Tym wskaźnikiem o niesamowitej skuteczności jest różnica między tym, ile można zarobić pożyczając pieniądze na 2 lata i na 10 lat. Różnicę mierzy się na przykładzie najpopularniejszych pożyczek świata, czyli obligacji skarbu państwa.
Zwykle rentowność obligacji dziesięcioletnich jest wyraźnie większa niż dwuletnich. Czasami jednak ta relacja się odwraca i rentowność długu dwuletniego staje się większa niż dziesięcioletniego. W ostatnich latach każdy taki przypadek bezbłędnie zapowiadał recesję, która następowała kilka miesięcy później.
Różnica między rentownościami amerykańskich obligacji dziesięcioletnich i dwuletnich. Zawsze gdy ta różnica spada poniżej zera, w USA zaczyna się recesja. źródło: Nordea Markets
Szare odcinki na powyższym wykresie pochodzącym z Nordea Markets to okresy recesji w USA. Przed każdą z nich spread pomiędzy rentownością obligacji dziesięcioletnich a dwuletnich schodził poniżej zera.
O malejącej różnicy (spreadzie) między amerykańskimi obligacjami dziesięcioletnimi I dwuletnimi mówi od kilku tygodni cały globalny rynek finansowy. Nazywa to zjawisko “flattenerem” czyli “wypłaszczaczem” – krzywa pokazująca rentowności obligacji w zależności od terminów ich zapadalności wypłaszcza się. To oznacza, że sytuacja robi się groźna.
Nadal wprawdzie rentowność 10-latek jest wyższa niż 2-latek, ale spread maleje bardzo szybko i jest już najniżej od 2008 roku
Jamie McGeever z Reutersa napisał na Twitterze, że jeśli tempo zmian się utrzyma, to spread stanie się ujemny już w styczniu 2018. A to będzie oznaczać bardzo prawdopodobną recesję w USA zapewne w okolicach 2019 roku.
Oczywiście, recesja w największej i najważniejszej gospodarce świata może oznaczać spowolnienie wzrostu także w innych miejscach na świecie. Dlatego świat (na razie tylko ten finansowy) flattenera w USA się boi.
Obligacje rządowe i to, ile można na nich zarobić, to bardzo ważne, wręcz fundamentalne informacje dla realnej gospodarki. Stanowią punkt odniesienia także dla pożyczek zaciąganych przez prywatne firmy, można więc uznać, że w pewnym przybliżeniu to właśnie one decydują o tym, jakie są na rynku stopy procentowe.
Banki udzielając firmom kredytów ryzykują, że firmy które wzięły kredyt zbankrutują I pieniędzy nigdy nie oddadzą. Oprocentowanie kredytu pełni funkcję rekompensaty za to ryzyko – im bardziej ryzykowny klient, tym wyższe oprocentowanie. Działa to tak samo w odniesieniu do czasu trwania pożyczki. Jeśli bank pożycza pieniądze na 10 lat, to ryzykuje 5 razy dłużej niż wtedy, gdy je pożycza tylko na 2 lata. Dlatego zwykle, w normalnie działającej gospodarce, kredyt dziesięcioletni jest oprocentowany wyżej niż taki sam kredyt na dwa lata.
Kiedy pożyczka na 10 lat staje się tak samo oprocentowana jak ta na 2 lata, wtedy znika dodatkowa zachęta dla tego, kto udostępnia kapitał do tego, aby udostępniać go na dłużej. Skoro zysk z pożyczki na 2 i na 10 lat jest taki sam, to lepiej pożyczać na 2 lata i ryzykować krócej.
To rodzi dalsze konsekwencje – banki ograniczają dostępność do kredytów długoterminowych, co ogranicza możliwości inwestycyjne firm, hamują więc inwestycje, co spowalnia gospodarkę. Z drugiej strony, spadają też zyski banków, co powoduje, że stają się one jeszcze bardziej ostrożne w swojej polityce kredytowej. Mniej pieniędzy w gospodarce, krótszy okres pracy wypożyczonego kapitału – to wszystko hamuje rozwój gospodarczy.
I w tę właśnie stronę zmierzają dziś Stany Zjednoczone. Najpopularniejsza teoria tłumacząca, dlaczego tak jest, dotyczy polityki Fed. Amerykański bank centralny po kilku latach bardzo ładnej polityki od pewnego czasu uparcie podnosi stopy procentowe.
Na to, co robi ze stopami bank centralny, znacznie żywiej reaguje rentowność obligacji dwuletnich, z kolei te dziesięcioletnie bardziej reagują na perspektywy inflacji. Sytuacja, w której bank centralny podnosi stopy pomimo tego, że nie ma inflacji powoduje, że rentowność obligacji dwuletnich rośnie, ale dziesięcioletnich spada, więc spread się zawęża.
W USA dziś inflacja wygląda bardzo umiarkowanie i nikt się nie spodziewa, żeby miała rosnąć w przewidywalnej przyszłości – nic na to nie wskazuje.
Taka sytuacja powoduje też wzrost realnych stop procentowych, co również jest złe dla gospodarki. Kiedy stopy procentowe rosną, a inflacji nie ma, to po jakimś czasie oprocentowanie kredytów może być znacznie wyższe niż inflacja. To może oznaczać większy problem z zarobieniem na spłatę kredytu po strony tego, kto ten kredyt wziął. To też może studzić zapał, hamować inwestycje i w efekcie pchać gospodarkę w stronę recesji.
Na szczęście w Polsce sytuację mamy odwrotną. Spread między rentownością obligacji 10-letnich a 2-letnich jest właśnie najwyższy od lat.
No ale my mamy wzrost PKB o ponad 4 procent. Do recesji u nas jest bardzo daleko. Amerykanie mają bliżej. Nie wiadomo jednak, czy jeśli oni wpadną w recesję, to my dalej będziemy w stanie mieć swoje 4 procent wzrostu.