Jest piekielnie drogi, ma pięć aparatów głównych, 10-krotny zoom optyczny i aż 100-krotny zoom cyfrowy. Huawei P40 Pro+ to smartfon wyjątkowy, a szczególnie dużo ma do zaoferowania fanom fotografii mobilnej. Wersję Huawei’a P40 Pro (bez "plusa" w nazwie) szczegółowo opisywał już w swojej recenzji Daniel Maikowski. Ja postanowiłem sprawdzić, co potrafi P40 Pro+ w kontekście mobilnego fotografowania.
Huawei P40 Pro+ fot. BP
Huawei P40 Pro+ ma na pleckach cały arsenał aparatów, dlatego na początek warto przypomnieć ich dokładną specyfikację. Prezentuje się ona następująco:
Gwoli ścisłości trzeba zaznaczyć, że dwa pierwsze aparaty są identyczne, jak w przypadku tej "podstawowej" wersji Huawei P40 Pro. Więcej na ich temat można przeczytać we wspomnianej recenzji tego modelu. W skrócie powiem jedynie, że fotografie z aparatu głównego prezentują się rewelacyjnie, a szczególne słowa uznania należą się Huawei za pracę tego sensora w słabych warunkach oświetleniowych.
Huawei P40 Pro+ - aparat szerokokątny fot. BP
Aparat szerokokątny również dostarcza świetnej jakości zdjęcia, które nawet w gorszych warunkach oświetleniowych prezentują się rewelacyjnie. Szum jest niemal niewidoczny, również na brzegach kadru, fotografie są szczegółowe, zniekształcenia beczkowe niewielkie, a kolory dość nasycone, ale wciąż naturalne.
Przejdźmy jednak, do tego, co najciekawsze, czyli do zoomu. W oczy rzucają się bowiem dwa aparaty z teleobiektywami, co sprawia, że Huawei P40 Pro+ powinien być szczególnie trafnym wyborem dla miłośników fotografowania na długich ogniskowych. Jak jest w praktyce?
Huawei P40 Pro+ - aparat szerokokątny fot. BP
Zamiast jednego teleobiektywu z 5-krotnym zoomem optycznym (50-krotnym cyfrowym) mamy tu dwa aparaty o znacznie większych możliwościach. Pierwszy z nich to dość typowy aparat z 3-krotnym zoomem optycznym dającym bardzo dobre, ale nie rewelacyjne zdjęcia. Poprawnie dobiera kolory i ekspozycję, a zdjęcia z niego są przyjemne i stosunkowo szczegółowe (choć nie tak, jak z aparatu głównego).
Mimo to, moim zdaniem istnienie aparatu z 3-krotnym zoomem jest w tym smartfonie mało zasadne. Podobne, a często nawet nieco lepsze efekty przyniesie sfotografowanie danego przedmiotu aparatem głównym, a następnie wykadrowanie zdjęcia. Widać to szczególnie po zmroku, gdy aparat z teleobiektywem przestaje sobie radzić z niedoborem światła.
Huawei P40 Pro+ - zoom 3 razy fot. BP
Zdecydowanie więcej sensu okazuje się mieć aparat z teleobiektywem peryskopowym. Oznacza to, że obiektyw wyposażonym jest w lusterko, które odbija światło pod kątem 90 stopni i przekazuje do soczewek i matrycy umieszczonych wzdłuż płaszczyzny telefonu.
Taki zabieg pozwala na wydłużenie toru optycznego i osiągnięcie aż 10-krotnego, bezstratnego zoomu. Efekty pracy tego aparatu są dość podobne, a nawet nieco lepsze, niż było to w przypadku aparatu z zoomem 3x. Zdjęcia są odpowiednio naświetlone, szczegółowe, kolory nasycone, a zakres tonalny wystarczający. Nie mogę narzekać również na szczegółowość zdjęć oraz działanie stabilizacji, która zdecydowanie pomaga utrzymać fotografowany obiekt w miarę nieruchomo w kadrze.
Huawei P40 Pro+ - zoom 10 razy fot. BP
Huawei P40 Pro+ - zoom ok. 25 razy fot. BP
Trzeba pamiętać jednak, że obiektyw ten jest zdecydowanie ciemniejszy (f/4,4) niż jest to w przypadku pozostałych obiektywów w P40 Pro+. Efekty tego są świetnie widoczne po zmroku, gdy zdjęcia wychodzą zwyczajnie niedoświetlone. Wtedy widać też wyraźnie, że Huawei P40 Pro+ stosuje bardzo agresywne odszumianie, co eliminuje szum cyfrowy, ale i znacząco zmniejsza poziom detali na fotografiach. Zdecydowanie preferowałbym nieco więcej szumu na zdjęcia w zamian za lepszą szczegółowość kadrów robionych po zmroku.
Huawei P40 Pro+ - zoom 10 razy po zmroku fot. BP
Huawei P40 Pro+ pozwala jednak na jeszcze więcej. Przybliżając zdjęcie mocniej, smartfon zaczyna wycinać fragment kadru z aparatu z 10-krotnym zoomem i pozwala na uzyskanie aż 100-krotnego przybliżenia. Na papierze brzmi to niezwykle imponująco. Wszak przybliżenie rzędu 100 razy są wykorzystywane chociażby w astronomii i pozwalają już na dojrzenie przez teleskop szczegółów w tarczach planet Układu Słonecznego. W praktyce niestety nie jest tak kolorowo, a użyteczność tej funkcji jest nikła.
Huawei P40 Pro+ - zoom 100 razy fot. BP
Po pierwsze, utrzymanie telefonu stabilnie powyżej ok. 50x graniczy z cudem. Oprogramowanie telefonu robi, co może, aby nam w tym pomóc, jednak wycelowanie w niewielki, a bardzo odległy obiekt bez statywu jest niemal niemożliwe. Po drugie, zdjęcia zrobione przy 100-krotnym zoomie są bardzo ciemne, dlatego użycie takiego przybliżenia jest ograniczone wyłącznie do sytuacji, gdy naturalnego światła słonecznego jest pod dostatkiem. Po trzecie, na fotografiach pojawia się piekielnie dużo artefaktów i zniekształceń, przez co wyglądają one bardziej jak obrazy malowane pędzlem, a nie zdjęcia. Ponownie też nie uświadczymy tu szumu cyfrowego, ale za to degradacja szczegółów w kadrze jest gigantyczna.
Huawei P40 Pro+ - zoom 100 razy fot. BP
W praktyce więc ze 100-krotnego zoomu nie korzystałem niemal w ogóle, bo wynikowe zdjęcia nie nadają się w zasadzie do niczego. Są bardziej marketingowym przyciągaczem wzroku potencjalnych klientów, niż realną zaletą. Nic zresztą dziwnego, fizyki nie da się oszukać, choć Huawei wyraźnie robił, co tylko możliwe, aby było inaczej.
Huawei P40 Pro+ - porównanie obrazu z aparatu standardowego i po 100-krotnym przybliżeniu fot. BP
Znalazłem jednak dla 100-krotnego zoomu bardzo ciekawe zastosowanie. Działa jak przenośny teleskop, który zawsze mamy w kieszeni i pozwala na dojrzenie chociażby niewielkiego napisu z kilkudziesięciu czy kilkuset metrów. Fotografując przy pomocy statywu udało mi się nawet dojrzeć wieżowce (a właściwie jedynie ich zarysy) w centrum Warszawy oddalonego o ok. 25 km w linii prostej.
Huawei P40 Pro+ na statywie fot. BP
Huawei P40 Pro+ to zatem świetny telefon dla miłośnika fotografii smartfonowej. Oferuje rewelacyjne zdjęcia w niemal każdych warunkach, ale o ile nie korzystamy z zoomu, nie daje nic ponad to, co może zaoferować znacznie tańsza wersja P40 Pro.
Mało użyteczny okazuje się z kolei aparat z obiektywem przybliżającym fotografowane obiekty 3-krotnie i w praktyce prawie z niego nie korzystałem. Zaskakująco dobry okazał się za to obraz z sensora z obiektywem peryskopowym, który wykorzystywałem z kolei bardzo często. Nie dość, że zapewnia świetnej jakości zdjęcia przy 10-krotnym przybliżeniu to efekty są niewiele gorsze, gdy obraz przybliżymy nawet nieco bardziej cyfrowo (do ok. 25-30 razy). 100-krotny zoom cyfrowy trzeba jednak traktować jedynie, jako ciekawostkę, z której na co dzień nikt raczej nie będzie korzystać.