W 1924 roku koncerny Osram, Philips oraz General Electric postanowiły celowo skrócić czas działania produkowanych przez siebie żarówek. Utworzyły tzw. kartel Phoebusa. Jego celem było obniżenie ich jakości, tak aby każda z nich pracowała maksymalnie 1000 godzin).
TechnoTerapia to technologiczny podcast Gazeta.pl. W nowym odcinku Daniel Maikowski oraz Robert Kędzierski zastanawiają się nad tym, dlaczego nasze domowe urządzenia tak często psują się tuż po zakończeniu okresu gwarancyjnego. Rozmawiamy również o najlepszych i najgorszych Windowsach.
Działania te zakłócił początek II wojny światowej. Ale po wojnie wielkie korporacje nie krygowały się, aby sięgać po kolejne sposoby na skracanie cyklu życia swoich produktów. Wszystko to po to, aby zmusić klientów do częstszego wymieniania sprzętu.
Tygodnik "The Economist" jako przykład niecnych praktyk producentów wskazywał m.in. na nylonowe pończochy. "Puszczanie oczek" powodowało, że kobiety kupowały nowe pończochy, a koncerny nie paliły się do tego, aby znaleźć alternatywne włókno, które zlikwidowałoby ten problem.
Z raportu przygotowanego w 2016 r. na zlecenie niemieckiej Federalnej Agencji Ochrony Środowiska wynika, że liczba urządzeń domowych, które zepsuły się w ciągu pięciu lat od zakupu, wzrosła w ostatnim czasie niemal dwukrotnie - z 3,5 proc. w 2004 r. do 8,3 proc w roku 2013 roku.
Autorzy raportu ustalili m.in., że cykl życia starych kineskopowych telewizorów wynosił średnio 10-11 lat. Tymczasem nowoczesne telewizory wymieniamy zazwyczaj już po 5-6 latach. Skrócił się także czas pracy takich sprzętów, jak pralki, lodówki, laptopy, drukarki czy telefony komórkowe.
Na problem "skracania cyklu życia produktów" zwraca też uwagę raport "Electronics Standards Are In Need of Repair", przygotowany przez organizację Repair Association. Jego autorzy podkreślają, że obowiązujące dziś w USA tzw. zielone standardy elektroniki, określające normy, które musi spełnić producent, aby jego produkt został uznany za przyjazny środowisku, nie spełniają swoich zadań.
Firmy są nagradzane tzw. złotymi certyfikatami za to, że ich sprzęt charakteryzuje się wyższą klasą energetyczną, ale nikogo nie interesuje fakt, że praktycznie nie da się go naprawić, i za 2-3 lata zmieni się w bezwartościową kupę złomu.
Trudno znaleźć dziś branżę, w której problem celowego "postarzania" produktów nie występuje. Takie działania podejmują producenci urządzeń AGD, RTV, a nawet koncerny motoryzacyjne. Swoje za uszami mają również producenci smartfonów i tzw. małej elektroniki.
Odnoszę wrażenie, że producenci chcieliby, abyśmy wymieniali nasze smartfony co roku
- zwrócił uwagę podczas rozmowy Daniel Maikowski.
Smartfony coraz trudniej jest naprawić, a wymienne niegdyś baterie zostały zastąpione przez montowane na stałe akumulatory. Co nam po urządzeniu, które na jednym ładowaniu nie wytrzyma nawet do końca dnia?
- dodał Robert Kędzierski.
Producenci coraz częściej celowo utrudniają klientom samodzielną naprawę urządzeń poza oficjalnym serwisem. Chodzi m.in. o stosowanie nietypowych śrubek, czy blokowanie możliwości korzystania z nieoryginalnych zamienników. Z podobnych działań słynie m.in. Apple.
Za takie działania firmy są pozywane przez klientów i organizacje konsumenckie. Zdarza się nawet, że przegrywają te procesy, ale kwoty wypłacanych odszkodowań są zazwyczaj śmiesznie niskie
- zauważył Daniel Maikowski
W ostatnich latach w USA, ale i w Europie na sile przybiera ruch "Right to Repair". Jego propagatorzy chcą, by producenci sprzętu zostali zobowiązani m.in. do sprzedaży części zamiennych każdej chętnej osobie, a nie tylko autoryzowanym serwisom, jak również do publicznego udostępnienia podręczników napraw oraz narzędzi diagnostycznych dla swoich urządzeń.