Działania Rosji były dziś [w poniedziałek 19 kwietnia - red.] jednym z głównych tematów telekonferencyjnego posiedzenia ministrów spraw zagranicznych UE, na którego końcową część doproszono Dmytra Kulebę, szefa ukraińskiego MSZ.
- Rosja rozmieściła 150 tys. żołnierzy przy granicach Ukrainy, łącznie z Krymem. To więcej niż kiedykolwiek - powiedział po obradach szef unijnej dyplomacji Josep Borrell. Podkreślał, że także rodzaj rozmieszczanych sił, łącznie z szpitalami polowymi, jest coraz bardziej niepokojący. - Wzywamy Rosję, podobnie jak wcześniej prezydent Joe Biden, kanclerz Angela Merkel, prezydent Emmanuel Macron, do odwrotu od tych ruchów militarnych przy Ukrainie - powiedział Borrell.
A Donald Tusk, szef Europejskiej Partii Ludowej, za pomocą Twittera, ponownie powiązał powstrzymanie agresji wobec Ukrainy z zarzuceniem budowy gazociągu NordStream II.
Bruksela, podobnie jak wiele stolic zachodnich, nie ma pewności, jakie są ostateczne intencje Kremla w obecnej rozgrywce - presja na Kijów oraz zachodnich sojuszników Ukrainy, by m.in. poszli na ustępstwa co do formy wdrażania zaklinczowanych porozumień mińskich, a może inwazja w rejonie ujścia Dniepru, by zapewnić lądowy pomost dla dostaw wody do anektowanego Krymu bądź też przypieczętowanie zaboru tej części Donbasu, która jest od 2014 r. częścią samozwańczych republik prorosyjskich. W kwestii scenariuszów wahają się także rosyjscy analitycy. Dmitrij Trenin, szef moskiewskiego biura ośrodka Carnegie, przed paru dniami zapowiadał pewne uspokojenie w Donbasie, ale teraz nie wyklucza, że Kreml może zechcieć definitywnie rozstrzygnąć status Donbasu.
Prezydent Macron w niedzielnym (18.04.21) wywiadzie dla amerykańskiej telewizji CBS przyznał, że Zachód wykazał się naiwnością wobec Putina w 2014 r., gdy doszło o zajęcia Krymu i wojny na wschodniej Ukrainie. - Nigdy nie zaakceptujemy nowych operacji wojskowych Rosji na ukraińskiej ziemi. I musimy zadbać, by w tej kwestii być wiarygodnymi - powiedział Macron, nie precyzując, w jaki dokładnie sposób będzie teraz egzekwować swe "czerwone linie". Jednym z pomysłów jest dozbrajanie Ukraińców, a także skonstruowanie dotkliwego, a zatem odstraszającego pakietu sankcji gospodarczych wobec Moskwy.
Jednak szef unijnej dyplomacji Borrell - pytany w poniedziałek po obradach o ewentualne nowe sankcje przeciw Rosji - powiedział, że ani nie padł taki wniosek, ani teraz nie trwają takie przygotowania. - Ale to może się szybko zmienić - przyznał Borrell. Za dotkliwymi restrykcjami lobbuje m.in. Polska, a litewski minister Landsbergis zadeklarował dziś, że Unia "powinna wysłać Rosji bardzo jasny sygnał, że wrogie działania na obcej ziemi będą miały konsekwencje w postaci nowych sankcji i innych ograniczeń wobec Moskwy".
Josep Borrell, szef unijnej dyplomacji Francois Walschaerts / AP / AP
Sytuacja na rosyjsko-ukraińskiej granicy będzie zapewne tematem debaty Parlamentu Europejskiego w przyszłym tygodniu, o którą zaapelowała dziś największa, centroprawicowa frakcja Europejskiej Partii Ludowej (EPL). - Naszym wspólnym obowiązkiem jest potwierdzenie poparcia dla Ukrainy i chcielibyśmy usłyszeć od szefów Komisji Europejskiej i Rady Europejskiej, jak zamierza to zrobić UE - powiedziała Łotyszka Sandra Kalniete z EPL, wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego.
Szefowie europarlamentarnych frakcji centroprawicy (EPL), centrolewicy (S7D) oraz liberalnej grupy "Odnowić Europę" już przed kilku dniami zwrócili się w wspólnym piśmie do Borrella o pilne działania dla ratowania - prowadzącego strajk głodowy - Aleksieja Nawalnego, w tym o dotkliwe sankcje wobec rosyjskich oligarchów i ludzi z najbliższego otoczenia. Wprawdzie dziś Nawalny został wreszcie przewieziony do szpitala więziennego, ale Borrell w imieniu Unii ponowił wezwanie, by Moskwa natychmiast dopuściła do Nawalnego lekarzy, którym ten ufa.
Aleksiej Nawalny. Fot. Alexander Zemlianichenko / AP Photo
Czesi zrefowali dziś unijnym ministrom sprawę wydalenia 18 rosyjskich dyplomatów po zidentyfikowaniu - jak w ostatni weekend ujawnił premier Andrej Babisz - oficerów rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU jako winnych sabotażowego wybuchu magazynów broni pod Zlinem w 2014 r. Ale jak referował Borrell, Praga nie zwróciła się dziś do pozostałych krajów Unii o solidarne wyrzucenie części dyplomatów rosyjskich tak, jak Brytyjczycy zrobili po otruciu Andrieja Skripala i córki w 2018 r. przez tych samych ludzi GRU, których Czesi obwiniają teraz o eksplozję.
Czechy. Dyplomaci wydaleni z Rosji wracają do kraju, 19 kwietnia 2021 r. Fot. Petr David Josek / AP Photo
Zaognienie relacji między Moskwą a Europą i Ameryką, która w zeszłym tygodnia nałożyła nowe restrykcje na Rosjan, przypadają w czasie, gdy Unia wraz z USA oraz Rosją próbują w Wiedniu reaktywować umowę JCPOA z Iranem, z której Amerykę wycofał Donald Trump. Także w tym tygodniu ma odbyć się - zwołany przez Joe Bidena - telekonferencyjny szczyt o walce z kryzysem klimatycznym, w którym ma uczestniczyć m.in. Władimir Putina.
Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle.