We wtorek rano powiew optymizmu, który wywołało nocne oświadczenie Mateusza Morawieckiego, jakoby "Republika Czeska zgodziła się wycofać wniosek do TSUE", rozwiał jeszcze przed południem Andrej Babisz. Premier Czech w rozmowie z dziennikarzami wyraził jedynie radość, 'że po tylu latach Polska uznała, że wydobycie [węgla w Turowie] szkodzi środowisku w Republice Czeskiej, szkodzi życiu naszych obywateli'". Czechy starały się o tym rozmawiać od 2016 roku, jednak bez rezultatu. Polska zdaniem premiera po prostu nie zgadzała się z czeskimi wnioskami.
Przełom przyniosło dopiero rozporządzenie zapobiegawcze Trybunału Sprawiedliwości UE (TSUE), czyli nakaz natychmiastowego wstrzymania wydobycia w Turowie. Unijny trybunał ogłosił je w piątek 21 maja, a już w poniedziałek wieczorem doszło do spotkania ekspertów obu stron w Libercu, podczas którego zostały zarysowane „kontury ewentualnego porozumienia z Polską", jak to określił szef czeskiego rządu. Jednak „nic nie zostało uzgodnione" – podsumował.
– Teraz ruch należy do strony polskiej – stwierdził Babisz, choć Morawiecki jeszcze w nocy wyliczył wszystkie uzgodnienia: Polska dofinansuje kwotą 45 milionów euro projekty po drugiej stronie granicy, powstanie ekspercka komisja, „która będzie badała kwestie środowiskowe związane z odkrywką", a PGE wybuduje ekran, który powstrzyma odpływ wód podziemnych ze strony czeskiej na polską, oraz wał chroniący obszar po drugiej strony granicy przed zapyleniem.
– Z pewnością na nic się nie zgodziłem, skarga nadal obowiązuje – mówił Andrej Babisz, gdy podsumowywał wydarzenia pierwszego dnia unijnego szczytu. – Musimy teraz szybko podjąć negocjacje i cieszę się, że polska strona wreszcie rozmawia z nami bardzo konkretnie – dodał. – Żadnej skargi nie będziemy wycofywać, nie wiem, skąd się wzięła ta informacja – powtórzył chwilę później w odpowiedzi na pytanie Czeskiej Telewizji.
– Nic mu [Morawieckiemu] nie obiecywałem – zapewnił z kolei dziennikarza Czeskiego Radia. – Tu stoi pani Hrdinková. Pani Hrdinková jest świadkiem, że w ogóle nie chciałem rozmawiać o Turowie. Pan premier nalegał, wysłuchałem go więc i stwierdziłem, że zadecydują nasi eksperci. Tak więc nie jest to tak, jak pan to interpretuje. Czy ktoś inny – mówił z naciskiem Babisz.
Milena Hrdinková jest sekretarzem stanu ds. europejskich w czeskim rządzie.
– Myślę, że prawda jest gdzieś pośrodku między tymi dwoma opiniami – mówi DW hetman województwa libereckiego Martin Puta. – Te wczorajsze rozmowy przyniosły moim zdaniem obustronną wolę porozumienia. Ale nie da się powiedzieć, że porozumienie jest gotowe, bo muszą je przyjąć oba rządy – tłumaczy czeski samorządowiec.
Puta, który uczestniczył w poniedziałkowych negocjacjach, twierdzi, że obie strony jako rozwiązanie skłonne są zaakceptować umowę międzyrządową, w której będą zdefiniowane kroki, jakie ma poczynić Polska. Jego zdaniem dokument mógłby być gotowy dość szybko, może nawet w ciągu trzech tygodni. Ale to polskiej stronie powinno zależeć, żeby trwało to jak najkrócej. – Wczoraj byłem mile zaskoczony tym, że strona polska podeszła do tego problemu racjonalnie. Szkoda, że dopiero teraz – mówi liberecki hetman.
Polski politolog, który w rozmowie z DW prosi o niepodawanie jego nazwiska, uważa, że jednym z czynników komplikujących rozwiązanie są działania spindoktorów przypisujących czeskiej skardze na Polskę najniższe pobudki. Na przykład twierdzą oni, że spór o Turów wywołali czescy oligarchowie, którzy po wstrzymaniu wydobycia w Polsce rzekomo chcieliby zarabiać na dostawach węgla dla elektrowni Turów z ich kopalni w Czechach i Niemczech.
Co więcej, ten przekaz podważa jego zdaniem twierdzenia, że takie dostawy są niemożliwe, czyli że przerwanie wydobycia oznacza jednocześnie wyłączenie elektrowni. – No bo skoro można tam dostarczać węgiel, to dla laików, a do takich się zaliczają na przykład sędziowie, jest to argument na rzecz tezy, że Polska może sobie jakoś poradzić z tym problemem, choćby właśnie importem – twierdzi analityk.
Wskazując na zbliżające się wybory w Czechach, ostrzega on przed uprawianiem propagandy sukcesu w kontekście sporu o Turów. – Ważne jest, żeby doprowadzić do sytuacji korzystnej dla każdej ze stron. Przedwczesne fetowanie sukcesu w Polsce, jakaś triumfalna kanonada zwycięstwa, zaszkodzą tylko porozumieniu i potwierdzą wszystkie najgorsze stereotypy, które odżyły w ostatnim czasie.
Ogłoszone przez premiera Morawieckiego „uzgodnienia" praktycznie pokrywają się z tym, czego ponad trzy miesiące temu domagał się w imieniu swojego kraju ówczesny czeski minister spraw zagranicznych Tomász Petrzíczek podczas „wizyty ostatniej szansy" 12 lutego w Warszawie. Gdyby wtedy te propozycje zostały przyjęte, Czechy prawdopodobnie nie złożyłyby skargi w TSUE.
– To, co minister Petrzíczek prezentował na spotkaniu z ministrem Rauem w Warszawie jest podstawą naszej propozycji, o której rozmawialiśmy wczoraj w Libercu – mówi DW hetman Puta. Także kwota 40-45 milionów euro, o której się teraz mówi, jest w przybliżeniu ta sama.
Niemniej ważne są pozostałe punkty przedstawione już przez ministra Petrzíczka, a zaproponowane przez województwo libereckie – dodaje Puta. Ma na myśli to, o czym mówił Morawicki: ziemny wał ochronny, podziemną przegrodę, grupę roboczą, a także fundusz małych projektów, które mogłyby zatrzymać wodę w terenie. – Nowym jest to, że chcemy, żeby Polska wypełniła swoje obowiązki wynikające z prawa unijnego. TSUE powiedział wyraźnie, że niektóre kroki polskiej strony były sprzeczne z prawem Unii, a my chcemy, żeby Polska to naprawiła.
Samorządowiec z Liberca zwraca też uwagę na niedawne przedłużenie koncesji na wydobywanie węgla w Turowie do 2044 roku. – Mówiliśmy o tym naszym polskim kolegom. Polska powinna się zobowiązać, że jeśli dojdzie do ogólnoeuropejskiego porozumienia o odejściu od wykorzystywania węgla brunatnego w jakimś konkretnym momencie, tego samego dnia zakończy działalność także kopalnia Turów.
Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle.