Elden Ring jak siłownia. Wolisz kino? Od tej gry trzymaj się z daleka [RECENZJA]

Elden Ring to moje pierwsze zetknięcie z soulsami. I zapewne ostatnie. Nie dlatego jednak, że jest to produkcja zła. Wręcz przeciwnie, to bardzo dobra gra, choć swoje wady ma. Przede wszystkim nie jest to jednak produkcja dla każdego.

Moda na Demon Souls jakoś mnie ominęła. Była to raczej kwestia przypadku niż wyboru, choć sam nigdy nie dążyłem, by zgłębić tę serię. Moim ukochanym tasiemcem stał się Assassin's Creed. Elden Ring już na zwiastunach przykuł jednak mogą uwagę i nie mogłem się doczekać aż zanurzę się w ten świat, który miał przenieść mechanikę Soulsów do otwartego świata.

Szczególnie urzekł mnie wierzchowiec i mechanika podwójnych skoków, ale nie mogłem doczekać się też przetestowana systemu walki, który wyglądał fenomenalnie. Jednocześnie jednak bałem się, że legendarny już poziom trudności sprawi, że od gry szybko się odbijE. I nie myliłem się. 

Zobacz wideo Zniszczyły niejednego pada i klawiaturę. Oto najtrudniejsze gry w historii [TOPtech]

Elden Ring zachwyca...

To z pewnością piękna gra. Nie będę oryginalny, gdy powiem, że estetyka przypomina obrazy Zdzisława Beksińskiego. W ten, w gruncie rzeczy obrzydliwy świat, można rzeczywiście zagłębić się z przyjemnością. Grafika, modele postaci i krajobrazów są na najwyższym poziomie. Jednocześnie jednak ciągle odnosiłem wrażenie, że nie mogę im przyjrzeć się w pełni, mimo że grałem na 65-calowym telewizorze. Może było to związane z konsolą, na której ogrywałem Elden Ring, a na PS5 efekt by minął? Podejrzewam jednak, że to kwestia ogólnego mrocznego charakteru tej produkcji, co wpływa też na oświetlenie. Dlatego też krajobrazy choć świetne, nie wywoływały zachwytu tak mocnego, jak chociażby w serii Assassin's Creed, czy Wiedźminie 3. 

Na początek wita nas kreator postaci. Jest on podobny do tego, co znamy z The Elder Scrolls, możemy więc dostosować praktycznie każdy element ciała. Dla fanów takiej zabawy to z pewnością przyjemna funkcja, mnie jednak znużyła po kilku minutach. Tym bardziej że nosimy na sobie zbroję i to ona głównie definiuje nasz wygląd. Do czasu, ale o tym nieco później. 

To pierwszy raz, gdy gra z serii Souls (choć Elden Ring to duchowy, a nie fabularny spadkobierca) otrzymała otwarty świat. Eksploracja może być przytłaczająca, ze względu na jego ogrom oraz turpistyczny wręcz charakter, ale ma swój urok. Szczególnie że wierzchowiec, nazwany Struga, czyni poruszanie się po mapie wyjątkowo przyjemnym. Możemy na Strudze pędzić między skałami i wskakiwać praktycznie w każde miejsce. Dzięki zastosowaniu tu magii przyzywania uniknięto sytuacji, gdy wierzchowiec nie może do nas dotrzeć, bo utknął między jakimś płotem a domem, co zdarzało się w wielu grach. W Elden Ring to zresztą mało prawdopodobne, ponieważ na mapie nie znajdziemy zbyt wielu zabudowań.

...ale też frustruje i nudzi

Dla człowieka, który nigdy nie grał w Soulsy opanowanie mechaniki gry jest dość toporne. Jest mnóstwo statystyk, sterowanie rodem z PS2 (serio, cofanie się trójkątem? To nie 2006 rok, od 15 lat mamy zupełnie inne przyzwyczajenia). Spędziłem w grze 30 godzin i nadal nie mam pojęcia, co większość z tych statystyk oznacza. Nawet poradnik nie wyjaśnia tego w przystępny sposób. 

Elden Ring zmusił mnie do zmiany wszystkich moich przyzwyczajeń z innych gier. Uniki to podstawa mechaniki walki. Na początku jest to szczególnie męczące. Pierwszy raz poddałem się po sześciu godzinach. Błądziłem po mapie, próbując pokonać przeciwników, z którymi nie miałem szans. Było to niesamowicie frustrujące, wręcz odrzucało mnie od gry. Wtedy też po raz pierwszy zapragnąłem pobiec do sklepu i kupić PS5 z dyskiem SSD. W Elden Ring giniesz tak często, że są godziny, gdy więcej czasu spędzasz na patrzeniu się w ekran ładowania, niż rzeczywiście grając. Odpalanie tej produkcji na konsoli nowej generacji mogłoby więc znacząco poprawić moje doświadczenia z Elden Ring, gdyż czasy ładowania są na nich dużo krótsze.

