by za pomocą Spotify zarobić na koszulkach czy winylach. Niby teraz fani mogą kupić rzeczy za pośrednictwem internetowych sklepów, ale Spotify ten proces przyspiesza i ułatwia - to duża zaleta.
Postawienie na płyty winylowe to również nie przypadek. Winyle zarobiły w 2015 r. więcej niż Youtube i Spotify, a ich sprzedaż w 2015 roku wzrosła o 32%. Trudno mówić tu o chwilowej modzie, bo szał na winyle trwa już od kilku lat. Miło i wygodnie słucha się muzyki z chmury, ale obcowanie z fizycznym nośnikiem też jest ważne.
Dotychczas streaming i tradycyjna dystrybucja były wykluczającymi się pojęciami. Spotify chce to zmienić, ułatwiając użytkownikom kupno winyli. Serwis nie chce być konkurentem dla fanów czarnych płyt, raczej wychodzi z propozycją: kupujesz u nas, słuchasz u nas, a winyl trzymasz na półce, jako gadżet. W dobie mody na winyle to bardzo rozsądne rozwiązanie.
Spotify fot. Spotify
Spotify się zmienia, chce bardziej przypominać serwis Bandcamp, kojarzony z niezależnymi wydawcami i artystami. Bandcamp również sprzedaje muzykę w cyfrowej formie, ale pozwala także na prowadzenie "tradycyjnej” działalności. W serwisie kupić można płyty, kasety, winyle, bezpośrednio od artysty czy wydawcy. Spotify na razie tylko pokazuje, gdzie znajdziemy winyle i gadżety muzyczne, ale być może to dopiero pierwszy krok i serwis stanie się wirtualnym stoiskiem artystów. Zarabiając na prowizjach ze sprzedaży.
Zmiana Spotify pokazuje jeszcze jedną ważną rzecz - tradycyjna dystrybucja wcale nie ma zamiaru przejść na emeryturę, a streaming może mieć problem, by ją wygryźć. A skoro nie możesz kogoś pokonać, to do niego dołącz. Serwisy streamingowe muszą więc znaleźć sposób, jak połączyć muzykę w cyfrowej formie z zamiłowaniem do tradycyjnych nośników. Spotify ma na to ciekawy pomysł.