Dżibuti. W dzień spadło tyle deszczu, ile normalnie pada w dwa lata. "Dowód zmian klimatu"

Rekordowe deszcze uderzyły we wschodniej Afryce. W niewielkim Dżibuti w jeden dzień spadło tyle deszczu, co średnio przez dwa lata. Wcześniej powodzie błyskawiczne nawiedziły m.in. Somalię i Kenię, gdzie zginęło co najmniej 120 osób. Takie ekstrema pogodowe są częstsze i silniejsze przez zmiany klimatu.
Zobacz wideo

Ochrona środowiska i katastrofa klimatyczna to sprawy zbyt ważne, aby pisać o nich tylko w Piątki. Na Gazeta.pl będziemy o nich pisać codziennie, wszystkie tematy znajdziecie w specjalnym dziale Środowisko.

Dżibuti zmaga się z powodziami błyskawicznymi po rekordowych opadach deszczu. Tysiące osób musiało zostać ewakuowanych, powodzie spowodowały zniszczenia zarówno w stolicy, jak i pozostałych regionach. Skutki ulew dotknęły ćwierć miliona osób. Państwo jest uznawane za jedno za najbardziej narażonych na skutki zmian klimatu.

Niewielki kraj w Rogu Afryki ma strategiczne znaczne ze względu na swoje położenie. Znajduje się tam m.in. amerykańska baza wojskowa. Do kraju trafiają uchodźcy z Jemenu po drugiej stronie cieśniny Bab al-Mandab. Z kolei dla Amerykanów tamtejsza baza jest punktem prowadzenia operacji w wojskowych w Jemenie. 

Lokalny koordynator ONZ Idyl Moussa Iye poinformował, że uruchomiono plany na wypadek kataklizmu. "To sytuacja, jakiej kraj dotąd nie doświadczył" - podkreślił. Zwrócił uwagę, że zarówno gwałtowne opady, jak i susze są "konsekwencją i realnym dowodem na globalne zmiany klimatu". Udostępnił on zdjęcia z jednego z zalanych miast. 

Specjalny wysłannik Sekretarza Generalnego ONZ w Rogu Afryki Parfait Onanga ostrzegł na Twitterze, że "skutki zmian klimatu grożą zrujnowaniem lat wysiłków i poświęceń" ze strony krajów regionu. Podkreślił, że konieczne jest przeznaczenie środków na wzmocnienie odporności na skutki zmian klimatycznych i adaptację do nich. 

Ponad 100 ofiar w Kenii 

Cała wschodnia Afryka zmaga się z ulewami od października. Do poważnych powodzi doszło w Somalii. W Kenii w tegorocznej porze deszczowej zginęło 120 osób, 18 tys. musiało opuścić domy. Powodzie zniszczyły drogi, co utrudnia dostarczanie pomocy potrzebującym. 

Lekarze obawiają się, że może dojść do rozprzestrzeniania się chorób przenoszonych przez wodę. - Życie tu jest straszne. Nie mamy pieniędzy, a jeśli nawet ktoś miał dość, by zbudować dom, to teraz zabrała go woda. Obudziliśmy się z niczym. Dziś jeszcze nic nie zjedliśmy. Gdyby nie niewielka pomoc, nie mielibyśmy absolutnie niczego - mówiła jedna z ocalałych z powodzi, Cherish Limansin. 

Lokalne władze skarżą się, że reakcja rządu jest zbyt mała i powolna. Niektóre wsie po dniach od zalania nadal są odcięte od świata, nie dociera do nich pomoc żywnościowa. 

Więcej o: