Pierwsze plamy ropy u wybrzeża Kalifornii dostrzeżono w sobotę. Do lokalnych władz zaczęły docierać doniesienia o martwych rybach i ptakach. Na miejsce skierowano łodzie Straży Przybrzeżnej, które rozłożyły na wodzie pływające bariery o długości ponad kilometra by ochronić zamieszkane przez 90 gatunków ptaków mokradła Talbert Marsh. Amerykańskie media podają, że plama ropy jest długa na 10 kilometrów. Ma obejmować obszar ok. 33 kilometrów kwadratowych.
Władze Huntington Beach zamknęły plaże na odcinku ponad 6 kilometrów. Odwołano też drugą część pokazów lotniczych, które z plaż Kalifornii oglądały setki tysięcy osób. Szacuje się, że do oceanu dostało się 570 tysięcy litrów ropy. Prawdopodobnie wyciekła ona z rurociągu prowadzącego do jednej z trzech platform wiertniczych zlokalizowanych około 10 kilometrów od wybrzeża. - Udało się ustalić skąd nastąpił wyciek ale nie mamy potwierdzenia, że udało się go całkowicie zatrzymać - mówiła burmistrz Huntington Beach Kim Carr.
Parlamentarzyści z Kalifornii zaapelowali do prezydenta Joe Bidena by ogłosił stan katastrofy ekologicznej, co pozwoliłoby miejscowym władzom skorzystać z pomocy finansowej rządu federalnego.
CNN informuje, że rurociąg należy do firmy Amplify Energy z siedzibą w Houston. - Nasi pracownicy żyją i pracują w tych społecznościach i jesteśmy głęboko dotknięci i zaniepokojeni wpływem [wycieku - red.] na środowisko - powiedział na konferencji prasowej Martyn Willsher, prezes Amplify Energy. - Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby uzdrowić tę sytuację - dodał.
Willsher poinformował, że obiekty obsługujące rurociągi powstały pod koniec lat 70. i na początku 80. ubiegłego wieku. Amplify jest właścicielem rurociągu od dziewięciu lat. Pęknięcie znajduje się prawdopodobnie ok. 8 kilometrów od wybrzeża.