Kolejna, prestiżowa porażka twórcy Androida. Cena Essential Phone drastycznie w dół

Kamil Mizera
Andy Rubin, jeden ze współtwórców Androida, nie ma dobrej passy. Piękny sen o potędze na rynku smartfonów został ostatnio brutalnie zweryfikowany.

Essential Phone miał być czarnym koniem rynku mobile. W końcu stoi za nim Andy Rubin, człowiek legenda, współzałożyciel firmy Android Inc. "Ojciec" najpopularniejszego systemu mobilnego na świecie uznał, że teraz przyszła pora na odniesienie sukcesu w świecie hardware'u. W jego wizję uwierzyli również inwestorzy, i nim Essential Phone trafił do sprzedaży, dofinansowali firmę Rubina, windując jej wycenę do 1,2 mld dolarów. 

Tymczasem rzeczywistość okazała się brutalna. Od momentu wprowadzenia Essential Phone do sprzedaży, czyli od 17 sierpnia br. firmie Rubina udało się znaleźć nie miliony, ale zaledwie tysiące klientów. Pierwsze prognozy mówiły o 5 tysiącach sprzedanych smartfonów na przestrzeni ponad miesiąca. To wynik bardziej niż rozczarowujący.

I ewidentnie niewiele się zmieniło w ciągu ostatnich 30 dni, ponieważ Essential Phone właśnie został przeceniony o blisko 200 dolarów. Kosztuje obecnie 499 dolarów, czyli niemal 30 proc. mniej, niż na samym początku. Trudno jest mi sobie przypomnieć tak dużą obniżkę jakiegokolwiek smartfonu w tak krótkim czasie. 

Co się nie udało?

Dlaczego Essential Phone nie spełnił pokładanych w nim nadziei i sprzedał się tak słabo? Można wymienić przynajmniej 3 przyczyny.

Po pierwsze Essential Phone miał spore opóźnienie. Pierwotnie miał trafić na rynek w czerwcu, jednak ze względów technicznych wystartował pod koniec sierpnia. A to był zabójczy czas, ponieważ okres sierpniowo-wrześniowy to chyba najgorszy moment na wprowadzanie zupełnie niezależnego produktu. Tylko w tym samym czasie na rynku pojawił się Samsung Galaxy Note 8, LG V30, Sony Xperia XZ1 i XZ1 Compact no i oczywiście nowe iPhone'y. Jak rozciągniemy jeszcze ten okres na październik to po drodze Huawei zaprezentował Mate 10 Pro, a Google nowe Pixele. Toż to pocałunek śmierci dla zupełnie nowej marki, za którą nie stoi jeszcze nic, ani mocny marketing ani renoma wzmocniona przez zadowolonych klientów.

Po drugie Essential Phone od początku był okazem rzadszym do zaobserwowania niż jednorożec. Smartfon Rubiego wchodził na rynek w wielkich bólach i do tego był dostępny tylko do USA. Oczywiście, taka strategia nie jest zła dla zupełnie nowego produktu. Pozwala na ograniczenie ryzyka w postaci zalegających zasobów magazynowych i optymalizację kosztów. Tylko, że na tak konkurencyjnym rynku, jakim jest rynek smartfonów, wchodzie z gracją brytyjskiego dżentelmena na popołudniową herbatkę jest zgubne. W natłoku ofert i przekazów marketingowych, za którymi stoją wielkie budżety, mały Essential Phone po prostu zginął. Kilka recenzji i hurra-optymistycznych tekstów w serwisach branżowych nie zastąpi potężnej machiny reklamowej, jaką dysponuje Apple czy Samsung.

Po trzecie w końcu, Ruby przestrzelił z ceną. I nie chodzi o to, że ten telefon, w porównaniu do innych topowych modeli, nie był wart tych 700 dolarów (o ile w ogóle którykolwiek flagowiec jest tyle wart). W końcu Essential Phone to bezramkowy design, potężna specyfikacja, oszczędne ale eleganckie wykończenie z wysokiej jakości materiałów. No, może ten aparat mógłby być lepszy. Sęk w tym, że wszyscy to mają. I nawet więcej. Ruby chciał od razu wypozycjonować Essential Phone jako produkt pół-Premium. Rzeczywistość zaciągnęła go na półkę niżej. 

Wygląda na to, że inwestorzy uczynili z firmy Andy Rubiego "jednorożca", który niestety jest kulawy. A jego kulą jest Essential Phone - mieszanka rozbuchanych aspiracji i nieurzeczywistnionych nadziei. 

Co łączy iPoda z filmem "2001: Odyseja Kosmiczna"?

Więcej o: