Australijska Fundacja Koala podała w poniedziałkowym (20 września) komunikacie, że w ciągu trzech ostatnich lat, w związku z pożarami, suszami, falami upałów i oczyszczaniem terenu, populacja zwierząt zmniejszyła się o około 30 proc. Zdaniem organizacji jest to "niepokojący trend". Zaapelowała więc do rządu o podjęcie stosownych działań.
Jak podaje NBC News, największy spadek populacji zaobserwowano w południowo-wschodniej części kraju, w stanie Nowa Południowa Walia - tam, jak się szacuje, liczba koali w ostatnim czasie zmalała aż o 41 proc. Obecnie przyjmuje się, że populacja tych zwierząt wynosi od 32 tys. do 58 tys., tymczasem w 2018 roku miało to być między 46 tys. a 82 tys.
- To wysoce niepokojące. Dzięki turystom koale przynoszą Australii trzy miliardy dolarów rocznie, a rafa koralowa - siedem miliardów. Jeśli nie potrafimy chronić tych dwóch symboli naszego kraju, to trzeba bić na alarm. Ludzie chcą chronić przyrodę. Wszyscy rozumieją, że to wymaga zmian. Jeśli buldożery nadal będą ważniejsze, to obawiam się o los koali. Domagam się nowego prawa, by je chronić. Uważam, że przemysł i koale mogą współistnieć - powiedziała przewodnicząca fundacji Deborah Tabart.
Niektórzy eksperci wskazują jednak, że dane fundacji są prawdopodobnie zaniżone, choć nie mają wątpliwości, że sytuacja zwierząt nie jest dobra. Profesor ekologii z Flinders University w Adelajdzie, Corey Bradshaw, wskazał w rozmowie z NBC News, że jeszcze w artykule z 2016 populacja koali była szacowana na 329 tys.
- Istnieje wiele rozdrobnionych małych populacji, wiele chowu wsobnego i wiele chorób - podkreślił. Ben Moore, starszy wykładowca w Hawkesbury Institute for the Environment na Western Sydney University dodał natomiast, że mimo że ciężko jest oszacować dokładną liczbę tych zwierząt, to z każdym badaniem konsekwentnie ona spada.