Wojsko USA zapewnia, że te konkretne ćwiczenia nie są żadnym pokazem siły zorganizowanym w związku z kryzysem na Bliskim Wschodzie. Oficjalnie wydarzenie było "planowane od miesięcy i jest częścią rutynowego programu szkolenia".
Pomimo tego w amerykańskich mediach zdjęcia z "marszu słoni" w wykonaniu F-35 są opisywane jako "pokaz siły". Jest bowiem faktem, że zgromadzenie w jednym miejscu tylu zdolnych do lotu maszyn najnowszej generacji jest pokazem potęgi wojskowej USA.
Baza Hill w stanie Utah to obecnie największe skupisko maszyn piątej generacji na świecie. Amerykanie umieścili w nim dwa skrzydła myśliwskie uzbrojone w F-35. Łącznie mają one na stanie 78 takich maszyn. Część z nich jest obecnie na Bliskim Wschodzie, a część jest niesprawna. Wszystkie pozostałe wyjechały w poniedziałek na pas startowy i wykonały "marsz słoni".
Tego rodzaju ćwiczenia mają za zadanie przetrenowanie alarmowego startu każdej dostępnej maszyny znajdującej się w bazie. I zrobienie tego możliwie szybko. Wbrew pozorom nie jest to proste. Zazwyczaj na raz do lotu przygotowuje się góra kilka maszyn. Oznacza to ich zatankowanie, uzbrojenie, uruchomienie, sprawdzenie, a następnie wysłanie na pas i w powietrze. Zrobienie tego wszystkiego w jak najkrótszym czasie dla 52 maszyn jest nieporównywalnie większym wysiłkiem, wymagającym planowania oraz koordynacji.
W ciągu normalnego dnia z bazy Hill ma odbywać się 50-60 startów F-35. Podczas "marszu słoni" 52 starty odbyły się w "krótkich odstępach". Nie podano konkretnie, jak długo to trwało. Na udostępnionym nagraniu wideo widać, jak kilka F-35 startuje odstępach wynoszących średnio 15 sekund.
Nazwa "marsz słoni" (ang. elephant walk) wywodzi się z czasów zimnej wojny. Wówczas zakładano, że każda większa baza lotnicza jest celem dla radzieckich bombowców i rakiet. Zwłaszcza te będące miejscem stacjonowania bombowców strategicznych.
Od momentu otrzymania sygnału o zagrożeniu do pierwszej eksplozji termojądrowej mogło minąć zaledwie 30-40 minut. W tym czasie należało wysłać w powietrze z bazy wszystko co tylko się da, aby uchronić cenne maszyny przed zniszczeniem na samym początku wojny i zachować możliwość przeprowadzenia odwetowego uderzenia na ZSRR. Regularnie ćwiczono więc takie alarmowe starty. Formalna nazwa brzmiała Minimum Interval Take Off (MITO - start z minimalnymi odstępami).
Bardziej popularne stało się jednak określenie nieformalne. Widok powoli toczących się ku początkowi pasa kilku-kilkunastu dużych bombowców w rodzaju B-52 i towarzyszących im latających cystern przywoływał obserwującym żołnierzom na myśl maszerujące słonie. Stąd używane teraz nawet oficjalne określenie "marsz słoni".
Fragment fabularnego/propagandowego filmu o Dowództwie Lotnictwa Strategicznego USA z lat 60., pokazujące MITO bombowców B-52.