W ciągu ostatnich kilku lat australijskie tereny wiejskie ucierpiały z powodu suszy, pożarów i powodzi. Teraz zmagają się z plagą myszy. Gryzonie zbliżyły się do siedlisk ludzi po zimie, w poszukiwaniu jedzenia.
- Nie widzieliśmy plagi na taką skalę od początku lat 80. - powiedział minister rolnictwa stanu, Adam Marshall, cytowany przez rolniczy portal Topagrar.pl. Według władz Australii, na jeden hektar pola przypada od 800 do 1000 gryzoni.
Problem trwa już od kilku miesięcy. Australijczycy natrafiają na myszy niemal wszędzie: w domach, w koszach na śmieci, w szkolnych klasach, a nawet w szpitalnych łóżkach. Zniszczenia nieruchomości i upraw spowodowane plagą, sięgają milionów dolarów, co skłoniło władze Nowej Południowej Walii do stworzenia pakietu ratunkowego o wartości 50 milionów dolarów.
Australijski Urząd ds. Pestycydów i Leków Weterynaryjnych nie zatwierdził jeszcze bromadiolonu, czyli jednego z najsilniejszych środków zabijających myszy, ale stan Nowa Południowa Walia już przygotowuje się do uzyskania stosownego zezwolenia, o czym donosi Bloomberg.
Władze lokalne zabezpieczyły 5000 litrów tej wysoce toksycznej substancji chemicznej, do dystrybucji w 20 miejscach dotkniętych plagą. Australijczycy mogą nabywać bromadiolon do użytku domowego. Nie mogą jednak stosować tej trucizny w gospodarstwach rolnych, ze względu na niebezpieczeństwo dla innych zwierząt.
Eksperci wyrażają obawy, że po inwazji gryzoni przyjdzie plaga węży, dla których myszy stanowią główne pożywienie.