W piątek pisaliśmy, że sprawa wilków, które miały atakować pilarzy w Brzozowie budzi duże wątpliwości. Jednak żadna z decyzyjnych osób najwyraźniej się nad tymi wątpliwościami nie pochyliła: w weekend Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska wydał zgodę na odstrzał wilków, a dzień później dwie samice zostały zastrzelone.
Jeszcze w niedzielę pojawiły się nowe, sensacyjne nagłówki o wilku na ulicach Poznania. Ten miał więcej szczęścia. Zanim ktoś zażądał jego zastrzelenia, udało się go odłowić i na razie jest pod opieką poznańskiego zoo.
Jakie wnioski płyną z tych spraw i czy - jak mówią myśliwi - wilki stają się zagrożeniem rozmawialiśmy z dr hab. Krzysztofem Schmidtem, zastępcą dyrektora Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży i współautorem planów ochrony rysia i wilka w Polsce.
Prof. Krzysztof Schmidt - Wyjątkowo szybko doszło do zabicia tych wilków. Pierwsze, co należy zrobić w takiej sytuacji, to wykonać badanie. Sprawdzić, czy da się zastosować alternatywne metody. Tu mieliśmy do czynienia z jednym incydentem. Zwykle to nie wystarcza, by uzasadnić taki radykalny środek. Należałoby sprawdzić, jakie było uzasadnienie podjęcia od razu decyzji o zabiciu wilków. Ale można powiedzieć, że mamy pewną zaletę tego, że tak się stało.
- Dzięki temu wiemy więcej i możemy zrozumieć, co tam się wydarzyło. Okazało się, że te wilki były młodymi szczeniakami, w wieku ok. 10 miesięcy. Wiemy też, że ważyły ok. 24 kg. Taką masę mogą osiągać wilki w wieku 5-6 miesięcy. To oznacza, że one były po prostu niedożywione.
- Prawdopodobnie z jakichś powodów zostały pozbawione rodziców. Wataha to normalnie para wilków i ich potomstwo. Tu wygląda na to, że w jakiś sposób młode straciły rodziców. Trudno powiedzieć, czy przyczynił się do tego człowiek, czy nie - ale te wilki prawdopodobnie zginęły. I młode musiały wyżywić się same. Były to niedoświadczone zwierzęta, mogły mieć trudności z polowaniem na swoje naturalne ofiary. Był niedożywione, głodne, szukały łatwego pokarmu.
W tym obszarze wykonuje się dużo prac leśnych, wycinek. A zatem jest dużo hałasu pił motorowych. Żyjące tam wilki mogły się do tego przyzwyczaić. Dźwięk piły mógł im się wręcz kojarzyć nie z niebezpieczeństwem, a z pokarmem. Robotnicy po ścinkach zostawiają część gałęzi i w to miejsce przychodzą ssaki, które się tym odżywiają, przede wszystkim jelenie. Poza tym po ludziach mogą zostać resztki spożywcze. Więc wilki mogą kojarzyć miejsce pracy robotników leśnych z pokarmem.
Można sobie wyobrazić, że te młode, bardzo głodne wilki podeszły do pilarzy szukając jedzenia. Ci uruchomili piły, ale ponieważ dźwięk nie był dla zwierząt niczym nowym, to nie odchodziły. Mogły warczeć, owszem. Ale jeśli wilki warczą, to raczej nie szykują się do ataku. Polujące wilki nie warczą, biegną za ofiarą, a samo warczenie jest raczej oznaką niepewności, próbą odstraszenia.
W pewnym sensie te wilki mogły paść ofiarą sytuacji wytworzonej przez człowieka. Przyzwyczajenie do pokarmu, głód spowodowany brakiem dorosłych. I to jest sytuacja, którą da się wyjaśnić, a nie dowód, że w wilkach rośnie jakaś agresja i zaczynają polować na ludzi.
Mimo tego, że GDOŚ postąpił dość pochopnie i bez dokładniejszego sprawdzenia doprowadził do śmierci tych zwierząt, to jest pewna pozytywna strona tego zdarzenia: kiedy powstaje zagrożenie dla zwierząt domowych czy człowieka i sytuacja wymaga usunięcia problematycznych wilków, to - jak widać - jest możliwe. To mechanizm, który można proponować w trudnych sytuacjach, jest to wykonalne i nawet bardzo szybko.
Nie ma tu uniwersalnych rozwiązań. Te sytuacja są różne. W przypadku wilczycy, którą odłowiliśmy w Białowieży, mamy duże prawdopodobieństwo, że nie był to wilk dziki. Mamy hipotezę, że miał on coś wspólnego z człowiekiem, mógł być przez niego hodowany. W przypadku takiego wilka można było sobie pozwolić na odłowienie. Okazało się to w miarę łatwe. Ale z zupełnie dzikim wilkiem mogłoby się to nie udać. Dlatego te rozwiązania muszą być uwarunkowane poziomem m.in. zagrożenia, częstością problemów. Jeśli wilk tylko pojawia się w pobliżu człowieka, ale zachowuje odległość, unika kontaktu, ucieka - to nie jest zagrożeniem. Znakomita większość kontaktów to sytuacje, gdy wilk po prostu gdzieś przechodzi.
Widziałem te nagrania i możemy tam mówić raczej o zagrożeniu dla wilka. On biegał po ulicach i w każdej chwili ktoś mógł go przejechać.
Ale jak wspomniałem, sytuacje są różne. Co innego, gdy wilki zabijają zwierzęta hodowlane na wsi, a co innego, jeśli mówimy o kawałku lasu na terenie dużego miasta. Akurat w Poznaniu przez sam środek miasta przepływa Warta, wzdłuż której biegnie korytarz ekologiczny. Takie środowisko może sprzyjać temu, że zwierzęta tamtędy przechodzą. I to nie powinno stanowić problemu. Natomiast gdyby doszło do tego, że wilki osiedliłyby się w lasku otoczonym zabudowaniami, to nie jest do dobra sytuacja ani dla ludzi, ani dla zwierząt. Te wilki miałyby problemy ze znalezieniem żywności, a głodne mogłyby stwarzać problemy. I być może w takiej sytuacji nie ma innego rozwiązania, tylko trzeba te wilki zastrzelić. Ale każdą sprawę trzeba rozważać osobno i najpierw szukać alternatywnego rozwiązania. Czasem może wystarczyć np. odstraszenie ich gumowymi kulami.
Człowiek musi się nauczyć zmieniać niektóre swoje zachowania. Chodzi np. o wyrzucanie śmieci. Jeśli jest łatwo dostępny pokarm, to te zwierzęta będą się tym żywić. A wilk, mimo że jest drapieżnikiem, jest też zwierzęciem wszystkożernym, potrafi wyżywić się na bardzo różnym pokarmie, w tym resztkami ze śmietników. Działalność człowieka sprzyja więc generowaniu takich sytuacji, które w konsekwencji sprawiają, że ludzie czują się zagrożeni. A skoro mowa o poczuciu zagrożenia, to nie zapominajmy o dużych, niebezpiecznych psach. Ja wilka bałbym się mniej, niż psa, ponieważ wilki boją się ludzi, a psy nie okazują przecież lęku przed człowiekiem.
- Pytanie, na jakiej podstawie pan przewodniczący uważa, że wilki przekroczyły jakąś granicę. Kto tę granicę wyznacza? I skąd w ogóle wiadomo, ile wilków jest? Niedawno podejmowano próby ich policzenia i podawane są całkowicie odrębne liczby. Przeprowadzono monitoring, wg. którego wilków może być ok. 1900. A GUS podaje liczbę 3200, która prawdopodobnie pochodzi z informacji od kół łowieckich. I która jest prawdziwa? Trudno to ustalić.
Wilki rozprzestrzeniły się w Polsce, bo są chronione. I jednym z celów ochrony gatunku, szczególnie w przypadku wilka, jest to, aby mogły się swobodnie przemieszczać po kraju. W tym celu były tworzone korytarze ekologiczne. Po to wydajemy pieniądze na przejścia dla zwierząt na autostradach. Perspektywa przyrodników jest taka: populacja wilka odbudowała się zgodnie z zamierzeniem, dlatego występuje on teraz na terenie całej Polski. Natomiast myśliwi mają być może inny pogląd na ochronę przyrody i ta sytuacja jest dla nich nowa.
- W zachodniej Polsce kiedyś wilków nie było. Wyłączne myśliwi gospodarowali zwierzyną łowną. Teraz wilki ich z tego częściowo "wyręczają". To jest nowa sytuacja, do której PZŁ musi się dostosować.
A co to znaczy, że szkodzi? Wilk jest są gatunkiem chronionym, odżywia się ssakami kopytnymi. To ich naturalny pokarm, dlatego mówienie o szkodzeniu jest nieporozumieniem. Od wielu lat w Polsce i Europie obserwuje się duży wzrost ssaków kopytnych. A wraz z tym obserwuje się wzrost szkód, które one powodują w leśnictwie. Uszkadzają szkółki leśne, sadzonki. Więc wilk w pewnym sensie pomaga w "gospodarowaniu" ich populacją.
Kiedy widzimy, że wilki pojawiają się w pobliżu człowieka, to powstaje wrażenie, że on pozbył się lęku, bo nikt do niego nie strzela. W pewnym sensie można to tak rozumieć: wilki dostrzegają zagrożenie. To nie jest tak, że wilki tracą strach, tylko nie dostrzegają zagrożenia. Dlatego częściej może dochodzić do kontaktów między człowiekiem a wilkiem. Ale samo strzelanie nie wzbudza w populacji strachu. Nie ma badań, które by wykazały, że populacja, która podlega pozyskaniu łowieckiemu okazuje większy strach. Można też na to spojrzeć z innej strony - czy sam odstrzał nie spowoduje większych problemów.
Jeśli rozpoczniemy regularny odstrzał, to może dać to odwrotny skutek – co właśnie potwierdzają badania. W polowaniach bardzo często będą ginąć dorosłe osobniki. To doprowadzi do sytuacjj takich jak w Brzozowie. Pozostaną osierocone młode zwierzęta, które nie będą miały doświadczenia i będą stwarzać coraz więcej problemów. Badania pokazują, że kiedy prowadzony jest odstrzał, zaburzona zostaje struktura populacji. Obawiam się, że gdyby został dozwolony regularny odstrzał wilków, to wówczas moglibyśmy obserwować wręcz eskalację konfliktu. Ten przypadek z Brzozowa obnażył dokładnie taki mechanizm. PZŁ powinien się nad tym zastanowić i wziąć pod uwagę wyniki badań naukowych, a nie utarte, powtarzane z ust do ust poglądy.
Trzeba edukować i wyjaśniać, dlaczego dochodzi do pewnych sytuacji. Nie chodzi o to, by na siłę uspokajać i pisać: proszę iść do lasu i nie bać się wilków. Trzeba edukować o tym, że mamy w kraju dużego drapieżnika, który jest bardzo istotnym elementem przyrody i dobrze, że jest. Badania pokazują, że to bardzo istotne, aby wilki były w ekosystemie. Trzeba uczyć ludzi, jak się zachowywać.
Po pierwsze: nie udostępniać wilkom łatwego pokarmu. Chodzi m.in. o opiekę nad zwierzętami hodowlanymi, jak również psami. Są one traktowane przez wilki jako konkurencja. Psy zostawiają swoje ślady w środowisku i bywają tropione przez wilki - o ile nie zostaną przez człowieka zabezpieczone. Pies powinien być zamknięty, a nie trzymany na łańcuchu (co jest zresztą niezgodne z prawem). Kolejna sprawa to śmieci i odpadki. To element, który może przyciągać wilki. Ludzie powinni też wiedzieć, gdzie wilki występują i jak się zachować w lesie.
O tym media powinny informować, a nie robić sensację. Podnosić świadomość w społeczeństwie i przypominać o rozsądku i rozwadze, aby nie prowokować niebezpiecznych sytuacji oraz o tym, że wilki mają prawo do życia i są wręcz niezbędne dla ekosystemu.