Ponad 18 milionów zakażonych, ponad 700 tysięcy zmarłych, do tego globalny kryzys. Pandemia nowego koronawirusa pokazała nam, jak mocno w nasze społeczności mogą uderzyć choroby odzwierzęce. Przy czym wcale nie jest tak, że zagraża nam "dzika" przyroda, choć patogeny pochodzić mogą od żyjących dziko zwierząt.
Niszczenie naturalnych ekosystemów przez ludzi, związane ze wzrostem populacji i konsumpcji, by "oczyścić" tereny pod zabudowania osiedli czy uprawy, prowadzi do zmian w faunie, które zwiększają ryzyko rozprzestrzeniania się wirusów takich jak SARS-CoV-2 i wybuchu pandemii.
W czasopiśmie "Nature" opublikowano wyniki badań - pierwszych tego rodzaju - 6801 zbiorowisk ekologicznych i 376 gatunków żywicieli. Z prac naukowców wynika, że na obszarach zdegradowanych w wyniku działalności człowieka populacje zwierząt, które bywają gospodarzami patogenów, są nawet o 144 proc. liczniejsze, a odsetek gatunków przenoszących owe patogeny w odniesieniu do wszystkich na danym obszarze nawet o 70 procent wyższy w porównaniu z pobliskimi, niezakłóconymi działalnością człowieka siedliskami. Zjawisko to najsilniej występuje w przypadku gatunków gryzoni, nietoperzy i ptaków wróblowatych, które mogą być jednocześnie gospodarzami patogenów odzwierzęcych.
Z czego to wynika? Takie zwierzęta szybko się adaptują do zmieniających się warunków, są niewielkich rozmiarów i w krótkim czasie produkują dużo potomstwa. Ten ostatni aspekt jest istotny o tyle, że, jak wyjaśniają eksperci, takie gatunki w procesie ewolucyjnym "postawiły" na liczbę potomstwa, a nie na jego zdolności przetrwania (co jest znacznie bardziej istotne w przypadku jednego potomka, który rodzi się najwyżej co kilka lat). Nie mają tak dobrze wykształconego systemu immunologicznego, są więc bardziej podatne na zakażenia patogenami.
- Kiedy ludzie na przykład przekształcają las w pole uprawne, to to, co robią nieumyślnie, to zwiększają prawdopodobieństwo kontaktu ze zwierzęciem przenoszącym chorobę - mówi David Redding, jeden z członków zespołu badawczego, cytowany przez "The Guardian", który opisuje wyniki raportu.
Obszary wykorzystywane pod uprawę według prognoz będą się powiększać, więc ryzyko opisywane przez naukowców rosnąć. W zagrożonych rejonach należy zatem wzmocnić nadzór nad chorobami i opiekę zdrowotną - zalecają eksperci.
Publikacja raportu nałożyła się w czasie na pandemię nowego koronawirusa, ale badania oczywiście prowadzono znacznie wcześniej. Z artykułu w "Nature" wynika, że redakcja czasopisma otrzymała raport w styczniu ubiegłego roku, zaakceptowała dopiero 1 lipca tego roku, a opublikowała 5 sierpnia.