Na początku tego roku norweski rząd ogłosił, że zamierza w ciągu dwóch do pięciu lat zamknąć elektrownię w Longyerbyen. To niewielka instalacja, o mocy 10 megawatów, ale dla lokalnej społeczności kluczowa - około 2500 mieszkańców największej osady i administracyjnej stolicy Svalbardu dzięki elektrowni ma energię elektryczną i ciepło. Elektrownia zasilana jest węglem, wydobywanym w pobliskiej kopalni. Władze Norwegii chcą zastąpić go i "bezpieczniejszym i bardziej przyjaznym dla klimatu rozwiązaniem energetycznym".
O Arktyce i zmianach klimatu piszemy regularnie na Gazeta.pl.
Transformacja energetyczna dociera wreszcie do arktycznej wyspy. Bo kojarzący się z nieskazitelną przyrodą Arktyki Spitsbergen ma długą historię pozyskiwania surowców naturalnych, w tym kopalnych. Najpierw pozyskiwano tu tłuszcz - z zamieszkujących okoliczne wody wielorybów. Tak intensywnie, że wybito je niemal całkowicie. Potem na archipelagu pojawili się traperzy, poszukujący cennych futer. A na początku XX wieku postanowiono na surowce kopalne, a sensowne okazało się jedynie wydobycie węgla. Do tej pory na Spitsbergenie, największej svalbardzkiej wyspie (i jedynej zamieszkanej) działają dwie kopalnie węgla, wspomniana norweska (być może już niedługo) i rosyjska, w Barentsburgu. Ogromne znaczenie zyskała tu jednak nauka i naukowców, z całego świata, jest tu wyjątkowo dużo.
Gazeta.pl pojechała do jednej z niewielkich, sezonowych stacji badawczych, prowadzonej przez Uniwersytet imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu. Razem z niewielką ekipą ekspertów brałam udział w badaniach i pozyskiwaniu danych. Oto relacja z tej niezwykłej wyprawy:
A wszystkie materiały związane z tym wyjazdem można zobaczyć pod tym linkiem.