Z czasem jednak udało mi się znaleźć takich przeciwników, których mogłem zabić i gra znów odzyskała smak. Z pewnością nie ułatwiłem sobie zadania poprzez wybranie na pierwszą postać maga, bo ci z reguły są trudniejsi do opanowania. Ponadto Elden Ring praktycznie w ogóle nie podpowiada ci jak grać. Dużo łatwiej zaczęło mi być w momencie, gdy okazało się, że zbroja dla czarodzieja jest zupełnie zbędna. Bez niej czy z nią, umierałem po takiej samej liczbie ciosów. Gdy ją jednak zdjąłem, okazało się, że moje uniki są dużo szybsze i skuteczniejsze. Fakt, że ogarnięcie tego zajęło mi 20 godzin, świadczy o tym, że dawno nie grałem w podobne produkcje. Doświadczeni fani serii zapewne doskonale o tym wiedzieli, pozostali albo muszą cierpliwie na własną rękę to odkrywać, albo oglądać poradniki. 

Po tym odkryciu gra znów nabrała rumieńców. Pojawiło się kilka nowych czarów, pierwszy pokonany boss. I znów się znudziłem. Skończyłem pierwszy świat, zacząłem drugi i przyszło mi na myśl porównanie do platformówek z lat 90., gdzie w kółko trzeba było powtarzać te same kombinacje ruchów, by dojść do tego miejsca co wcześniej i kawałek dalej umrzeć. I jeszcze raz aż dojdziemy do końca. Tak wyglądało Elden Ring. Bo choć świat jest duży i w miarę zróżnicowany, to lokacje jak lochy były powtarzalne, to samo tyczy się wrogów. Do tego doszła niewielka rotacja, jeśli chodzi o czary, których używałem. Te były gorsze niż broń, bo nie ma przy nich nawet statystyk, które pozwoliłyby wybrać, czy chce wydać długo zbierane pieniądze na beznadziejnie słabe zaklęcie. Ponadto bossowie byli trudni do pokonania. Na tyle, że wiele razy musiałem sięgnąć po poradnik, by nie roztrzaskać kontrolera. 

Elden Ring nie jest dla każdego

Należę do graczy, dla których ważniejsza jest fabuła niż sama gra dla gry. Elden Ring jednak w obu tych aspektach odkrywa karty powoli. Wysoki próg wejścia w żaden sposób nie jest równoważony przez wciągającą fabułę. Ta jest szczątkowa i choć wiem, że gdzieś zmierza, po 30 godzinach zabrakło mi cierpliwości. Niemniej wciąż jestem ciekawy, jak potoczą się losy mojego bohatera, więc fabuły na pewno nie mogę uznać za nudną. Wykreowany świat, przypominający postapokaliptyczne średniowieczne fantasy jest w pewien sposób fascynujący. Potrzebuję jednak częstszych bodźców, które pchają fabułę, by z przyjemnością ogrywać dalej Elden Ring. 

Świat jest tutaj bohaterem sam w sobie. Wielu osobom to wystarczy. Ba, dawno nie było gry, która generowałaby tyle materiałów, co Elden Ring. Odkrywanie mapy i nowych, coraz dziwaczniejszych sposobów pokonywania przeciwników to już nowa moda na YouTube. FromSoftware bez wątpienia więc stworzyło grę, która odbiła się szerokim echem i jest uznawana przez graczy.

Każdemu jednak to danie zasmakuje inaczej, choć najwyraźniej jest spora grupa osób, które lubią właśnie taką rozgrywkę. Ja do nich nie należę i każdemu, kto pokochał Wiedźmina 3 za fabułę, odradzam tę produkcję. Szczególnie że dawno żadna gra nie doprowadziła mnie do tylu frustracji. Tym bardziej nie polecam Elden Ring tym, którzy nie mieli wcześniej doświadczenie z Soulsami lub się od nich odbili. Jeśli jednak lubicie wyzwana, wasze serce zaczyna szybciej bić na widok gotyku i turpistycznej estetyki à la Beksiński, to do mojej oceny dodajcie dwa oczka. Bo to nie jest zła gra, ale nie każdy może z niej czerpać przyjemność, albo chociaż satysfakcję. Ja sam do gry może jeszcze wrócę, gdy zapomnę jak dużo frustracji mnie kosztowała i jak potrafiła nudzić. To pokazuje, że udało się stworzyć intrygujący świat, do którego mimo kilku wad, chce się wracać. 

OCENA: 7/10

Grę do recenzji dostarczyła Cenega

Więcej o: