Wypalona dżungla, ginące orangutany, niebo zaciemnione od dymu - z tym wielu kojarzy się uprawa oleju palmowego. Używany powszechnie w jedzeniu, kosmetykach i chemii surowiec jest uprawiany w sposób szkodliwy dla środowiska - i dlatego dziś obchodzony jest dzień bez oleju palmowego. Jednak niektóre organizacje ekologiczne są przeciwne bojkotowi i wzywają do innego rozwiązania.
Olej palmowy produkuje się z olejowca gwinejskiego, nazywanego potocznie palmą olejową. Tropikalna roślina ma oleiste nasiona. Na świecie rocznie produkuje się z nich 66 mln ton oleju palmowego, z czego ogromną większość - w Indonezji i Malezji. Uprawa jest wydajna, a produkt tani. Do tego ma wiele właściwości, których brakuje innym olejom, co pozwala na jego szerokie zastosowanie np. w kosmetykach. W dużej mierze zastąpił wykorzystywany wcześniej w środkach higieny tłuszcz zwierzęcy. Choć często nie mamy tego świadomości, każdy z nas wykorzystuje przeciętnie 8 kg oleju rocznie.
Według raportu WWF z 2019 roku do Polski co roku sprowadza się 248 tys. ton oleju palmowego w postaci surowca i kolejne 188 tys. ton w różnych produktach - w chemii i kosmetykach, żywności oraz paszach. Jedynie 2 proc. jest wykorzystywanych w biopaliwach. Duża część oleju jest wykorzystywana w produkcji słodyczy - 15 proc. importu w Polsce jest przeznaczane na ciastka, lody i czekolady.
Gigantyczne plantacje palm olejowych powstają na terenach z wypalonych lub wykarczowanych lasów deszczowych - co ma fatalne skutki dla środowiska. Najbardziej szkodliwym etapem jest przygotowanie ziemi pod uprawę palm olejowych i sadzenie młodych roślin. Według opublikowanego w styczniu badania na tym etapie dochodzi do największej emisji gazów cieplarnianych. Ma to związek m.in. z osuszaniem mokradeł pod uprawy. Także na tym etapie dochodzi o niszczenia naturalnych siedlisk, co zagraża żyjącym tam gatunkom zwierząt i roślin. To w dużej mierze gatunki, które już są skrajnie zagrożone, np. sumatryjskie tygrysy i słonie, nosorożce oraz orangutany.
Tylko na wyspie Borneo uprawa oleju palmowego była odpowiedzialna za 39 proc. utraty lasów w latach 2000-2018.
Z pozoru może wydawać się, że uprawy nie różnią się tak bardzo od lasu - w końcu zastępuje się go tropikalnymi palmami. Jednak tzw. monokultury - czyli systemy wieloletniej uprawy jednego gatunku na danym obszarze - są fatalne w skutkach dla różnorodności biologicznej. Nie są w stanie zastąpić naturalnego lasu jako siedliska dla innych roślin i zwierząt.
Popyt na tani olej stale rośnie, a wraz z nim - zniszczenia w dżunglach Indonezji i Malezji i nie tylko. W najbliższych latach nowe uprawy mogą objąć miliony hektarów.
Uprawa oleju palmowego wiąże się nie tylko z niszczeniem przyrody, ale też łamaniem praw człowieka. Amnesty International opisuje, że uprawy oleju palmowego - w dużej mierze kontrolowane przez wielkie firmy - łamią prawa pracownicze. Robotnicy zarabiają głodowe stawki za ciężką pracę. Ponadto lokalne społeczności ponoszą koszty środowiskowe, podczas gdy zyski czerpią wielkie przedsiębiorstwa.
Łamanie praw człowieka przybiera dużo drastyczniejsze formy niż głodowe pensje pracowników. Badająca przypadki przestępstw i naruszeń związanych ze środowiskiem organizacja Environmental Investigation Agency pisze o wykorzystywaniu dzieci do pracy, przemocy i gwałtach na plantacjach. "Izolowane i oddalone od społeczności plantacje są miejscem dokonywania przestępstw" - ostrzega organizacja. Naruszane są ponadto prawa rdzennej ludności, m.in. przez wysiedlenia i niszczenie środowiska naturalnego, które jest filarem ich tradycyjnego sposobu życia.
Z drugiej strony kraje przodujące w produkcji oleju palmowego przekonują, że to dla nich droga do wyciągania ludzi z biedy - opisuje "The Guardian". To też ogromny wpływ do ich budżetów. To najważniejszy towar eksportowy Indonezji. Tylko ten produkt odpowiada za kilka procent PKB tam i w sąsiedniej Malezji.
Skąd popularność oleju palmowego, skoro tłuszcze roślinne można wykorzystywać z innych źródeł, jak rzepak czy słonecznik? Olej palmowy jest bardzo efektywny w produkcji. Ilość oleju z hektara uprawy jest prawie trzy razy większa w porównaniu do rzepaku.
Według raportu "całkowite zastąpienie oleju palmowego w Polsce wiązałoby się z bardzo niekorzystnymi zmianami związanymi z zagospodarowaniem lądu, ale również ze zwiększonymi emisjami dwutlenku węgla". Wyprodukowanie takiej samej ilości oleju z innych źródeł wymagałoby użycia czterokrotnie większego areału produkcyjnego. Dlatego - według raportu - taki scenariusz wcale nie wydaje się korzystny z punktu widzenia ochrony środowiska i klimatu. Smithsonianmag.com zwraca ponadto uwagę na to, że palmy olejowe wymagają mniej sztucznych nawozów i pestycydów w porównaniu np. do kokosów czy innych roślin uprawianych na olej.
Jednak wiemy, że obecnie uprawy szkodzą środowisku i są szczególnie groźne dla bioróżnorodności i niektórych gatunków, jak orangutany. Jakie jest zatem możliwe rozwiązanie? Uprawa palm olejowych w zrównoważony sposób, a ze strony firm i konsumentów - kupowanie oleju z certyfikowanych upraw. W przypadku Europy 79 proc. importowanego oleju pochodziło z takich upraw. Najpopularniejszy certyfikat jest wydawany przez RSPO - Okrągły Stół na rzecz Zrównoważonego Oleju Palmowego. Rekomenduje się też zmniejszenie konsumpcji olejów w ogóle, co zmniejszyłoby zapotrzebowanie.
Dlatego WWF - jak organizacja informuje w komunikacie - nie popiera bojkotu oleju palmowego. "Zamiana jednego oleju na drugi nie rozwiąże problemów, a jedynie przesunie je w inne regiony" - informuje i podkreśla, że to stanowisko jest spójne z opinią Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody.
Z drugiej strony te wnioski krytykuje inicjatywa "Nie jem palmowego - chronię orangutany" Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. W komentarzu do raportu czytamy, że choć plantacje z certyfikatami ograniczają negatywne skutki, to nie eliminują ich zupełnie. "Ponadto rosnącego zapotrzebowania na olej palmowy nie będzie się dało zaspokoić bez zakładania nowych plantacji na obszarach lasów deszczowych" - pisze inicjatywa. W ocenie autorów Polska ma możliwości wprowadzenia scenariusza "bez oleju palmowego". Zwracają uwagę na nadprodukcję żywności i "pola leżące odłogiem" i przekonują, że "niezgodny z prawdą jest argument, że nastąpi zwiększenie emisji dwutlenku węgla, jeśli Polacy zrezygnują z oleju palmowego".
