Wszystko wskazuje na to, że zmiana na stanowisku prezesa NBP odbędzie się sprawnie, w sposób spokojny i bez zbędnych kontrowersji. W dzisiejszych czasach jest to wartość sama w sobie. Trudno jednak powiedzieć co będzie dalej. Prezes Glapiński będzie bowiem musiał zmierzyć się z problemem, którego wcześniej nie było.
Ten problem i jednocześnie najważniejsza kwestia to niezależność banku centralnego. To obawa o tę niezależność była głównym powodem obniżenia Polsce ratingu przez S&P w styczniu. Jeśli to samo za tydzień zrobi Moody’s to uzasadnienie będzie zapewne podobne.
Inwestorzy nie obawiają się o kryzys konstytucyjny i o Trybunał Konstytucyjny w Polsce dlatego, że są jakoś wyjątkowo przywiązani do polskiego ładu prawnego. Ci sami inwestorzy są obecni na rynku tureckim, brazylijskim, a nie tak dawno, przed sankcjami, także rosyjskim i nie widzą w związku z tym żadnych problemów. Oni mają problem wyłącznie z bankiem centralnym, bo akurat z tej strony bezwzględnie wymagają stabilności i przewidywalności. A jakiekolwiek naciski polityczne akurat ze stabilnością i przewidywalnością im się nie kojarzą.
Dlatego najważniejszym zadaniem Glapińskiego będzie udowodnienie rynkom, że za jego kadencji dotychczasowy poziom niezależności NBP pozostanie utrzymany. Pilnowanie stabilności pieniądza, walka z deflacją, wspieranie wzrostu gospodarczego, doglądanie stabilności systemu staną się mniej ważne, bo bez utrzymania tego pierwszego celu wszystkie pozostałe cele będą drastycznie trudniejsze do osiągnięcia.
Zakładam, że Adam Glapiński będzie chciał tę niezależność podtrzymać. Od strony profesjonalnej chyba nikt na rynku nie ma do niego zastrzeżeń. Pierwszy raz w historii prezesem NBP zostanie osoba, która wcześniej przez sześć lat zasiadała w Radzie Polityki Pieniężnej. Kandydat prezydenta ma więc doświadczenie i wiedzę. Zaryzykuję stwierdzenie, że Adam Glapiński ma wszystko potrzebne do tego, żeby być dobrym prezesem banku centralnego. Na pewno nie będzie chciał sobie psuć życiorysu zawodowego łatką osoby, która uległa pod naciskiem polityków. Tym bardziej, że konstrukcja prawna pozwala prezesowi NBP na sporą niezależność – nie można go tak po prostu odwołać, tak jak ministra. Marek Belka po zmianie władzy w październiku przecież spokojnie dotrwał sobie do końca kadencji.
Ostatnie wypowiedzi Adama Glapińskiego to przede wszystkim mówienie o potrzebie stabilności w systemie finansowym, o tym że należy utrzymywać dotychczasową czyli konserwatywną politykę NBP. Czyli żadnych eksperymentów, żadnego niepotrzebnego dodruku pieniądza, którym niektórzy w PiS chcą stymulować, chociaż ta rosnąc o blisko 4 procent rocznie nie potrzebuje żadnej dodatkowej stymulacji.
Glapiński mówił też, że nie ma mowy o tym, aby NBP angażował się na stałe z pieniędzmi w operację przewalutowania kredytów frankowych. Mam nadzieję, że tego poglądu teraz nie zmieni. Są to bowiem poglądy dobre dla gospodarki i pozytywnie odbierane na rynkach finansowych. Ale też z drugiej strony nie są one wcale oczywiste po tej stronie sceny politycznej, dzięki której Glapiński zostanie prezesem NBP. Zapewne kilka bojów trzeba będzie stoczyć. A od rezultatów tych bojów będzie zależeć znacznie więcej niż tylko wizerunek Adama Glapińskiego.
Z drugiej strony proszę spojrzeć na to zdjęcie z 1993 roku:
Manifestacja 4 czerwca 1993 r. w rocznicę obalenia rządu Olszewskiego. Od lewej stoją: Antoni Macierewicz,Adam Glapiński,Jarosław Kaczyński i Jan Parys Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Mamy tu w górnym rzędzie obok siebie Antoniego Macierewicza, Adama Glapińskiego i Jarosława Kaczyńskiego. Takich zdjęć jest więcej. Oni znają się naprawdę długo.
Jeśli najważniejszemu politykowi w Polsce strzeli do głowy jakiś wyjątkowo niemądry pomysł gospodarczy, to akurat Adam Glapiński jako prezes NBP będzie odpowiednim człowiekiem, żeby najważniejszemu politykowi w Polsce (również prezesowi) spokojnie wytłumaczyć, że jest w błędzie.
Można to też nazwać inaczej: kto, jeśli nie on?