Na początku wyglądało to bardzo dobrze, zaskakująco dobrze wręcz. Kilkadziesiąt państw w czasie COP26 podpisało w Glasgow deklarację o odejściu od węgla. Zgodnie z nią "główne" gospodarki zobowiązały się do odejścia od węgla do lat 30. tego wieku, a pozostałe, mniejsze, do lat 40. Pod dokumentem widnieje podpis Anny Moskwy, od niedawna nowej ministry klimatu i środowiska.
Termin "główne" (ang. major) rozumiany jest zwykle jako gospodarki rozwinięte, należące do OECD. Ponieważ Polska jest członkiem tej organizacji, a dodatkowo Wielka Brytania w komunikacie na temat deklaracji już w pierwszych zdaniach z radością podkreśliła udział w niej naszego kraju, informacja na ten temat od razu wzbudziła duże zainteresowanie. Oznaczała bowiem, że polski rząd przyspieszył termin rezygnacji z węgla, jak dotąd podawał bowiem 2049 rok jako datę graniczną. To byłby prawdziwy, duży przełom. Taka interpretacja pojawiła się też w depeszach światowych mediów (a w niektórych agencjach w piątek rano wciąż nawet widniała).
O tematach związanych z klimatem i środowiskiem na bieżąco piszemy na stronie głównej Gazeta.pl.
Polscy eksperci nie do końca mogli uwierzyć w taką zmianę narracji rządu, więc postanowili dopytać. I rzecznik resortu klimatu odpowiedział jednemu z nich na Twitterze, że jeśli chodzi o konkretne daty, to w przypadku Polski chodzi o lata 40.
Gościem Zielonego Poranka Gazeta.pl był Marcin Kowalczyk, Kierownik Zespołu Klimatycznego Fundacji WWF Polska, który w szczytach klimatycznych bierze udział od kilkunastu lat, a przez kilkanaście lat pracował w Ministerstwie Finansów, zajmując się kwestiami energii i klimatu. Zdaniem Kowalczyka Polsce nie grożą za to bezpośrednie konsekwencje "poza utrata twarzy czy prestiżu".
Społeczeństwo obywatelskie zareagowało na to dość mocno. Polska dostała za to "skamielinę dnia" czyli antynagrodę przyznawaną za dość nieładne zachowania w dziedzinie ochrony klimatu
- powiedział Kowalczyk w Zielonym Poranku Gazeta.pl. Odniósł się też do samej deklaracji ws. węgla. Nie podpisało jej kilka kluczowych państw m.in. Chiny, Indie, Australia i USA.
Należy na to spojrzeć z tej perspektywy, że podpisało się pod nią 190 państw świata. Gdyby były realizowane te oczekiwania, że państwa bogatsze będą odchodzić (od węgla - przyp. red.) w latach 30., a uboższe w 40., to już to byłby jakiś krok naprzód.
- podkreślił ekspert WWF w rozmowie z Marią Mazurek. W czasie szczytu składane są też inne obietnice. Międzynarodowa Agencja Energii stwierdziła, że gdyby zostały w pełni dotrzymane, ograniczyłyby globalne ocieplenie do 1,8 stopnia Celsjusza.
Mamy szanse zmieścić się z ocieplaniem poniżej 2 stopni, jeżeli wszystkie te ambitne deklaracje faktycznie zostaną zrealizowane. Jakaś nadzieja się pojawiła
- podsumował Kowalczyk.