Spotify wyprodukuje własne seriale. Nie będzie to drugi "Winyl” - serial o muzyce wyprodukowany przez HBO - tylko krótkie, trwające maksymalnie 15 minut odcinki. Tim Robbins, znany m.in. z "Skazani na Shawshank”, tworzy serię o tancerzach, a Spotify w planach ma jeszcze epizody o raperach czy ważnych wydarzeniach w historii muzyki.
Nowa droga Spotify wydaje się logiczna. Niemal wszyscy skupiają się na wideo i nie chcą pozwolić na monopol Netfliksa. Seriale i filmy od YouTube'a mają wystartować jeszcze w tym roku, własną platformę rozkręca Amazon. Spotify z jednej strony bierze udział w wyścigu wideo, a z drugiej pozostaje wierny swoim muzycznym korzeniom. W końcu to seriale o muzyce lub z muzyką związane.
Sam fakt, że nie są to długie produkcje, tylko przerywniki, pokazuje taktykę Spotify. Znowu chodzi o nasz czas. Choć działa to trochę inaczej niż w przypadku Netfliksa. Piętnaście minut poświęcone na serial Spotify to zawsze piętnaście minut na Spotify, a nie u konkurencji.
Ruch Spotify niby jest zrozumiały i logiczny, ale mimo wszystko pojawia się pytanie: czy rzeczywiście Spotify podstawione jest pod ścianą i musi postawić na wideo, seriale własnej produkcji? Wyniki finansowe podpowiadają, że serwis musi się zmienić, ale przecież wideo to nie jedyny, ostateczny wybór.
Spotify wciąż nie jest najlepszym serwisem streamingowym. Nie jest doskonały, ciągle można coś poprawić i wprowadzić nowości. Na przykład audiobooki albo podcasty, których wielu użytkownikom brakuje. Albo bajery - "połączenia z opaską, żeby grać pod rytm serca”, czytam na Twitterze.
Skoro Spotify koniecznie chce mieć treści wideo, to czemu nie postawi na nagrania podobne do tych ze stacji radiowych, takich jak KEXP? Rozgłośnia zaprasza muzyków (i nie tylko, byli też w Polsce) i pozwala grać im na żywo, następnie udostępniając nagrania na YouTube. Ciekawą drogą byłyby dokumenty, przedstawiające lokalne sceny, kluby czy mniej znanych artystów. Tworzenie seriali może być furtką i dla takich materiałów, ale na razie widać, że Spotify bardziej zależy na około-muzycznej rozrywce. Muzyka ma być tłem w "netflikso-podobnych” produkcjach.
Brzmi znajomo?
Ten scenariusz już przerobiliśmy, przy okazji stacji muzycznych. Niektóre z nich najpierw skupiały się na muzyce, potem na podejściu w stylu "trochę muzyki, trochę celebrytów”, by skończyć na czystej, mało ambitnej rozrywce. Dlatego dziś komentarze w stylu "teledysk z czasów, kiedy na kanałach muzycznych puszczano muzykę” królują na YouTube pod piosenkami z lat dziewięćdziesiątych. Z czasem muzyczne kanały "muzyczne” były tylko z nazwy, a w ramówce pojawiły się teleturnieje z popularnymi wśród młodzieży celebrytami czy seriale. Owszem, tego typu stacje skazane były na porażkę w starciu z Internetem, ale wydaje się, że przegrały dużo szybciej niż powinny. Właśnie dlatego, że postanowiły pokonać wroga jego własną bronią. I to był błąd - rezygnacja z muzyki na rzecz rozrywki się nie opłaciła.
Niby Spotify powtórka z rozrywki nie grozi, wszak w odróżnieniu od czasu antenowego Internet pomieści nowości. Filmy nie będą wrzucane kosztem kolejnych płyt. Ale Spotify zniszczyć może co innego - konkurencja. Już dziś niektórych artystów znajdziemy na przykład na Tidalu, a nie na Spotify. Wolta kilku wielkich wytwórni lub topowych artystów i z czym zostanie Spotify? Dlatego może wydawać się, że wideo - w razie czego - tę wyrwę zastąpi. Ale kto będzie chciał oglądać filmy będące "dodatkiem”, skoro może postawić na materiały tworzone przez firmy zajmujące się produkcją filmów i seriali na co dzień, na poważnie, z dużymi budżetami, bo zarabiających tylko na tym. Spotify, jako gracz, który ma mieć "muzykę i coś jeszcze”, wydaje się być na straconej pozycji. Nawet pod teoretycznie niepozornym względem, jakim jest wygoda. Po prostu - Netflix, Amazon czy HBO jest platformą seriali, a Spotify nie. I tego nie da się ot tak zmienić, zmniejszając dystans, nadrabiając straty błyskawicznie stwierdzeniem: my też robimy wideo!
Jaką drogą mogłoby pójść Spotify, żeby ich wideo było oryginalne, inne niż wszystkich, a jednocześnie zgodne z muzycznym rodowodem serwisu? Warto wziąć przykład z polskiej stacji muzycznej, zanim przestała skupiać się na muzyce. Małgorzata Halber, wyjaśniając fenomen kanału Viva Polska, pisała:
To dzięki naszej dezynwolturze VIVA Polska to jedyny przypadek zdeklasowania konkurenta na rynku. Tylko w Polsce Viva miała wyższą oglądalność niż MTV. (...) Jesteśmy odpowiedzialni za eksplozję polskiego hip-hopu, dlatego, że moim dwóm kolegom decydującym o playliście zależało na prezentacji jak największej ilości polskich kawałków, a w pewnym momencie najwięcej kaset beta z teledyskami (boże, tak było, te bety...) przychodziło od hip-hopowców. (...) Jedyne co nas trochę bolało, to to, że nie możemy puszczać teledysków, które byśmy chcieli, ale i na tym polu były walki.Viva Polska zrealizowała trzy koncerty na żywo w programie "Overdrive" i byłu to kolejno koncerty Ścianki, CKOD i Lenny Valentino. Jestem pewna, że właśnie te zmienne spowodowały nasz sukces. Byliśmy zapaleńcami którzy mogli robić co chcą.
Czy Spotify jest serwisem zapaleńców dla zapaleńców? Niestety, bardziej wygląda na kogoś, kto musi dostosować się do panujących warunków i robi to, co inni, bo skoro tamci zarabiają, to może nam też się uda. Pewnie tak myśleli zarządzający stacjami muzycznymi. A później przestała tam grać muzyka.