Greenpeace w 2019 roku ocenił, że RSPO niedostatecznie odpowiada na wyzwania związane z kryzysem klimatycznym. Organizacja cytowała raport koalicji obrońców przyrody, według którego RSPO nieskutecznie monitoruje stosowanie zasad dot. zrównoważonych i odpowiedzialnych upraw, a ich łamanie jest "systemowe i częste". Ocenia wręcz, że "nie ma znaczącej różnicy" między uprawami z certyfikatem i bez w kwestiach wypalania, niszczenia mokradeł i naruszania praw człowieka.
Uprawy oleju palmowego charakteryzuje seria problemów: roślina pochodząca z jednej części świata (Afryki) jest uprawiana w innej (Azji) w sposób masowy i przemysłowy, z ogromnymi szkodami dla środowiska i lokalnej społeczności, jednocześnie napędzając zyski niewielkiej grupy ludzi. Jednak analogiczny opis można zastosować do wielu innych produktów spożywczych. Pochodząca z Chin soja jest uprawiana na wykarczowanych lasach Brazylii, by następnie stać się paszą dla świń w USA, których mięso czasem jest eksportowane do Chin. Chińskie lub amerykańskie pomidory są przerabiane w europejskich fabrykach na koncentrat sprzedawany w Afryce. Pochodzące z Ameryki Płd. kakao jest uprawiane w krajach Afryki, przerabiane na czekoladę w Europie i sprzedawane na cały świat.
Ten światowy system żywnościowy opiera się na zjawiskach, które mają negatywne skutki dla przyrody i społeczeństw. Podstawą jest utowarowienie (komodyfikacja) pożywienia. Jedzenie jest podstawową potrzebą człowieka jednak produkty żywnościowe są traktowane jak towar, obiekt sprzedaży i źródło zysku. Właścicielami hodowli i upraw bywają nie rolnicy, lecz fundusze inwestycyjne i banki. Choć bardziej logiczne może wydawać się, że np. w Ghanie sensowne byłoby sprzedawanie wyhodowanych tam pomidorów, to utowarowienie żywności wiąże się z tym, że tańsze jest kupienie tam puszki przecieru, który przebył pół świata - opisywał w książce "Władcy Jedzenia" reporter Stefano Liberti. Ma to skutki dla nas samych - z jednej strony masowe, śmieciowe jedzenie wywołuje epidemię otyłości, zaś w innych częściach świata wpędzanie ludzi w biedę i niszczenie środowiska przyczynia się do głodu.
Częścią tego systemu są na ogół gigantyczne monokultury, czyli gospodarstwa uprawiające tylko jeden rodzaj rośliny. To właśnie wielkie plantacje palm olejowych w Azji. Jednak na tej samej zasadzie uprawia się soję w Brazylii, niektóre zboża czy inne rośliny. Dotyczy to także m.in. bawełny i drzew przerabianych na papier. Dlatego np. w Kolumbii można spotkać drzewa pochodzące z Nowej Zelandii, posadzone tylko w celu produkcji surowca. Taka uprawa pozwala zwiększyć zbiory, znormalizować uprawy, w skrócie - powiększyć zyski. Jednak często wiąże się z zastosowaniem ogromnych ilości środków chemicznych i niszczeniem środowiska i różnorodności biologicznej oraz wyniszczeniem gleby. Jest też ryzykowne, ponieważ nieopanowanie choroby może oznaczać spustoszenie gigantycznej uprawy.
Takie podejście zapewnia krótkoterminowe zyski dla przedsiębiorców i inwestorów, jednak długoterminowe koszty i problemy dla środowiska naturalnego i lokalnych społeczności. Dopiero zaczynamy dostrzegać wpływ działania człowieka na środowisko naturalne - i ten model produkcji żywności jest dużą częścią tego wpływu. Grozi nam katastrofalne ocieplenie klimatu w tym stuleciu, upadek ekosystemów i bioróżnorodności. Nie chodzi jednak "tylko" o orangutany czy tygrysy. Niszczenie środowiska to podcinanie gałęzi, na której siedzimy, ponieważ w skutki kryzysu środowiskowego ostro uderzą w produkcję żywności.